[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jamie zamyślił się na moment. Faktycznie go prowokowałem.Zabawne, ale odkąd trafiłem tutaj, stałem się bardziejbojowy. Hmm&  mruknęłam. Co? Przypomniały mi się słowa mojego taty.Pytająco uniósł brwi. Powiedział, że wystarczy wsadzić drobnego przestępcę do więzienia o zaostrzonymrygorze, a wyjdzie stamtąd jako spec od przemocy i rozboju. Dokładnie tak  przytaknął Jamie. Moja chęć walenia w mordę jest wprostproporcjonalna do pacyfistycznego nastawienia tutejszego personelu.A ostatnio wszystkodoprowadza mnie do szału.I wszyscy.Dochodziliśmy już prawie do lady.Patrzyłam, jak Wayne podsuwa pacjentom przed namimałe, papierowe kubeczki.Zerknęłam pytająco na Jamiego. Najpierw prochy, potem szama  wyjaśnił. Dla wszystkich? To element całości  wyjaśnił, przesuwając się grzecznie do przodu. Farmakoterapiaw połączeniu z terapią dyskusyjną, i tak dalej, i tak dalej.Nadeszła jego kolej.Bez wahania wziął dwa kubeczki od terapeuty, który jeszcze przedchwilą usiłował go spacyfikować. Jak się masz, Wayne?  pozdrowił go radośnie. Cześć, Jamie. Twoje zdrowie. Jamie trącał się kubeczkiem z innymi pacjentami.Wayne przeniósł wzrok na mnie. Teraz ty. Ja jestem tu nowa i& A, Mara Dyer  skojarzył i wręczył mi dwa kubeczki.W jednym była woda, a w drugim pigułki.Wyglądały inaczej niż te, które dotychczaszażywałam.Rozpoznałam tylko jedną. Co to jest?  spytałam. Twoje leki.  Ja takich nie biorę. Jeżeli chcesz, możesz o tym pózniej porozmawiać z doktor Kells, ale na razie musisz tołyknąć.Spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek. Takie są zasady  wyjaśnił, wzruszając ramionami. Pospiesz się, bo jest kolejka dodał, podsuwając mi leki.Zawahałam się, usiłując przemóc opór w gardle. Otwórz buzię  polecił.Posłuchałam. Grzeczna dziewczynka  pochwalił.Czyżbym zasłużyła na medal? Miło by było.Wzięłam jedzenie i odeszłam z Jamiem dostołu.Gadaliśmy sobie i nawet się śmiałam.Dokładnie w chwili, kiedy doszłam do wniosku, że Horyzonty nie są aż tak straszne,w drzwiach stołówki pojawiła się doktor Kells i wywołała mnie. Powodzenia  życzył mi na pożegnanie Jamie.Nie potrzebowałam wsparcia.Choć miałam za sobą fatalną noc i jeszcze gorszy poranek,znałam swój scenariusz i wiedziałam, że będę się go trzymać.Kiedy wyszłam ze stołówki, jakieś palce chwyciły mnie za przegub i wciągnęły za róg.Uniosłam wzrok i zobaczyłam Phoebe.Obejrzałam się przez ramię.Nikt nas nie widział. Możesz mi podziękować  powiedziała.Wyszarpnęłam rękę. Za co?Jej twarz była jak maska bez wyrazu. Za to, że poprawiłam ci oczy. 15A więc to psychotyczna Phoebe wydrapała mi oczy.Nie Jude.Poczułam jednocześnie ulgę i wściekłość.Jude zrobił zdjęcia i postarał się, żebymzobaczyła je dzisiaj.%7łebym się przeraziła.A jednak ucieszyłam się, że nie on wydrapał mi oczy.Nie bardzo rozumiałam, skąd touczucie, ale tak było.Phoebe oddaliła się, zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć.Wzięłam głęboki wdechi ruszyłam za doktor Kells długim korytarzem.Miałam wrażenie, że ściany napierają na mnie.Phoebe wytrąciła mnie z równowagi i musiałam szybko odzyskać kontrolę nad sobą.Droga dłużyła mi się w nieskończoność, aż wreszcie dotarłam do drzwi w samym końcukorytarza.Doktor Kells była już w gabinecie.Pokój był biały jak inne, a jedyne umeblowanie stanowiło biurko z jasnego drzewa i dwabiałe krzesła, zdominowane przez pustą przestrzeń.Doktor Kells siedziała przy biurku, a obokniej stał jakiś mężczyzna.Uśmiechnęła się do mnie i gestem zachęciła, żebym usiadła.Posłuchałam, ale nie trafiłamw krzesło i omal nie klapnęłam na podłogę.Dziwne. Jak tam po zajęciach?  zagadnęła. Dobrze  skłamałam. To cudownie.Poznaj doktora Vargasa.Mężczyzna uśmiechnął się.Był młody, pewnie jeszcze przed trzydziestką.Miał kędzierzawewłosy i okulary.Trochę przypominał mi Daniela. Doktor Vargas jest neuropsychologiem.Pracuje z tą częścią naszych studentów, którzyzmagają się z konsekwencjami urazów głowy i innych poważnych chorób. Miło mi pana poznać  powiedziałam. Mnie też, Maro  odparł i nie przestając się uśmiechać, wstał i ruszył do drzwi.Dziękuję, doktor Kells. Nie ma za co.Oddalił się i zostałyśmy same.Pani doktor wyszła zza biurka i usiadła na krześlenaprzeciwko mnie.Uśmiechała się.Nie miała notesu i długopisu ani dyktafonu.Po prostu&patrzyła.Powietrze stało się nagle duszne i moje myśli spowolniły.Mijały dręczące minuty, jakgdyby czas płynął inaczej w tym wielkim, pustym pomieszczeniu.Rozejrzałam sięw poszukiwaniu zegara, ale go nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl