[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bardzo dobrze.- Teraz możesz powiedzieć szefom karawany, że droga wolna.- Tak.Słyszałeś to, co ja?Black milczał przez moment, a potem rzekł:- Kwiaty nie krzyczą.Dzień stawał się coraz krótszy.Za nimi nadal unosił się na wietrze dym.DILVISH PRZEKLĘTYMinęły trzy dni, odkąd Dilvish wyjechał z Golgrinn.Przez dwa tygodnie pracował w drużynie reperującej mury miejskie, które zostały zniszczone podczas nieudanego oblężenia przez wyjętą spod prawa bandę.To była ciężka, nudna praca, ale robotnicy otrzymywali porządną strawę, a on sam zdołał zarobić dość grosza, by wypełnić swą kiesę.Zarobki te podwoił grając w tawernie, a teraz z zapasami w jukach kierował się na południe.Było słonecznie, późne popołudnie.Jechał górzystą i lesistą krainą w stronę pasma Kannai.Cały czas w stronę Kannai.Kierunek ten obrał ponad miesiąc temu, kiedy ślepy poeta i prorok o imieniu Olgric powiedział mu, że tam właśnie znajdzie coś, czego szuka.W starym zamku, który niektórzy zwą Wiecznym.Jadąc myślał o przepowiedni.Gdy wynurzył się zza zakrętu, ujrzał mężczyznę stojącego na drodze z wyciągniętym mieczem.- Wędrowcze, ściągnij cugle! - zawołał.- Oddaj mi swą sakiewkę!Dilvish rozejrzał się szybko dokoła.Wydawało się, że mężczyzna jest sam.- Mam cię gdzieś! - odpowiedział mu i wyciągnął broń.Jego wielki, czarny rumak nie zwolnił kroku, lecz poniósł go wprost na napastnika.Kiedy dostrzegł błyszczącą skórę Blacka, uskoczył z drogi i wziął zamach na przejeżdżającego Dilvisha.Dilvish odparował uderzenie, ale sam ciosu nie zadał.- Amator.Jedźmy dalej - nakazał Blackowi.- Niech go trafi ktoś inny.Zostawiony z tyłu człowiek cisnął swą bronią o ziemię.- Do diabła! - wrzasnął.- Dlaczego nie uderzyłeś?- Stój, Black - mruknął Dilvish.Black przystanął, a Dilvish odwrócił się i spojrzał za siebie.- Bardzo przepraszam.Wzbudziłeś mą ciekawość - odezwał się.- Chciałeś, abym ciął ciebie?- Każdy przyzwoity wędrowiec ściąłby mi głowę! Dilvish pokiwał głową.- Myślę, że potrzebna ci jest dodatkowa instrukcja dotycząca zasad napadu z bronią w ręku - stwierdził.- Chodzi o to, aby wzbogacić się kosztem innego, samemu nie odnosząc żadnych ran.Jeżeli ktoś ma być ranny, to powinien być to ten drugi.- Wypchaj się! - odpowiedział mężczyzna z błyskiem chytrości w oku.Nachylił się i chwycił szybkim ruchem swój miecz.Ruszył ku Dilvishowi, wywijając nim nad głową.Dilvish nie schował jeszcze swej broni do pochwy, czekał więc na przeciwnika.Kiedy ten wyprowadzał cios, uderzył silnie i wytrącił mu miecz z dłoni.Ostrze wyleciało w powietrze, lądując kilka kroków od szlaku.Dilvish zeskoczył z konia i zrobił kilka dużych kroków wstecz.Postawił stopę na leżącym mieczu, zanim jego właściciel zdążył go dopaść.- Znowu to zrobiłeś! Do diabła! Zrobiłeś to znowu! - oczy mężczyzny stały się wilgotne.- Dlaczego nie oddałeś ciosu?Rzucił się do przodu, próbując przebić się ostrzem Dilvisha.Dilvish skoczył w bok i chwycił nieznajomego za ramię.Trzymał teraz małego człowieczka z ciemną brodą i ciemnymi oczami.W jego lewym uchu błyszczał srebrny kolczyk.Z bliska wyglądał znacznie starzej, a skórę wokół oczu zdobiła siateczka drobnych zmarszczek.- Jeśli potrzebujesz trochę grosza lub chleba - oświadczył Dilvish - dostaniesz.Nie podoba mi się taka desperacja.Głupia desperacja.- Nie interesuje mnie to! - wykrzyknął nieznajomy.Dilvish wzmocnił uścisk, gdy mężczyzna próbował się wyrwać.- A zatem o co, do cholery, ci chodzi?- Chciałem, abyś mnie zabił! Dilvish westchnął.- Przykro mi, ale nie wyświadczę ci tej przysługi.Starannie dobieram tych, których zabijam.Nie lubię, jak ktoś mnie do tego zmusza.- Zatem wypuść mnie!- Nie zamierzam dalej grać w tę grę.Jeśli tak bardzo chcesz zginąć, dlaczego sam tego nie zrobisz?- Jeśli o to chodzi, jestem tchórzem.Próbowałem parę razy, ale zawsze zawodziły mnie nerwy.- Mam przeczucie, że niepotrzebnie się zatrzymałem - rzekł Dilvish.Black, który przysunął się bliżej, by przyjrzeć się nieznajomemu, kiwnął łbem.- Tak - syknął.- Zostaw go tu nieprzytomnego i ruszajmy w drogę.Dzieje się tu coś dziwnego.Zaczyna działać mój zmysł, o którym dawno zapomniałem.- To mówi.- powiedział cicho mężczyzna.Dilvish uniósł pięść, ale się powstrzymał.- Nic się nie stanie, jeśli wysłuchamy jego opowieści - stwierdził.- To ciekawość sprawiła, że się kiedyś zatrzymałeś - przypomniał mu Black.- Pokonaj ją tym razem.Walnij go i pozostaw własnemu losowi.Ale Dilvish zawahał się przed trudem moralnego zwycięstwa.Potrząsnął głową.- Chcę wiedzieć - oświadczył.- Cholerna ludzka ciekawość - mruknął Black.- Cóż ci da ta wiedza?- A w czym może zaszkodzić?- Mógłbym spekulować na ten temat godzinami, ale nie zrobię tego.- To mówi.- powtórzył mężczyzna.- Dlaczego nie zrobisz tego samego? - spytał Dilvish.- Powiedz mi, dlaczego zależy ci na śmierci.- Jestem w tak strasznych opałach, że jest to jedyne rozwiązanie.- Obawiam się, że to bardzo długa historia - odezwał się Black.- Nie za bardzo - powiedział mężczyzna.- W takim razie, pora na kolację - rzekł Dilvish, sięgając po siodło.Zwolnił uścisk na ramieniu nieznajomego.- Zjesz ze mną?- Nie jestem głodny.- Myślę, że lepiej umiera się z pełnym żołądkiem.- Być może masz rację.Mów do mnie Fly - powiedział.- Dziwne imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl