Pokrewne
- Strona Główna
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- Huelle Pawel Mercedes Benz (2)
- Huelle Pawel Mercedes Benz
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Pierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega Daji
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Lackey Mercrdes Przesilenie
- Robert Ludlum Droga do Gandolfo
- Quinn Julia Tylko ta noc (2)
- Bonda Katarzyna Tylko martwi nie kłamią
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Utrata.Zobaczysz, jak będą umierać twoi przyjaciele, jeden po drugim, aż w końcu zostaniesz sam.Będziesz się coraz bardziej oddalał od innych, dzień po dniu, aż w końcu nie zostanie już nic poza samotnością i twymi obowiązkami.Otrzymasz wiele ran, ale nie umrzesz od nich, choć może nawet byś tego bardzo chciał.A na koniec.przyjdzie jeszcze większy ból.- A ta.druga możliwość.- Dla ciebie.spokój.Koniec cierpienia, samotności i żalu.Vanyel poczuł na barkach całe brzemię swej egzystencji, obciążenie przerastające jego siły.Lecz nie umknął jego uwagi subtelny dobór słów używanych przez Śmierć, zadał więc kolejne pytanie, choć w głębi serca wiedział, że odpowiedź na nie spodoba mu się.- A co z tymi, których tu wówczas zostawię?Kochanek znów uniósł na niego swe spojrzenie i zatrzymał jego wzrok swymi cudownymi, przepaścistymi oczami.Czy to złudzenie, czy naprawdę smutny uśmiech przebiegł po jego idealnych ustach?- Przyjdą do mnie - rzekł cicho.- Wcześniej i liczniej nawet, aniżeli wtedy gdy wybierzesz życie.Valdemar, który znałeś ty, przestanie istnieć; jego lud walczyć będzie o wolność na okrojonym skrawku ziemi, pozbawiony sprzymierzeńców, otoczony przez wrogów.Nie jesteś jedyną nadzieją Valdemaru, Vanyelu, ale nadzieją największą.Przeszyty dreszczem rozpaczy, Vanyel zamknął oczy, walcząc o zachowanie zimnej krwi.Był tak zmęczony.tak bardzo zmęczony.Zmęczony cierpieniem, samotnością, życiem, które z każdym dniem stawało się trudniejsze do zniesienia.Lecz to, co powiedział Jervisowi, było prawdą.Nie mógł już porzucić swych obowiązków, tak jak nie mógłby wyprzeć się Yfandes.Szczególnie teraz, gdy wiedział - usłyszawszy o tym z ust Mocy, która nie zwiodłaby go nigdy - że nie ma nikogo, kto potrafiłby to, co potrafi on.Ale był tak zmęczony.- Jaka jest obietnica magii, Vanyelu? - Zapytał wibrujący głos.- Kiedyś zdawało ci się, że znasz odpowiedź.Czy była to ta sama odpowiedź, której udzieliłbyś teraz?Vanyel wynurzył się z otchłani swego głębokiego zmęczenia i zdał sobie sprawę, że.nie, obietnicą potęgi magii - dla herolda - nie jest wcale to, co zdawało się nią, gdy miał siedemnaście lat.I na tym polegała różnica pomiędzy nim a istotami w rodzaju Verdika i Krebaina.- To nie obietnica złożona mnie - odpowiedział, z wolna otwierając oczy i napotykając nieruchomy wzrok Śmierci.– To obietnica złożona tym, którzy polegają na mnie i na mojej sile, obietnica, której jeszcze nie wypełniłem, nie do końca.- Ponownie zamknął oczy i zwiesił głowę, gdy poczuł łzy wymykające się spod powiek.Chciał, by Kochanek nie dojrzał ani ich, ani jego słabości.- Muszę wrócić.Bez względu.na moje.zmęczenie.Wtem usłyszał jakiś cichy dźwięk i poczuł delikatny dotyk na podbródku.Otworzył oczy, a Kochanek uniósł jego twarz, tak aby ich spojrzenia znów się spotkały.W jego oczach były łzy, na ustach błąkał się łagodny, smutny uśmiech.- Nigdy nie żałowałem.i nie radowałem się.utratą - rzekł i musnął ustami usta Vanyela.Gdy ich łzy zmieszały się na jego wargach, Vanyel zamknął oczy i poczuł ich smak w pocałunku: swe własne słone i gorzkie.i słodkie łzy Śmierci.Zamknęły się wokół niego silne ramiona, podtrzymujące go i przyciskające do piersi z tkliwością kochanka, którym mógłby wszak być.Vanyel poddał się górującej nad nim sile i wtulił się w ramiona Śmierci, wstrząsany cichym szlochem.Łagodne dłonie pieściły jego włosy, łagodne słowa spływały do jego uszu,- Jeszcze nie, mój kochany - szepnął Kochanek.Vanyel czuł jego oddech muskający jego ucho i delikatnie trącający włosy.- Tutaj nie ma czasu, gdy tylko takie jest moje życzenie.Nie musisz podejmować swego brzemienia dopóty, dopóki nie będziesz gotów znów stawić czoło swemu życiu.Vanyel wypłakał więc swe wyczerpanie i pragnienie odwleczenia wszystkiego.Płakał, a potem oparł głowę na ramieniu Śmierci.