[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i w końcu Meto wypowiedział swoją kwestię.Milonie, powiada, jesteś w Massilii jak więzień.Domicjusz traktuje cię jak niewolnika.Nie masz nadziei na pogodzenie się z Pompejuszem.Desperackie czasy wymagają desperackich działań.Być może powinieneś zastanowić się nad radykalnym posunięciem.Ja na to, że nie wiem, dokąd miałbym się udać.Po Massilii następnym portem jest już tylko Hades.Meto pokręcił głową i powiedział, że jest jeszcze inne wyjście.Niby Cezar? – pytam.Ale Cezar mnie nigdy nie przyjmie.Za bardzo polega na klodianach, a ta zgraja natychmiast by się obróciła przeciwko niemu, gdyby mnie wziął do siebie.Cezar już nie potrzebuje klodian, powiada Meto.Jest już od nich większy.Jest większy od samego Rzymu.Może zawierać sojusze, z kim mu się żywnie podoba.Ty jednak go opuściłeś, skontrowałem.Meto popatrzył mi w oczy.Może i nie, bąknął pod nosem.Ja na to, że owszem, myślałem o tym i wygląda mi na to, że nie mam innego wyboru.Potrzebuję jednak pośrednika, kogoś, kto by mi pomógł przejść na drugą stronę.Powiedz mi, Metonie, pytam, czy ty jesteś tym kimś? Meto skinął głową.Dlaczego Rudobrody uznał za stosowne urządzić w tym momencie taki cyrk z przewracaniem parawanu, do dzisiaj nie mam pojęcia.Serce mało mi ustami nie wyskoczyło.Meto w okamgnieniu był na nogach i z wyciągniętym sztyletem.Zobaczył Rudego, zobaczył wyraz mej twarzy i wysypujących się ze składziku żołnierzy.Wszystko powinno się zakończyć natychmiast.Tymczasem.– Milo przerwał i podniósł kubek z winem.– Mów dalej! – krzyknąłem.– Nie ma potrzeby podnosić głosu, Gordianusie.Niech Domicjusz ci opowie resztę.Od tej chwili to jego historia.Domicjusz popatrzył na mnie chłodno.– Wydałem swoim ludziom rozkaz pochwycenia Metona, a nie zabicia go.Działali zbyt ostrożnie.– Zbyt niezgrabnie! – wtrącił Milo.– Wszystko działo się bardzo szybko.Meto wypadł z pokoju, zanim moi ludzie mogli go schwytać.Rozstawiłem jeszcze innych żołnierzy, by pilnowali drzwi frontowych, ale on nas zaskoczył.Pobiegł do ogrodu i wspiął się na dach, po czym zeskoczył na boczną alejkę i uciekł na tyły domu.I tam miałem swoich ludzi, ale udało mu się przedrzeć.Ścigali go, on jednak był szybszy.Byłby im uciekł, ale jeden z żołnierzy cisnął za nim włócznią i udało mu się drasnąć go w biodro.To go trochę przyhamowało.Zdołał mimo to dopaść muru miejskiego, tam gdzie biegnie on wzdłuż brzegu morza.Wspiął się na jego koronę niedaleko Skały Ofiarnej.– Skały Ofiarnej! – powtórzyłem odruchowo, przypominając sobie żywo, co tam widziałem o zmierzchu.– Nie był tak szalony, by z niej skakać – uprzedził mnie Domicjusz.– Głazy i przybój u jej stóp zabiłyby każdego.On pobiegł dalej, aż do zakrętu, gdzie mur opada pionowo w głęboką wodę.Być może od początku był to jego cel.Mógł zawczasu przeprowadzić rozpoznanie, przygotowując się na taką właśnie sytuację.Zapewne jest jakaś minimalna szansa, że można skoczyć z muru do wody i dopłynąć aż do wysp, gdzie kotwiczą okręty Cezara.Meto mógł tego dokonać.– Ale.? – Serce waliło mi w piersi jak taran Treboniusza.– Ale tak się nie stało.Moi ludzie deptali mu po piętach.Już go prawie mieli, kiedy skoczył.Jeden z nich przysięga, że przeszył go strzałą z łuku w trakcie spadania, ale to mogą być czcze przechwałki.Mógł go zabić sam upadek.Zniknął pod wodą, a kiedy znów się wynurzył, został zasypany strzałami.Żołnierze strzelali pod słońce, które rozświetlało morze, i niewiele widzieli, ale niektórzy klną się na wszystko, że dostrzegli krew w wodzie.Wszyscy zaś widzieli, jak prąd unosi jego ciało na otwarte wody.Mówią, że nie wymachiwał nogami czy rękami, jak by to robił każdy przytomny człowiek.Unosił się po prostu na fali jak korek, a potem zniknął pod powierzchnią.– Domicjusz rozparł się na krześle, założył ręce na piersi i wyglądał na zadowolonego z siebie.– No i co, Gordianusie, czy to chciałeś wiedzieć? Czy po to jechałeś tu taki kawał drogi? Twój syn zginął jak przestępca, ścigany przez żołnierzy legalnie mianowanego prokonsula Galii.Pewnie może cię pocieszyć to, że pozostał lojalny wobec swego imperatora, jeśli nie wobec Rzymu.Zdawało mi się, że cały świat skurczył się do tego brudnego, ciemnego pokoju.Twarz Milona pozostawała w cieniu i nie mogłem z niej nic wyczytać.Domicjusz był wyraźnie dumny z siebie.Nigdy nie podzielałem miłości swego syna do Cezara, ale jakże ci dwaj wydawali mi się mali w porównaniu z nim! Poczułem łagodny dotyk czyjejś dłoni.– Teściu, jesteś bardzo zmęczony.Chodźmy już stąd.Ofiarowany obiecał nam nocleg.Wstałem bez słowa i wyszedłem z gabinetu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl