Pokrewne
- Strona Główna
- (43) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy
- (60) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Pasażer Von Stuebena
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Arka Noego
- Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i zaginiony pociag
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanary
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Ksiega Strachow
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Swiety relikw
- Martin Luther Table Talk
- Stephen King TO
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staffik.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówią o nim hulaka.Podobno ma długi.- Jest niezmiernie ciekawym osobnikiem.Mężczyzna nie musi być urodziwy anizanadto moralny, za to jego wnętrze musi być interesujące.Musi mieć to coś.Stachurski jestna swój sposób uroczy.- Twierdzi pani, że kilka skrzyżowanych kresek na płótnie wystawia temuStachurskiemu cenzurkę artysty?- Mnie się podoba jego wyobrażenie miłości.Naszą rozmowę przerwało wejście do środka wąsatego mężczyzny w sile wieku,ubranego w znoszony i szary garnitur, którego twarz świeciła od kropelek tłustego potu.Cośmi mówiło, że ten człowiek podsłuchiwał naszą rozmowę, zanim odważył się tutaj wejść.- Pan Daniec?! - popatrzył na mnie.Ciężko sapał i nie patrzył na pozostałych.- Dzień dobry panu.- Jestem kierownikiem ARR - podał mi rękę i silnie potrząsnął.- Wojciech Rąbczyk.Witamy w naszych skromnych progach.Pan Paweł przyjechał do nas z Warszawy, aby zająćsię stanem naszej kochanej siedziby.Jest konserwatorem zabytków, a jak wiecie nasz zamekjest w opłakanym stanie.- Tak, wiemy, Wojciechu - uśmiechnęła się Alina i przeniosła spojrzenie na mnie.-Ten dziwny samochód za bramą to pewnie pański?- Jak najbardziej - skinąłem głową.- Nie boi się pan jezdzić tym czymś po szosach? - zapytała.- Nie.- Musi pan być odważnym człowiekiem.Nigdy nie wsiadłabym do takiegopaskudztwa.- Pani Alino - zagrzmiał kierownik - nie obrażajmy gościa.- Och, przepraszam pana - zatrzepotała rzęsami.- Nie chcę nikogo obrażać.Martwięsię tylko o pana Pawła, żeby mu się nic nie stało, gdy będzie jechał tym swoim.właśnie, coto w ogóle jest?- To wehikuł - odparłem spokojnie.- I nie obrażają mnie, panie kierowniku, kąśliweuwagi na temat mojego pojazdu.Jestem uodporniony na wszelkie docinki.Mogę paniązapewnić, że to bardzo sprawny i szybki pojazd.Ma wiele zalet.- Rozumiem - uśmiechnęła się.- Nade wszystko lubi pan zabytki.Nie odpowiedziałem.Z ową rozreklamowaną Aliną naprawdę ciężko się rozmawiało.Musiałem przyznać, że była to inteligentna osóbka i umiała w dyskusji bronić swojego zdaniado upadłego, nie brakowało w jej odpowiedziach także i kąśliwych uwag.- Ludzie mają dziwny gust - wtrącił do rozmowy swoje trzy grosze Wiktor.- Jeżdżądziwnymi pojazdami.Osobiście jednak wolę klasyczne auta.W przyszłym miesiącu kupujęnowego volkswagena.Mówiąc to, popatrzył wymownie na Alinę z nadzieją, jakby za wszelką cenę chciałzrobić na niej wrażenie.Ta jednak nie wydała się zauroczona jego przechwałkami.- Poważnie? - ożywił się kierownik.- Jaki typ? Bo ja też rozglądam się zavolkswagenem.- Polo.- A nie, to ja kupię coś większego - wyprężył pierś i niezbyt dyskretnie zerknął naAlinę.