- Vanyelu, czy tylko obowiązek skłania cię do powrotu?- Nie.- Odnalazł w sobie jeszcze jedną iskierkę energii i powoli odzyskiwał siły w ramionach Mocy.- Nie.idzie o coś więcej.Tańczący Księżyc powiedział to dawno temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Utrata.Zobaczysz, jak będą umierać twoi przyjaciele, jeden po drugim, aż w końcu zostaniesz sam.Będziesz się coraz bardziej oddalał od innych, dzień po dniu, aż w końcu nie zostanie już nic poza samotnością i twymi obowiązkami.Otrzymasz wiele ran, ale nie umrzesz od nich, choć może nawet byś tego bardzo chciał.A na koniec.przyjdzie jeszcze większy ból.- A ta.druga możliwość.- Dla ciebie.spokój.Koniec cierpienia, samotności i żalu.Vanyel poczuł na barkach całe brzemię swej egzystencji, obciążenie przerastające jego siły.Lecz nie umknął jego uwagi subtelny dobór słów używanych przez Śmierć, zadał więc kolejne pytanie, choć w głębi serca wiedział, że odpowiedź na nie spodoba mu się.- A co z tymi, których tu wówczas zostawię?Kochanek znów uniósł na niego swe spojrzenie i zatrzymał jego wzrok swymi cudownymi, przepaścistymi oczami.Czy to złudzenie, czy naprawdę smutny uśmiech przebiegł po jego idealnych ustach?- Przyjdą do mnie - rzekł cicho.- Wcześniej i liczniej nawet, aniżeli wtedy gdy wybierzesz życie.Valdemar, który znałeś ty, przestanie istnieć; jego lud walczyć będzie o wolność na okrojonym skrawku ziemi, pozbawiony sprzymierzeńców, otoczony przez wrogów.Nie jesteś jedyną nadzieją Valdemaru, Vanyelu, ale nadzieją największą.Przeszyty dreszczem rozpaczy, Vanyel zamknął oczy, walcząc o zachowanie zimnej krwi.Był tak zmęczony.tak bardzo zmęczony.Zmęczony cierpieniem, samotnością, życiem, które z każdym dniem stawało się trudniejsze do zniesienia.Lecz to, co powiedział Jervisowi, było prawdą.Nie mógł już porzucić swych obowiązków, tak jak nie mógłby wyprzeć się Yfandes.Szczególnie teraz, gdy wiedział - usłyszawszy o tym z ust Mocy, która nie zwiodłaby go nigdy - że nie ma nikogo, kto potrafiłby to, co potrafi on.Ale był tak zmęczony.- Jaka jest obietnica magii, Vanyelu? - Zapytał wibrujący głos.- Kiedyś zdawało ci się, że znasz odpowiedź.Czy była to ta sama odpowiedź, której udzieliłbyś teraz?Vanyel wynurzył się z otchłani swego głębokiego zmęczenia i zdał sobie sprawę, że.nie, obietnicą potęgi magii - dla herolda - nie jest wcale to, co zdawało się nią, gdy miał siedemnaście lat.I na tym polegała różnica pomiędzy nim a istotami w rodzaju Verdika i Krebaina.- To nie obietnica złożona mnie - odpowiedział, z wolna otwierając oczy i napotykając nieruchomy wzrok Śmierci.– To obietnica złożona tym, którzy polegają na mnie i na mojej sile, obietnica, której jeszcze nie wypełniłem, nie do końca.- Ponownie zamknął oczy i zwiesił głowę, gdy poczuł łzy wymykające się spod powiek.Chciał, by Kochanek nie dojrzał ani ich, ani jego słabości.- Muszę wrócić.Bez względu.na moje.zmęczenie.Wtem usłyszał jakiś cichy dźwięk i poczuł delikatny dotyk na podbródku.Otworzył oczy, a Kochanek uniósł jego twarz, tak aby ich spojrzenia znów się spotkały.W jego oczach były łzy, na ustach błąkał się łagodny, smutny uśmiech.- Nigdy nie żałowałem.i nie radowałem się.utratą - rzekł i musnął ustami usta Vanyela.Gdy ich łzy zmieszały się na jego wargach, Vanyel zamknął oczy i poczuł ich smak w pocałunku: swe własne słone i gorzkie.i słodkie łzy Śmierci.Zamknęły się wokół niego silne ramiona, podtrzymujące go i przyciskające do piersi z tkliwością kochanka, którym mógłby wszak być.Vanyel poddał się górującej nad nim sile i wtulił się w ramiona Śmierci, wstrząsany cichym szlochem.Łagodne dłonie pieściły jego włosy, łagodne słowa spływały do jego uszu,- Jeszcze nie, mój kochany - szepnął Kochanek.Vanyel czuł jego oddech muskający jego ucho i delikatnie trącający włosy.- Tutaj nie ma czasu, gdy tylko takie jest moje życzenie.Nie musisz podejmować swego brzemienia dopóty, dopóki nie będziesz gotów znów stawić czoło swemu życiu.Vanyel wypłakał więc swe wyczerpanie i pragnienie odwleczenia wszystkiego.Płakał, a potem oparł głowę na ramieniu Śmierci.- Vanyelu, czy tylko obowiązek skłania cię do powrotu?- Nie.- Odnalazł w sobie jeszcze jedną iskierkę energii i powoli odzyskiwał siły w ramionach Mocy.- Nie.idzie o coś więcej.Tańczący Księżyc powiedział to dawno temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]