[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płomienie rozświetlały gałęzie, nadając im jakieś zupełnie nieprawdopodobne, fanta-583 styczne barwy.Tak kolorowo! Było tak kolorowo.Dobrze, że nie biegła do tamtychbatalionów.I tak nie było szans, a tu jest tak pięknie.Kurde, nie śpij! Nie śpij!!!, łajałasię w myślach.Zarobiła znowu w plecy.Ale głęboko! O mało nie zwymiotowała.Usi-łowała się przewrócić i dostała znowu w brzuch.Jakoś nisko.Właściwie w podbrzusze.Ale pięknie.Ale ślicznie jest wokół.Jakie wspaniałe kolory, pełgające ogniki.Jakiśliczny jest świat! Jaki śliczny! Dostała w plecy, gdzieś pod łopatkę, płytko.Syknęłaz bólu.Co za niesamowite barwy! %7łeby tylko tak nie bolało.Dostała cios w lewą rękę.To się przeliczyli, idioci.Tam nic nie czuła.Patrzyła jednym okiem na lejącą się krew.Było jej ciepło.Aż się spociła.Odwróciła się na wznak.Wbili jej miecz w brzuch.I comogła zrobić? Już była do niczego.Taki piękny ognik pełgał na ostrzu.Tak błyszczał.Ktoś nachylił się nad nią. I co? Myślisz, że już po mnie?  szepnęła tak cicho, że nie mogli jej słyszeć.%7łe już jestem załatwiona?Czuła, jak po brodzie cieknie jej krew.Nie śpij! Nie śpij! Nie śpij jeszcze! Mu-sisz się przemóc! Wygięła kręgosłup, nie mogła już unieść miecza, ale wyszarpnęła nóżi wbiła w szyję tego czegoś, co się nad nią nachylało.Dostała w twarz, samym ostrzem,584 poczuła, jak krew jej własna i jej ofiary zalewa jedyne oko.Usiłowała przekręcić się nabrzuch, dostała znowu w plecy.Zwymiotowała gwałtownie.Ktoś uderzył ją w prawynadgarstek, usłyszała, jak chrupnęło.Ale, kurwa, pięknie, tak czerwono! Dostała w no-gę, potem znowu w plecy.Zwymiotowała jeszcze raz, samą krwią i śliną.Rozkaszlałasię, zaczęła płakać.Nie wiadomo dlaczego, wcale nie było jej smutno.Ktoś kucnął tuż obok.Jak przez mgłę widziała czyjeś kolana, stopy, brzuch. Ale zabiła naszych  usłyszała czyjś wyrazny podziw.Ledwie mogła zrozumiećsłowa, tak dziwny był akcent. Zdechła? Nie.Dobij szybko. Ty  poprosiła Achaja ledwie słyszalnym głosem. Obetrzyj mi twarz.Nic niewidzę. Jeszcze gada! No, dobijcie ją. Po co? Zdycha już.585 Nie czuła, jak coś dotyka jej twarzy.Nie czuła już prawie niczego.Zauważyła szma-tę, którą ktoś ścierał jej z twarzy krew.Coś jednak widziała.Szkoda, że tylko jednymokiem. Powiem wam. Rozkaszlała się.Pulsowało jej w głowie. Wiecie, że zwy-cięża się.nawet. Zwymiotowała i o mało się nie udusiła.Była cała upaprana,krwią i wszystkim innym.Hekke mówił, że to wolność.No i w dupę jeża.Jeśli tak mawyglądać wolność, to miał rację.Wolność była fajna.I tak za bardzo to nawet nie bolała.Jakieś archaiczne, nieprawdopodobnie oświetlone miasta sprzed tysięcy lat zwidywałyjej się właśnie.Było żółto, ślicznie, szczęśliwie.To już nie drzewa.To antyczne bu-dynki wyrastały wokół.Jakieś legendarne statki mknęły przez czarną pustkę. Nawetjak. Usiłowała się zmusić do dokończenia kwestii, ale najbardziej chciało jej sięspać.Obojętniała powoli. Nie można już.niczym ruszyć?Widziała wszystko jak przez mgłę.Jedynie zarys postaci, która kucała tuż obok.Teraz musiała zebrać wszystkie siły. Pomóż mi, siostrzyczko  szepnęła. Teraz o łaskę prosisz.Co?586  Nie.Chcę cię zabić.Szczerze mówię, jak jest. Zdychasz, obca! Niczym już ruszyć nie możesz! Ale ciebie jeszcze zabiję. Zesrasz się! To tak.Nie śpij! Nie śpij! Takie piękne miasta zamiast drzew.Nie zasypiaj jeszcze!, łajałasię w myślach.Achaja ugryzła się w język.Z całej siły.Poczuła krew w ustach.Bólotrzezwił ją trochę.Ale ciepło.Płacząc, wyciągnęła przed siebie lewą rękę i oparłao brzuch tamtej.Na nic więcej nie było jej już stać. To najbardziej wulgarny gest u nas  szepnęła.Tamta usłyszała.Uwierzyła.Z całej siły uderzyła dłonią we wnętrze żelaznej rękawicy, żeby ją odrzucić.Sprężyno-wy mechanizm zadziałał dobrze, wbijając długie ostrze prosto w jej brzuch. No i co, krowy?  Achaja przekręciła ręką jak mogła najszerzej.Jakiś starożytnywojownik stanął przy ścianie lasu i przyzywał ją powolnymi ruchami dłoni.To był jej ostatni wysiłek.Usłyszała, jak ostrze miecza przebija jej płuco.Nie czułajuż niczego.Odpływała gdzieś w ciemność.Daleko! ROZDZIAA 12Dzień niczym nie różnił się od  innych.To samo słońce oświetlało te same budowlepubliczne na głównym forum.Poniżej były monstrualne, niesamowicie szerokie scho-dy z białego piaskowca prowadzące w dół, jak zwykle zapełnione tłumem przekupniówi naganiaczy z okolicznych karczm po bokach.Przechodnie przemierzali schody w góręi w dół, goniąc za swoimi zawiłymi sprawami, czasem wręcz spacerując, czy też bie-gnąc do któregoś z licznych urzędów stolicy, które mieściły się gdzieś daleko na dole [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl