[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jedyna metoda, żeby Mama dowiedziała się, jak wygląda dom, do którego ma trafić Tato, a nie mogła mi przerywać.Magia telefonu: prawie każdy potrafi bez skrupułów przerwać mówiącemu wprost, ale prawie nikt nie przerwie mówiącemu przez telefon.Wyjaśniam Joan całą sytuację, ze sprawą cewnika włącznie.Joan zgadza się ze wszystkim.- Pamiętaj, Jack, że to nas do niczego nie zobowiązuje.Jeżeli coś będzie nie tak, możemy go w każdej chwili stamtąd zabrać.Referuję jej nowy pomysł Mamy o pielęgniarce.Joan chce mówić z Mamą.Przekazuję jej słuchawkę, wychodzę do sypialni, wyciągam się na łóżku, podnoszę słuchawkę drugiego aparatu i podsłuchuję.Joan znowu w akcji.Już zdołała co nieco zmiękczyć stanowisko Mamy.- Zrozum, Mamo, przecież to tak samo jakby leżał w szpitalu, tyle że bliżej domu.Ma fachową opiekę lekarską, której my mu nie zapewnimy.Blisko, można go często odwiedzać.A dopóki tam leży, możemy się rozglądać za stałą pielęgniarką domową.Z dnia na dzień nikogo nie znajdziemy, na to trzeba czasu.Zadzwonimy do Katolickiej Agencji Społecznej.Odkładam słuchawkę i staram się odprężyć.Cały dzień chodziłem spięty, ciśnienie skoczyło mi zawrotnie.Koło łóżka widzę valium Mamy i szklankę wody.Połykam, wyciągam się na plecach, czekam.Nie do wiary, jak to szybko działa.Może to tylko sprawa wyobraźni, ale czuję, jak rozwija mi się wewnętrzna sprężyna.Przyczajone na obrzeżach podświadomości niepokoje oddalają się i bledną.Nie chce mi się spać, tylko pozostać w tym stanie spokoju.Mama po odłożeniu słuchawki przychodzi do mnie.Zdaje się, że w drodze przez hall zdążyła zmienić zdanie.Teraz narzeka na to, że nikt nie dba o starych ludzi.- Nawet jak człowiek ma pieniądze, tylko patrzą, gdzie by go upchnąć poza domem, z obcymi.Ja taka nie byłam, o nie! Razem z siostrami opiekowałam się matką przez siedem lat, kiedy była na wpół sparaliżowana.A jak umarła, dzieliłyśmy obowiązki przy tatusiu.Na odwiedziny albo telefon od wnuków w ogóle nie ma co liczyć, żeby człowiek przeżył nie wiem ile zawałów i miał umierającego męża w szpitalu.Co ich to obchodzi.Stary człowiek tylko każdemu zawadza.Nawet nie płacze, tylko punktuje fakty, jakby recytowała litanię.Nie mogę jej zaprzeczyć.Wciąż jestem rozluźniony po valium.Słucham, co Mama mówi, ale wcale mnie to nie denerwuje, mógłbym powiedzieć, że nawet mi się podoba.Czuję się jak wielki guru, gotów udzielać rad całemu światu.Na drugi dzień Joan zaczyna się rozglądać za pielęgniarką.Mama gotowa jest płacić do osiemnastu dolarów dziennie, plus pokój i wyżywienie, ale za tę cenę nigdzie nie znajdzie fachowej siły.Poza tym - te jej wymagania! Pielęgniarka musi być katoliczką, nie pić, nie palić, rozumie się, że czarna, Meksykanka albo Kubanka odpadają.Kubańczycy stanowią u Mamy oddzielną kategorię: Kubańczykiem może u niej zostać właściwie każdy, kto mówi z obcym akcentem.I żeby nie była ani za młoda, ani za stara.Poszukuje się brzydkiej kobiety, wiek między czterdzieści a pięćdziesiąt lat, która chciałaby pójść żywcem do nieba.Cieszę się, że zadanie znalezienia jej przypadło Joan.Ja będę spędzał jak najwięcej czasu w domu dla przewlekle chorych.Chcę widzieć, jak się tam Tatą opiekują.Nasłuchałem się opowieści o maltretowaniu, przedawkowywaniu leków nasennych, zaniedbywaniu pacjentów.Cały czas mam nadzieję, że Tato poleży tam najwyżej tydzień, dwa, dopóki Joan kogoś nie znajdzie.Nazajutrz rano dzwonią do mnie z Perpetual: Tato będzie przewieziony do Cottage Villa jeszcze przed południem.Przekazuję informację Mamie, podaję jej śniadanie i jadę tam.Tatę wiozą na ruchomym łóżku.Cewnik ma.Wtaczają go do pokoju, ja idę obok.Pomagam pielęgniarce przenieść Tatę na łóżko.Jest niespokojny, gwałtownie rzuca głową na wszystkie strony, superczujny, chociaż nieświadomy.Nie poznaje mnie i nie reaguje.Salowe roznoszą południowy posiłek.Tato ma zestaw na swojej karcie.Będzie karmiony łyżeczką.Zabiera się do tego śliczna kobieta o jasnobrązowej skórze, z jednym okiem piwnym, a drugim zielonym.Podnosimy podgłówek łóżka do pozycji siedzącej.Tato ma na sobie pas bezpieczeństwa blokujący talię i nadgarstki.Kobieta odkrywa pojemniki z jedzeniem, cały czas przemawiając do Taty cichym głosem.Przeczytała nazwisko na karcie, ale wymawia je “Truman".Poprawiam ją.Wtedy pyta, jak Tato ma na imię, i karmiąc go zwraca się do niego “Jack".Tato nie odrywa wzroku od jej oczu, ale otwiera i zamyka usta na każde dotknięcie łyżki; połyka posłusznie.- Bardzo dobrze, Jacky, bardzo grzecznie.Teraz trochę marchewki.Ma słodki głos i piękne ciało.Ciekaw jestem, dlaczego podjęła taką pracę, co czuje, kiedy patrzy na tych starych ludzi.Mam nadzieję, że potrafi znaleźć w sobie współczucie dla nich, że jest to dla niej coś, co warto robić.Stoję po przeciwnej stronie łóżka, przyglądam się, próbując wyłowić istotę rzeczy.Między jednym a drugim kęsem ona uśmiecha się do mnie, zamieniamy parę słów.Pakuje Tacie do ust łyżkę kremu.- Może pan sobie iść.Nakarmię tatusia bez kłopotu, nie sprawia żadnych trudności.- A wolno popatrzeć?Odpowiada błyskiem uśmiechu.- Jeżeli pan chce, nie mam nic przeciwko temu.Mnie to nie przeszkadza.Karmi Tatę dalej, a ja mówię do niego.Nie zwraca na mnie uwagi.Oczy utkwił w dziewczynie i współpracuje z nią przy karmieniu.Zaczyna nawet otwierać usta tuż po przełknięciu, zanim jeszcze dotknie ich łyżka.Przyglądam się dziewczynie.Ramiona ma pełne, ale nie pulchne, nie tęgie; biały wykrochmalony mundurek ciasno opina jej ciało.Materiał jest cienki, widać, gdzie został podwinięty na brzegu rękawa, a gdzie jedną warstwą osłania skórę.Po karmieniu pytam ją, czy mogę zabrać Tatę na dwór, żeby posiedział w patio.- Myślę, że to mu bardzo dobrze zrobi.Zdejmujemy pasy bezpieczeństwa, opatulamy Tatę ciasno w szlafrok i przenosimy na fotel inwalidzki, razem z butelką na mocz.Pod siedzeniem fotela jest mała klamra do zamocowania butelki.Na siedząco Tato wygląda lepiej - każda pozycja jest lepsza niż leżenie w łóżku w ciągłym przerażeniu.Pcham wózek przez korytarz.Tato nabrał zwyczaju trzymania ust otwartych, z obwisłą dolną wargą.Bardzo to do niego niepodobne.Przez całe życie jedną z charakterystycznych cech Taty były zaciśnięte usta i sztywna szczęka.Teraz, z opadłą szczęką, rozchylonymi ustami i zwieszoną głową, spogląda spode łba jak Charles Laughton w roli kapitana Bligha.Wcale nie jest podobny do siebie.Na dworze wyszukuję stolik z parasolem słonecznym i parkuję Tatę w cieniu.Sam siadam obok niego na słońcu.Mówię mu, jak dobrze jest się odprężyć, czuć słońce na skórze.Mówię o kwiatach, wymieniam niektóre nazwy.Siedzimy tak blisko godzinę.Rozluźniam się do końca, biernie chłonąc spokój tego miejsca.Nagle Tato zaczyna mówić.Z początku mówi sam do siebie, mamrocze, głos ma niski i tak schrypnięty, że niczego nie mogę zrozumieć.Nachylam się nad nim od tyłu, żeby go nie rozpraszać.Oczy i głowa poruszają się, coś śledzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl