[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie przetrawiałam uzyskane informacje, gdy do drzwiktoś zastukał.Podskoczyłam ze strachu, ale w tej samej chwilizrozumiałam, że ktoś puka nie do pokoju Walery, tylko dosąsiedniego, czyli naszego.Odłożyłam saszetkę na miejsce,zatarłam ślady wtargnięcia i wyszłam na balkon.Jednakzamknięcie drzwi i umocowanie siatki zajęło dłuższą chwilę,stukanie stało się bardziej energiczne i usłyszałam głos LidiiArturownej : - Anfiso Lwowna, jest pani u siebie? Wszystko wporządku? - teraz już prawie krzyczała.W tym czasie zdążyłam już wrócić na balkon, lecz nieodzywałam się, musiałabym przecież jakoś wyjaśnić swojąnagłą głuchotę.Kobiecie znudziło się stukanie.Usłyszałamoddalające się kroki, podeszłam do drzwi i otworzyłam je, uznałam jednak, że wyjście z pokoju byłoby nierozsądne, tamegiera pewnie gdzieś się tu przyczaiła.Wyszłam na balkon i rozejrzałam się bez entuzjazmu.Będęmusiała zejść po balkonie.To nie powinno być trudne, zejdępo tym występie, trzymając się balustrady, a potempłaskorzezby, przedstawiającej kłosy albo inny wiecheć.Westchnęłam ciężko, po raz trzeci przeszłam przez balustradę ijuż wkrótce zeskakiwałam w wysoką trawę.Pobiegłam nad rzekę.%7łeńkę i Walerę znalazłam bezproblemu, jak tylko wyszłam z lasu, od razu usłyszałam ichgłosy.Chlapali się kilka metrów od brzegu i chyba bylinajzupełniej szczęśliwi, nie brakowało im mojego towarzystwa.Nie afiszując się z przybyciem, rozebrałam się spokojnie iweszłam do wody.Woda była ciepła, dno wprawdzie grząskie,ale nie na tyle, żeby zniechęcić mnie do kąpieli, a moje nerwypotrzebowały ukojenia.Przepłynęłam dziesięć metrów podprąd, a potem położyłam się na plecach i zaczęłam przyglądaćsię chmurce.Jednym słowem, relaksowałam się na całego,ciesząc się spokojem aż do chwili, gdy %7łeńka ochlapała mniewodą, młócąc rozpaczliwie rękami i nogami.- Dom wariatów - warknęłam.- Dawno wróciłaś? - spytała.- Dawno, tylko nie chciałam wam przeszkadzać.W tym momencie z wody wyłoniła się głowa Walery.Zaczerpnął powietrza, odgarnął włosy z twarzy i powiedział:- Uwaga, tu jest pień.%7łenia, wychodzimy z wody, masz sinewargi.No proszę, nie tracili czasu, czekając na mnie.%7łeńka i Walerawyszli na brzeg, a ja jeszcze trochę popływałam, nimdołączyłam do nich.Strasznie chciałam jak najszybciejopowiedzieć %7łeńce o znalezisku i Walera działał mi na nerwy,choć usiłowałam maskować to uprzejmością.Widząc, jak sięmęczę, %7łeńka w końcu zaciągnęła mnie w krzaki podpretekstem przebrania się.- No? - spytała, marszcząc brwi.- Pisarz próbował dostać się do jego pokoju.- Udało mu się? - Nie.Za to mnie się udało.- No i co? - spytała czujnie %7łeńka.- Ma broń i legitymację pracownika agencji ochrony Feniks".- A co to za bzdura?- Skąd ja mogę wiedzieć.- Agencja jest w Moskwie?- No właśnie nie, w naszym mieście.Teraz sobieprzypominam, że widziałam szyld na Górnej Jamskiej.No,dokładnie.- Aha, czyli opowiada, że jest z Moskwy, a tu się okazuje, żeto nasz ziomek.- Ziomek nie ziomek, ale zameldowany rzeczywiście wMoskwie.- Bez sensu.Nie znalazł sobie pracy w stolicy?- To mnie akurat nie interesuje - przerwałam jej.- Bardziejciekawi mnie to, po jakie licho tu przyjechał, bo że nie bezpowodu, to pewne.- Myślisz, że tak jak my przyjechał polować na Kukuja?- Bądz poważna.Sama mówiłaś, że w Lipatowie coś siędzieje, a tu koleś z gnatem.Jest się nad czym zastanowić.- Dobra, Anfisa, przebrałyśmy się, to wracajmy, bo jeszczenas zacznie podejrzewać.- Tylko nie próbuj się w nim zakochać.- No wiesz, serce nie sługa - westchnęła %7łeńka, a jaspochmurniałam.Wróciłyśmy do Walery, który cierpliwie czekał na brzegu, iposzliśmy do domu, uznając, że to idealna pora na herbatę.%7łeńka i Walera rozmawiali, ja zostałam z tyłu, zastanawiającsię, czemu pisarza tak ciągnie do pokoju Walery.Czy toniezdrowa ciekawość, jak w przypadku mnie i %7łeńki, czy możema jakiś powód, żeby się kogoś lub czegoś obawiać?Władysława Pietrowicza i jego żonę zastaliśmy na oszklonejwerandzie, po drugiej stronie domu.W kącie stała sofa,pośrodku okrągły stół, pod ścianami kilka krzeseł, na stoliczkuprzy drzwiach ustawiono elektryczny samowar, a naczynia iskromny poczęstunek czekały w szklanej szafce. - Przenieśliście się tutaj? - spytał Walera, pomacał samowari zadowolony skinął głową.- Gorący.- Komary nas zamęczyły - odparła kapryśnym tonem LidiaArturowna.- Poza tym mamy gościa.- Iwan Iwanowicz przyszedł?- Owszem.Właśnie myje ręce.Będzie nas częstowałkonfiturą z borówek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl