Pokrewne
- Strona Główna
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w Massilii
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Lackey Mercedes Obietnica Magii (2)
- Molier Zelenski Boy
- adams douglas autostopem przez galaktykę
- PoematBogaCzlowieka k.5z7
- Brennert Alan Ma Qui
- Stephen King Siostrzyczki Z Elurii (6)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fopke.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duiker oderwał wreszcie wzrok od topniejącego, wypełnionego ciałami lodu.Troje czarnoksiężników otaczały bezkształtne wiry oraz impulsy energii.Niektóre lśniły jasno, inne zaś migotały słabo w nieregularnym rytmie.– Duchy ziemi – wyjaśnił Sormo.Nul wiercił się niespokojnie, jakby ledwie panował nad pragnieniem tańca.Na jego dziecięcej twarzy pojawił się złowrogi uśmiech.– Ciało Ascendentu zawiera w sobie wiele mocy.Wszystkie pragną otrzymać jego kawałek.Tym darem opłacimy ich dalsze usługi.– Historyku.– Sormo podszedł bliżej.Wyciągnął chudą dłoń, kładąc ją na ramieniu Duikera.– Jak bardzo cienki jest ten plasterek miłosierdzia? Cały ten gniew.w końcu znalazł kres.Rozszarpano go i pożarto wszystkie kawałki.To nie śmierć, lecz swego rodzaju rozproszenie.– A co z semkowskimi czarodziejami-kapłanami?Czarnoksiężnik skrzywił się.– Wiedza, a wraz z nią wielki ból.Musimy wyrwać Semkom serce, choć jest ono gorsze niż kamień.To, jak wykorzystuje ono śmiertelników.– Potrząsnął głową.– Coltaine rozkazuje.– A wy słuchacie.Sormo skinął głową.Duiker milczał przez dwanaście uderzeń serca.Potem westchnął.– Wysłuchałem twych wątpliwości, czarnoksiężniku.Na twarzy Sorma pojawił się wyraz niemal gwałtownej ulgi.– Zakryj oczy, historyku.To nie będzie wyglądało ładnie.Lód za plecami Duikera eksplodował z głośnym hukiem.Na historyka runęły kaskady zimnego, karmazynowego deszczu, które omal nie zwaliły go z nóg.Z tyłu rozległ się straszliwy wrzask.Duchy ziemi pognały w tamtą stronę, przemykając obok Duikera.Odwrócił się akurat na czas, by zobaczyć postać o czarnym, przegniłym ciele i długich jak u małpy ramionach, która wyłaziła z brudnej, parującej brei.Duchy rzuciły się na nią ze wszystkich stron.Zdążyła jeszcze wydać z siebie przeszywający krzyk, nim rozszarpały ją na strzępy.Gdy wrócili do strefy śmierci, wschodni horyzont rozświetliła już czerwień.Obóz się budził.Zmęczeni, obszarpani żołnierze znowu musieli stawiać czoło wymogom codzienności.Rozpalano ogień w zamontowanych na wozach piecach kowalskich, skrobano świeżo zdarte skóry, a garbowaną skórę naciągano i tłuczono albo gotowano w wielkich, poczerniałych kotłach.Choć malazańscy uchodźcy całe życie spędzili w miastach, szybko nauczyli się nosić miasto ze sobą – a przynajmniej jego niezbędne do przetrwania, żałosne resztki.Duiker i troje czarnoksiężników byli mokrzy od starej krwi, a do ubrania przylegały im ochłapy mięsa.Sam fakt, że wrócili na równinę, świadczył, iż odnieśli sukces.Wickanie przywitali ich lamentem, który rozległ się w obozowiskach wszystkich klanów, dźwiękiem wyrażającym smutek połączony z triumfem, trenem godnym zabitego boga.W leżącym daleko na północy obozie Semków umilkły nagle dźwięki żałoby, pozostawiając jedynie złowrogą ciszę.Pokrywająca ziemię rosa parowała.Idąc przez strefę śmierci ku wickańskiemu obozowi, historyk wyczuwał mroczną wibrację mocy duchów ziemi.Gdy byli już blisko obozu, czarnoksiężnicy pozostawili go samego.Po paru chwilach wibrującą moc przywitano na głos.Wszystkie psy w wielkim obozie zaczęły wyć.Ich zawodzenie wydawało się dziwnie martwe i zimne jak żelazo.Wypełniało powietrze niczym obietnica.Duiker zwolnił.Obietnica.Epoka wszystko pożerającego lodu.– Historyku!Podniósł wzrok i zobaczył, że podchodzi do niego trzech mężczyzn.Dwóch z nich znał: Nethpara i Tumlit.Trzeci szlachcic był niski i krępy, a na plecach dźwigał płaszcz ze złotego brokatu, który wyglądałby imponująco na kimś dwukrotnie wyższym i o połowę szczuplejszym.Na swym właścicielu prezentował się jednak raczej żałośnie.Nethpara podbiegł ku niemu, dysząc ciężko.Fałdy tłuszczu na jego zbryzganym błotem ciele drżały jak galareta.– Historyku imperialny, chcemy z tobą pomówić.Brak snu – i cała masa innych czynników – pozbawił Duikera cierpliwości, historyk zdołał jednak zapanować nad sobą.– Sugerowałbym jakiś inny moment.– To wykluczone! – warknął trzeci szlachcic.– Rada nie pozwoli zbyć się po raz kolejny.Coltaine dzierży w rękach miecz i dzięki temu może nas traktować z barbarzyńską obojętnością, ale my i tak przekażemy swą petycję, w taki czy inny sposób!Duiker spojrzał na niego z niedowierzaniem.Tumlit odchrząknął przepraszająco, ocierając chusteczką łzawiące oczy.– Historyku, pozwól, że ci przedstawię szlachetnego Lenestra, do niedawna mieszkańca Sialku.– Nie byłem zwykłym mieszkańcem! – pisnął Lenestro [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Duiker oderwał wreszcie wzrok od topniejącego, wypełnionego ciałami lodu.Troje czarnoksiężników otaczały bezkształtne wiry oraz impulsy energii.Niektóre lśniły jasno, inne zaś migotały słabo w nieregularnym rytmie.– Duchy ziemi – wyjaśnił Sormo.Nul wiercił się niespokojnie, jakby ledwie panował nad pragnieniem tańca.Na jego dziecięcej twarzy pojawił się złowrogi uśmiech.– Ciało Ascendentu zawiera w sobie wiele mocy.Wszystkie pragną otrzymać jego kawałek.Tym darem opłacimy ich dalsze usługi.– Historyku.– Sormo podszedł bliżej.Wyciągnął chudą dłoń, kładąc ją na ramieniu Duikera.– Jak bardzo cienki jest ten plasterek miłosierdzia? Cały ten gniew.w końcu znalazł kres.Rozszarpano go i pożarto wszystkie kawałki.To nie śmierć, lecz swego rodzaju rozproszenie.– A co z semkowskimi czarodziejami-kapłanami?Czarnoksiężnik skrzywił się.– Wiedza, a wraz z nią wielki ból.Musimy wyrwać Semkom serce, choć jest ono gorsze niż kamień.To, jak wykorzystuje ono śmiertelników.– Potrząsnął głową.– Coltaine rozkazuje.– A wy słuchacie.Sormo skinął głową.Duiker milczał przez dwanaście uderzeń serca.Potem westchnął.– Wysłuchałem twych wątpliwości, czarnoksiężniku.Na twarzy Sorma pojawił się wyraz niemal gwałtownej ulgi.– Zakryj oczy, historyku.To nie będzie wyglądało ładnie.Lód za plecami Duikera eksplodował z głośnym hukiem.Na historyka runęły kaskady zimnego, karmazynowego deszczu, które omal nie zwaliły go z nóg.Z tyłu rozległ się straszliwy wrzask.Duchy ziemi pognały w tamtą stronę, przemykając obok Duikera.Odwrócił się akurat na czas, by zobaczyć postać o czarnym, przegniłym ciele i długich jak u małpy ramionach, która wyłaziła z brudnej, parującej brei.Duchy rzuciły się na nią ze wszystkich stron.Zdążyła jeszcze wydać z siebie przeszywający krzyk, nim rozszarpały ją na strzępy.Gdy wrócili do strefy śmierci, wschodni horyzont rozświetliła już czerwień.Obóz się budził.Zmęczeni, obszarpani żołnierze znowu musieli stawiać czoło wymogom codzienności.Rozpalano ogień w zamontowanych na wozach piecach kowalskich, skrobano świeżo zdarte skóry, a garbowaną skórę naciągano i tłuczono albo gotowano w wielkich, poczerniałych kotłach.Choć malazańscy uchodźcy całe życie spędzili w miastach, szybko nauczyli się nosić miasto ze sobą – a przynajmniej jego niezbędne do przetrwania, żałosne resztki.Duiker i troje czarnoksiężników byli mokrzy od starej krwi, a do ubrania przylegały im ochłapy mięsa.Sam fakt, że wrócili na równinę, świadczył, iż odnieśli sukces.Wickanie przywitali ich lamentem, który rozległ się w obozowiskach wszystkich klanów, dźwiękiem wyrażającym smutek połączony z triumfem, trenem godnym zabitego boga.W leżącym daleko na północy obozie Semków umilkły nagle dźwięki żałoby, pozostawiając jedynie złowrogą ciszę.Pokrywająca ziemię rosa parowała.Idąc przez strefę śmierci ku wickańskiemu obozowi, historyk wyczuwał mroczną wibrację mocy duchów ziemi.Gdy byli już blisko obozu, czarnoksiężnicy pozostawili go samego.Po paru chwilach wibrującą moc przywitano na głos.Wszystkie psy w wielkim obozie zaczęły wyć.Ich zawodzenie wydawało się dziwnie martwe i zimne jak żelazo.Wypełniało powietrze niczym obietnica.Duiker zwolnił.Obietnica.Epoka wszystko pożerającego lodu.– Historyku!Podniósł wzrok i zobaczył, że podchodzi do niego trzech mężczyzn.Dwóch z nich znał: Nethpara i Tumlit.Trzeci szlachcic był niski i krępy, a na plecach dźwigał płaszcz ze złotego brokatu, który wyglądałby imponująco na kimś dwukrotnie wyższym i o połowę szczuplejszym.Na swym właścicielu prezentował się jednak raczej żałośnie.Nethpara podbiegł ku niemu, dysząc ciężko.Fałdy tłuszczu na jego zbryzganym błotem ciele drżały jak galareta.– Historyku imperialny, chcemy z tobą pomówić.Brak snu – i cała masa innych czynników – pozbawił Duikera cierpliwości, historyk zdołał jednak zapanować nad sobą.– Sugerowałbym jakiś inny moment.– To wykluczone! – warknął trzeci szlachcic.– Rada nie pozwoli zbyć się po raz kolejny.Coltaine dzierży w rękach miecz i dzięki temu może nas traktować z barbarzyńską obojętnością, ale my i tak przekażemy swą petycję, w taki czy inny sposób!Duiker spojrzał na niego z niedowierzaniem.Tumlit odchrząknął przepraszająco, ocierając chusteczką łzawiące oczy.– Historyku, pozwól, że ci przedstawię szlachetnego Lenestra, do niedawna mieszkańca Sialku.– Nie byłem zwykłym mieszkańcem! – pisnął Lenestro [ Pobierz całość w formacie PDF ]