- Minimum dwa tysiące pojemności.Zastanawiam się nad golfem variantem.Wiktor przegrał samochodową batalię o względy Aliny z samym kierownikiem, więcszukał ratunku w potyczce z moją skromną osobą.- A jaką pojemność ma ten pański wehikuł? - zapytał.- Dużo.Prawie sześć tysięcy.- Co?! - wykrzyknął Wiktor.- Pan raczy żartować!- Nie dziwię się panu Pawłowi, że żartuje - klepnął mnie w ramię w geście pocieszeniakierownik.- Nie dziwię się, skoro nazywacie jego auto zabytkiem i paskudztwem.PaniePawle, zapraszam do gabinetu.Przepraszamy was, ale mamy do omówienia sprawy związanez zamkiem.Ruszyłem do wyjścia, ale zatrzymał nas głos Aliny.- Czy zechce mi pan towarzyszyć podczas spotkania z malarzem Stachurskim wkawiarni? - zapytała nieoczekiwanie, czym wpędziła mnie w stan euforii.- Pomimo fatalnegogustu, pan naprawdę dużo wie o malarstwie.Wolałabym mieć pana przy sobie podczasrozmowy z artystą.- Z największą przyjemnością - ukłoniłem się.- Alino - ukłonił się też kierownik.- Na mnie również może pani liczyć.Mam dzisiajwolne i stawię się w każdym miejscu, które pani wskaże.- A żona? - posłała mu wymowne spojrzenie.- %7łona? Moja? Co żona ma do tego?- Może nie być zadowolona z naszej znajomości.- To fakt - podrapał się po głowie kierownik.Wiktor zagryzł wargi i nie odzywał się.- Biesiadna - rzuciła Alina.- O dziewiętnastej.- Jeśli pan kierownik nie może - podniósł się z krzesła Wiktor - to ja mógłbym gozastąpić?Nie słyszałem odpowiedzi Aliny, gdyż wściekły na nią kierownik skierował sięnatychmiast do wyjścia.Wyszedłem z nim na korytarz.Minąwszy jedną większą izbękwadratową zastawioną biurkami, za którymi mozolili się urzędnicy, udaliśmy się do jegogabinetu na końcu tej części zamku.Podczas tej krótkiej drogi kierownik opisał w skróciestrukturę ARR.Tworzyło ją kilka kluczowych dla potrzeb tego regionu referatów: rozwojuagroturystyki, ekologii, żywienia i norm w standardach europejskich oraz nowych technologiiw mleczarstwie.Z wąskiego korytarza weszliśmy do dusznego gabinetu.- Niech pan siada - zamknął drzwi.- Napije się pan czegoś?- Nie, dziękuję.Zdjął marynarkę i sapnął jak schorowany starzec.Usiedliśmy naprzeciwko siebie, także oddzielało nas tylko biurko.Kierownik Rąbczyk wytarł chusteczką spocone czoło iwyciągnął z szafki butelkę wody mineralnej.Wyjętym z kieszeni otwieraczem wmontowanymw przenośny scyzoryk, otworzył kapsel i wlał zawartość butelki do pustej szklanki.- Co za upał - westchnął.- Niech mi pan daruje to nagłe wyjście z pokoju Aliny iWiktora, ale prawdziwy powód pańskiego przyjazdu jest ściśle tajny, Alina zaś umie zczłowieka wyciągnąć każdą informację.- Nie tylko informacje potrafi wyciągać - mruknąłem.Nie zareagował na moją uwagę.- Proszę opowiedzieć o tej sprawie z talerzem - zaczął.- Naprawdę sądzicie, że ktoś znaszych pracowników znalazł skarb?- Nie podejrzewam nikogo, choć jest to teoretycznie możliwe.Czy policjaprzesłuchiwała kogoś z zamku?- Nie było podstaw.- Dzięki temu żaden pracownik nie powinien wiedzieć o tej historii.A jednak!Opowiedziałem mu o intruzie, który prawdopodobnie grzebał wczoraj w moichrzeczach.- Włamanie? - wstał podenerwowany z krzesła.- Kto i jakim prawem? Ledwo panprzyjechał.- Nie wiem na sto procent, panie kierowniku - zmieniłem ton, widząc, jak bardzo sięekscytuje.- Niemniej jednak takie odniosłem wrażenie, a przecież nie należę do histeryków.- Kto, oprócz studentów, był wtedy w zamku? - zapytał, usadowiwszy się z powrotemna krześle.- Kasjerka i pan Edward.Ale on przyjmował gości.Niejaką Basię.- A tak, to poprzedniczka Irenki.Oczywiście, Edward jest poza wszelkimipodejrzeniami.To stary, zaufany pracownik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Mówią o nim hulaka.Podobno ma długi.- Jest niezmiernie ciekawym osobnikiem.Mężczyzna nie musi być urodziwy anizanadto moralny, za to jego wnętrze musi być interesujące.Musi mieć to coś.Stachurski jestna swój sposób uroczy.- Twierdzi pani, że kilka skrzyżowanych kresek na płótnie wystawia temuStachurskiemu cenzurkę artysty?- Mnie się podoba jego wyobrażenie miłości.Naszą rozmowę przerwało wejście do środka wąsatego mężczyzny w sile wieku,ubranego w znoszony i szary garnitur, którego twarz świeciła od kropelek tłustego potu.Cośmi mówiło, że ten człowiek podsłuchiwał naszą rozmowę, zanim odważył się tutaj wejść.- Pan Daniec?! - popatrzył na mnie.Ciężko sapał i nie patrzył na pozostałych.- Dzień dobry panu.- Jestem kierownikiem ARR - podał mi rękę i silnie potrząsnął.- Wojciech Rąbczyk.Witamy w naszych skromnych progach.Pan Paweł przyjechał do nas z Warszawy, aby zająćsię stanem naszej kochanej siedziby.Jest konserwatorem zabytków, a jak wiecie nasz zamekjest w opłakanym stanie.- Tak, wiemy, Wojciechu - uśmiechnęła się Alina i przeniosła spojrzenie na mnie.-Ten dziwny samochód za bramą to pewnie pański?- Jak najbardziej - skinąłem głową.- Nie boi się pan jezdzić tym czymś po szosach? - zapytała.- Nie.- Musi pan być odważnym człowiekiem.Nigdy nie wsiadłabym do takiegopaskudztwa.- Pani Alino - zagrzmiał kierownik - nie obrażajmy gościa.- Och, przepraszam pana - zatrzepotała rzęsami.- Nie chcę nikogo obrażać.Martwięsię tylko o pana Pawła, żeby mu się nic nie stało, gdy będzie jechał tym swoim.właśnie, coto w ogóle jest?- To wehikuł - odparłem spokojnie.- I nie obrażają mnie, panie kierowniku, kąśliweuwagi na temat mojego pojazdu.Jestem uodporniony na wszelkie docinki.Mogę paniązapewnić, że to bardzo sprawny i szybki pojazd.Ma wiele zalet.- Rozumiem - uśmiechnęła się.- Nade wszystko lubi pan zabytki.Nie odpowiedziałem.Z ową rozreklamowaną Aliną naprawdę ciężko się rozmawiało.Musiałem przyznać, że była to inteligentna osóbka i umiała w dyskusji bronić swojego zdaniado upadłego, nie brakowało w jej odpowiedziach także i kąśliwych uwag.- Ludzie mają dziwny gust - wtrącił do rozmowy swoje trzy grosze Wiktor.- Jeżdżądziwnymi pojazdami.Osobiście jednak wolę klasyczne auta.W przyszłym miesiącu kupujęnowego volkswagena.Mówiąc to, popatrzył wymownie na Alinę z nadzieją, jakby za wszelką cenę chciałzrobić na niej wrażenie.Ta jednak nie wydała się zauroczona jego przechwałkami.- Poważnie? - ożywił się kierownik.- Jaki typ? Bo ja też rozglądam się zavolkswagenem.- Polo.- A nie, to ja kupię coś większego - wyprężył pierś i niezbyt dyskretnie zerknął naAlinę.- Minimum dwa tysiące pojemności.Zastanawiam się nad golfem variantem.Wiktor przegrał samochodową batalię o względy Aliny z samym kierownikiem, więcszukał ratunku w potyczce z moją skromną osobą.- A jaką pojemność ma ten pański wehikuł? - zapytał.- Dużo.Prawie sześć tysięcy.- Co?! - wykrzyknął Wiktor.- Pan raczy żartować!- Nie dziwię się panu Pawłowi, że żartuje - klepnął mnie w ramię w geście pocieszeniakierownik.- Nie dziwię się, skoro nazywacie jego auto zabytkiem i paskudztwem.PaniePawle, zapraszam do gabinetu.Przepraszamy was, ale mamy do omówienia sprawy związanez zamkiem.Ruszyłem do wyjścia, ale zatrzymał nas głos Aliny.- Czy zechce mi pan towarzyszyć podczas spotkania z malarzem Stachurskim wkawiarni? - zapytała nieoczekiwanie, czym wpędziła mnie w stan euforii.- Pomimo fatalnegogustu, pan naprawdę dużo wie o malarstwie.Wolałabym mieć pana przy sobie podczasrozmowy z artystą.- Z największą przyjemnością - ukłoniłem się.- Alino - ukłonił się też kierownik.- Na mnie również może pani liczyć.Mam dzisiajwolne i stawię się w każdym miejscu, które pani wskaże.- A żona? - posłała mu wymowne spojrzenie.- %7łona? Moja? Co żona ma do tego?- Może nie być zadowolona z naszej znajomości.- To fakt - podrapał się po głowie kierownik.Wiktor zagryzł wargi i nie odzywał się.- Biesiadna - rzuciła Alina.- O dziewiętnastej.- Jeśli pan kierownik nie może - podniósł się z krzesła Wiktor - to ja mógłbym gozastąpić?Nie słyszałem odpowiedzi Aliny, gdyż wściekły na nią kierownik skierował sięnatychmiast do wyjścia.Wyszedłem z nim na korytarz.Minąwszy jedną większą izbękwadratową zastawioną biurkami, za którymi mozolili się urzędnicy, udaliśmy się do jegogabinetu na końcu tej części zamku.Podczas tej krótkiej drogi kierownik opisał w skróciestrukturę ARR.Tworzyło ją kilka kluczowych dla potrzeb tego regionu referatów: rozwojuagroturystyki, ekologii, żywienia i norm w standardach europejskich oraz nowych technologiiw mleczarstwie.Z wąskiego korytarza weszliśmy do dusznego gabinetu.- Niech pan siada - zamknął drzwi.- Napije się pan czegoś?- Nie, dziękuję.Zdjął marynarkę i sapnął jak schorowany starzec.Usiedliśmy naprzeciwko siebie, także oddzielało nas tylko biurko.Kierownik Rąbczyk wytarł chusteczką spocone czoło iwyciągnął z szafki butelkę wody mineralnej.Wyjętym z kieszeni otwieraczem wmontowanymw przenośny scyzoryk, otworzył kapsel i wlał zawartość butelki do pustej szklanki.- Co za upał - westchnął.- Niech mi pan daruje to nagłe wyjście z pokoju Aliny iWiktora, ale prawdziwy powód pańskiego przyjazdu jest ściśle tajny, Alina zaś umie zczłowieka wyciągnąć każdą informację.- Nie tylko informacje potrafi wyciągać - mruknąłem.Nie zareagował na moją uwagę.- Proszę opowiedzieć o tej sprawie z talerzem - zaczął.- Naprawdę sądzicie, że ktoś znaszych pracowników znalazł skarb?- Nie podejrzewam nikogo, choć jest to teoretycznie możliwe.Czy policjaprzesłuchiwała kogoś z zamku?- Nie było podstaw.- Dzięki temu żaden pracownik nie powinien wiedzieć o tej historii.A jednak!Opowiedziałem mu o intruzie, który prawdopodobnie grzebał wczoraj w moichrzeczach.- Włamanie? - wstał podenerwowany z krzesła.- Kto i jakim prawem? Ledwo panprzyjechał.- Nie wiem na sto procent, panie kierowniku - zmieniłem ton, widząc, jak bardzo sięekscytuje.- Niemniej jednak takie odniosłem wrażenie, a przecież nie należę do histeryków.- Kto, oprócz studentów, był wtedy w zamku? - zapytał, usadowiwszy się z powrotemna krześle.- Kasjerka i pan Edward.Ale on przyjmował gości.Niejaką Basię.- A tak, to poprzedniczka Irenki.Oczywiście, Edward jest poza wszelkimipodejrzeniami.To stary, zaufany pracownik [ Pobierz całość w formacie PDF ]