[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawało się, że stanie, zanim jej dotknie, lecz poczuli wokół wibra­cje i cały zamek zadźwięczał - pojedynczą nu­tą - jak ogromny kryształowy dzwon.Przestworza rozpoczęły swój pląs, a ziemia prze­sunęła się lekko.Patrząc w górę, dojrzeli czarną, uśmiechniętą twarz, ginącą stopniowo w oddali.Słońce zanurzyło się na zachodzie.- Na Boga! - krzyknął Derkon.- Znowu się zaczyna.W pobliżu, z prawej strony, powietrze zaczęło migotać i gęstnieć.* * *Dilvish mknął schodami.Skręcił i zdezorien­towany przetarł oczy.Małe łukowe przejście u pod­nóża schodów prowadziło na tył głównej komnaty, do miejsca, gdzie znajdowały się skrzypiące drzwi tylnego korytarza.Minął je w pośpiechu i na środku sali dostrzegł leżące ciało Semiramy.Rzucił się w jej stronę, ale cała postać zdawała się zmieniać, kurczyć, nabierać kanciastych kształtów.Włosy miała już zupełnie siwe.Rozsunięta suknia ukazywała pergaminową skórę i kontury kości.Podszedł bliżej, ale jakiś błysk powietrza zawie­szony nad nią zmusił go do zwolnienia kroku.Przez moment poczuł straszliwą obecność istoty, którą widział zawieszoną nad lochem, zanim wyciągnięta z przestworzy ręka porwała ją ze sobą.Dostrzegł niewyraźny zarys Starszego, którego macki pełzły w stronę Semiramy.A jednak w tym geście nie było nic przerażającego.Przeciwnie.Zdawało się, że stwór pragnie ukoić jej ból, przynieść nienaturalną ulgę.Obraz trwał tylko chwilę i trudno było stwier­dzić, czy był wynikiem aberracji światła czy schorze­nia siatkówki oka.Potem zniknął, a krucha postać na posadzce obróciła się na jego oczach w proch.Kiedy stanął w tym miejscu, nie dostrzegł prawie nic.Nawet suknia rozłożyła się na drobne kawałki.Jedynie.Jego uwagę przyciągnął jakiś ruch po lewej stronie Lustro.Lustro.Lustro nie odbijało już otaczającej go głównej komnaty.Zamiast drugiego zwierciadła zawieszo­nego na przeciwnej ścianie, przedstawiało teraz szerokie, kręcone schody z białego kamienia, po których kroczyły wolno jakieś postaci.Kobietą była bez wątpienia Semirama, taka, jaką pamiętał, zanim zabrała ją śmierć.A mężczyzna.Przypominał kogoś znajomego, ale dopiero gdy odwrócił głowę i ich oczy spotkały się, Dilvish pomyślał, że mogliby być braćmi.Mężczyzna był nieco potężniejszy od niego, chyba trochę starszy, ale rysy mieli identyczne.Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.- Selar.- szepnął Dilvish.Nagle powietrze wypełnił dźwięk przypominają­cy bicie wielkiego, kryształowego dzwonu.Na lustrze, niczym czarne błyskawice, pojawiły się rysy, a jego okruchy zaczęły spadać ze ściany.Cały zamek zatrząsł się i zafalował.Dilvish zdążył jedynie zauważyć obojętną wspi­naczkę pary po schodach i ich przejście wśród ciemnoniebieskich kotar zawieszonych na tylnej ścianie.W chwilę potem i ten kawałek lustra rozbił się na podłodze.Semirama, trzymając swego part­nera za prawe ramię, nigdy nie spojrzała wstecz.Dilvish klęknął na jedno kolano i poszperał w prochu, który rozścielał się na posadzce.Podniósł z niej łańcuszek, z którego zwisał mały medalionik, i wsunął go do kieszeni.ROZDZIAŁ XI- Tędy! - nakazał Black.- Pośpieszcie się! Przesuwamy się szybciej niż poprzednio!Derkon, Hodgson i Arlata wrócili do komnaty.- Co to takiego.Czarna Istoto? - spytał Derkon.- Podejdź tu - padła odpowiedź.- Mam coś dla ciebie.Derkon wykonał polecenie.- Tam.- Black wskazał kopytem na czerwoną pręgę wśród drobnych kamieni.- Podnieś to!Derkon przystanął i pochylił się.- Różdżka Jeleraka? - zapytał.- Czerwona Różdżka z Falkyntyne.Przynieś ją! Migiem!Black odwrócił się i skierował się do alkowy, przez którą przeszedł Dilvish.Pozostali ruszyli za nim.- Czarna Istoto - ciągnął Derkon.- Słucham tego, co mówisz.Ale co się dzieje? Dlaczego bieg­niemy?- Ten pokój istnieje tylko dlatego, że my się w nim znajdujemy.Pomagamy temu domowi po­zbyć się dodatkowego skrzydła, opuszczając je.- Domowi?- Tym razem zdecydowano się na małą skalę.Ale najważniejsze jest to, że niebawem nastąpi Wielki Wybuch.Dlatego na prośbę domu przy­śpieszyliśmy kroku.- Wybacz, Czarna Istoto - krzyknął Hodgson, kiedy minęli alkowę i zaczęli schodzić w dół schoda­mi.- Ale ten Wielki Wybuch - czy masz na myśli.?- Stworzenie wszechświata - dokończył - Black.- Tak.Krążymy cały czas dokoła.Tak czy inaczej, po wybuchu będziemy mijać niebezpieczną strefę zamieszkałą przez istoty, które mogą zadać nam wiele cierpień.Dom może zatrzymać część z nich, ale niektóre.Black opuścił ostatni stopień, gdy nastąpił wy­buch.Znikły wszystkie kolory, a świat stał się czernią i bielą, światłem i ciemnością.Hodgson spojrzał przez ciało stojącej przed nim dziewczyny - ciemny szkielet w jasnej powłoce.Dostrzegł stojącego przed nią Derkona.Dostrzegł migocące światełko duszy, cudowne na tle czarnej geometrii, przez którą przeszli.Black był teraz czystą i wspaniałą taflą ognia, sunącą po podłodze do miejsca, w którym Derkon płonął w śmiertelnej pułapce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl