[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byty wszędzie.Tanner słyszał kwilenie, piski i skrobanie.Raz po raz któryś z nich zde­rzał się z samochodem.- Gdzie jesteśmy? - spytał.- W Kansas City.Pełno ich tutaj - powiedział Greg i odpalił następną rakietę, która wycięła ognisty tunel poprzez spadającą na nich korkociągami hordę.- Oszczędzaj rakiety.Użyj miotaczy ognia - powiedział Tanner, przełączając najbliższy siebie karabin na obsługę ręczną i wyostrzając na ekranie krzyż nitek celownika.- Wal po nich we wszystkich kierun­kach przez pięć, sześć sekund.Potem ja wchodzę.Trysnął płomień, rozkwitając pomarańczowo-kremowymi, ognistymi kwiatami.Gdy zgasł, Tanner zerknął na ekran i nacisnął spust.Zamiatał lufą karabinu w prawo, w lewo i znowu w prawo, dodając do leżących na ziemi zwęglonych ciał nowe sztuki.- Przejedź po nich! - krzyknął do Grega.Samochód, kiwając się na boki, ruszył do przodu.Pod kołami chrupały rozgniatane trupy nietoperzy.Tanner siekł niebo seriami broni maszynowej, zarzucając gradem pocisków następną falę atakujących z lotu nurkowego stworów.W nagłym rozbłysku wystrzelonej w górę flary zobaczyli, że krążąc spiralami, zniżają się ku nim miliony postaci o twarzach wampirów.Tanner przeskakiwał od karabinu do karabinu i nietoperze spadały na ziemie jak ulęgałki.- Hamuj i grzej z miotacza górnego! - krzyknął i Greg wykonał polecenie.- Teraz na boki! Potem do przodu i do tyłu!Wszędzie wokół paliły się ciała, tworząc już stos sięgający poziomu maski samochodu.- Naprzód! - krzyknął Tanner i Greg wrzucił pierwszy bieg.Parli przez sterty zwęglonych ciał.Tanner wystrzelił następną flarę.Nietoperze ciągle byty w pobliżu, ale krążyły już wyżej.Tanner załadował karabiny i czekał, lecz zmasowany atak więcej się nie powtórzył.Oddał kilka strzałów na postrach do paru przelatujących obok stworów.Bitwa była wygrana.- Tam po lewej, to rzeka Missouri - odezwał się po dziesięciu minutach jazdy.- Jadąc wzdłuż jej brzegu, trafimy do Saint Louis.- Wiem.Myślisz, że też będzie pełne nietoperzy?- Chyba tak.Ale jeśli nie będziemy się za bardzo spieszyć i dotrzemy tam za dnia, to nie powinny sprawie nam kłopotu.W Saint Louis możemy pomyśleć nad sposobem przeprawienia się przez Missus Hip.Ich oczy spoczęły na ekranie wstecznym, gdzie na tle usianego bladymi gwiazdami nieba, podkreśla­na blaskiem krwawego księżyca, rysowała się ponura sylwetka Kansas City - miasta nietoperzy.Jakiś czas potem Tanner zasnął ponownie.Śnił, że jedzie wolno na swym motocyklu środkiem sze­rokiej ulicy, a na chodnikach stoją tłumy ludzi, którzy wiwatują, gdy ich mija.Zewsząd rzucają konfetti, ale kiedy dolatuje do niego, okazuje się, że to mokre, cuchnące śmieci.Dodaje gazu, ale motocykl zwal­nia jeszcze bardziej, a ludzie obrzucają go teraz wyzwiskami, wykrzykują obelgi, powtarzają ciągle jego imię.Harley zaczyna się chwiać, ale nie może się podeprzeć nogą, bo jego stopy są jak przyklejone.Motocykl zatrzymuje się i przechyla na prawą stronę.Wie już, że upadnie.Gdy leży na ziemi, tłum rzuca się w jego kierunku i już wie, że zbliża się koniec.Obudził go wstrząs i zobaczył rozścielający się wokół niego poranek: błyszcząca moneta pośrodku ciemnoniebieskiego obrusu i rząd szklanek wzdłuż krawędzi.'- No, jesteśmy - powiedział Greg.- To Missus Hip.Tanner poczuł się nagle bardzo głodny.Po spożyciu posiłku, skierowali się w stronę mostu.- Nie zauważyłem żadnego z twoich nagich ludzi z włóczniami - powiedział Greg.- Mogliśmy oczywiście minąć ich po zapadnięciu zmroku, jeśli w ogóle jacyś tu jeszcze są.- No i dobrze - odparł Tanner.- Oszczędziliśmy trochę amunicji.Ich oczom ukazał się most, obwisły i ponury z wyjątkiem miejsc, gdzie słońce złociło liny, na których był zawieszony.Rozciągał się, nie przełamany, nad błyszczącą taflą wody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl