[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to bowiem teren pogranicza biskupstwa.Potem skręcimy na północnyzachód do Tolkmicka.To niewielkie, chyba ledwie trzytysięczne miasteczko założone w połowie XIVwieku.Było otoczone murami wzmocnionymi basztami.W czasie wojny trzynastoletniej opowiedziało siępo stronie polskiej i cztery lata po wybuchu wojny mieszkańcy zburzyli tamtejszy zamek krzyżacki.Popokoju toruńskim w 1466 roku miasto znalazło się w granicach Polski i stanowiło własność roduBażyńskich.W pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku Prusy upomniały się o to miasteczko, które wróciłodo Polski po 1945 roku w połowie zniszczone działaniami wojennymi, zwłaszcza samowolą rosyjskichżołnierzy. A gdzie tam będziemy szukać tablicy?  zapytał Aoś. Nie wiem  przyznałem. Zorientujemy się na miejscu.W pracy detektywa ważna jest.zawiesiłem głos. Dedukcja!  krzyknął Wydra. Umiejętność kojarzenia faktów i cierpliwość.Specjalnie nie wspominam o logice, bo niekiedy motywyludzkich działań są tak irracjonalne, że do zrozumienia ich potrzebny byłby chyba psycholog.Skoro wiemy,że połowa zabudowy miasteczka została zrównana z powierzchnią ziemi, powinniśmy skupić uwagę na tym,co zostało oryginalne.Jest to gotycki kościół z XIV wieku, powiększony na początku XX wieku, dwa posągiz XVIII wieku przed świątynią: świętego Jana Nepomucena i Madonny, kilka kamieniczek i domów z XVIIIi XIX wieku.Zaczniemy jednak od czegoś zupełnie innego  od poszukiwań starego mieszkańca miasta.On może wiedzieć o jakiejś szczególnej tablicy, która była w Tolkmicku w 1945 roku. Panie Tomaszu, a czy święty Jan Nepomucen nie będzie tu jakąś wskazówką?  dopytywał się Aoś.Przecież był to wedle podań powiernik tajemnic, który nie wyznał ich nawet na torturach. Być może ten trop okaże się dobry  przyznałem.Wjechaliśmy do Tolkmicka.Zatrzymałem wehikułna rynku. Rozejrzyjcie się po miasteczku, ja pójdę popytać  poleciłem chłopcom.Wstąpiłem do jednego, drugiego sklepu, wreszcie skierowano mnie do pani Syrki, która miała mieszkaćgdzieś w starym domu za kościołem.Wędrowałem we wskazanym kierunku wąskimi uliczkami, zamieszka-nymi w większości przez starszych ludzi, gdzie od lat panowały te same obyczaje, te same były troski iradości, i niedzielne powroty z mszy.Panią Syrkę znalazłem w starym, może dwustuletnim, domostwiewybudowanym z czerwonej cegły.Wchodziło się do niego wprost ze schodów wychodzących na żużlowądrogę.Zapukałem w drzwi, z których dawno nikt nie zeskrobywał odstających płatów brązowej farby, ale wmaleńkim okienku wciąż wisiała czysta firanka, a kredą ktoś starannie wypisał inicjały trzech królówniosących dary dla nowo narodzonego mesjasza i obecny rok.Firanka poruszyła się, a potem skrzypnęła klamka.W drzwiach stanęła przygarbiona kobieta, mogła miećokoło osiemdziesięciu lat.Poprawiła chustkę, przymrużyła oczy patrząc na mnie. Dzień dobry pani, nazywam się Tomasz N.N.i pracuję w Ministerstwie Kultury i Sztuki przedstawiłem się. Chciałem prosić panią o pomoc w poszukiwaniu jednej rzeczy.Kobieta zaprosiła mnie do środka.Na kuchni pyrkał gar z zupą.Założyła okulary, żeby obejrzeć mojąlegitymację.Zciśnięty na drewnianym taborecie między kuchennym stołem a kredensem widziałem pokójstaruszki z małym ołtarzykiem w kącie. I czego pan szuka?  zapytała. Tablicy. Jakiej?Mimo wieku oczy staruszki wciąż pozostały bystre i teraz przewiercały mnie, próbując wybadać mojeintencje. Przyznam, że nie wiem  odpowiedziałem. Rozwiązuję zagadkę związaną z ukryciem dzieł sztukizrabowanych przez hitlerowców.Jedną ze wskazówek ma stanowić jakaś tablica w Tolkmicku.***Nie znam dziejów miasta, żeby powiedzieć, która w czasie wojny była tak charakterystyczna. A co pan chce z tymi skarbami zrobić? Oddać do muzeum. I co pan z tego będzie miał?55  Satysfakcję.Pani Syrka zerknęła na mnie z uśmiechem. Pan jesteś jak wuj Hubert  po chwili zaczęła opowieść. Mieszkał sam w chacie nad Zalewem.Byłrybakiem, łódz miał i własne sieci.Jesienią 1944 roku na porannym połowie z wody wyłowił wpółżywegorosyjskiego pilota.Wuj znał rosyjski, bo kiedyś był we Freikorpsie na Wschodzie i tam poznał wielumieszańców rosyjsko niemieckich.Cichcem przywiózł go do chaty, ukrywał, karmił.Dowiedział się, żepilot rozpoznawał miasta nad Zalewem przed nalotem, który miał nastąpić za trzy dni.Rosyjskie bombowcemiały zaatakować porty, żeby zablokować niemiecki ruch na Zalewie.Wuj nie wiedział co zrobić.Przecieżgdyby powiedział, że ma u siebie pilota rosyjskiego, to jego jako zdrajcę by powieszono, a pilotarozstrzelano lub w najlepszym razie wywieziono do obozu jenieckiego.Dwieście metrów od wuja, u innego,bogatszego rybaka stacjonował dowódca obrony przeciwlotniczej portu w Tolkmicku.Miał wszystkiego zecztery działa.Wuj Hubert powiedział mu wieczorem przy kielichu, że widział nad zatoką rosyjskie samolotyzwiadowcze i ani chybi Rosjanie szykują nalot.Dowódca potraktował to serio i wszczął alarm.Cała nocbateria czekała w pogotowiu, aż wreszcie gdy rano wszyscy żołnierze już zwątpili, najpierw usłyszeliśmyhuki wybuchów od strony Fromborka, a potem ryk motorów nad wodą.Leciały cztery dwusilnikowebombowce i dwa myśliwce.Wtedy też pojawiły się dwa niemieckie samoloty i te myśliwskie maszynyzaczęły kąsać się w powietrzu.Pamiętam jak wszyscy staliśmy na ulicach i patrzyliśmy na to.W tym czasieartylerzyści zestrzelili trzy bombowce, a czwarty uciekł i przelatując nad chatą wuja Huberta zrzucił bomby.Jeden z żołnierzy mówił, że widział przed chatą tego pilota i wuja stojących obok siebie.Obaj zginęli odtych bomb, ale to były jedyne ofiary.Było to przed świętami Bożego Narodzenia.Mieszkańcy zdążylijeszcze w miejscu chaty rybackiej wystawić pamiątkową tablicę wykutą z kamienia polnego z fundamentuchaty wuja Huberta.To była głośna sprawa, bo zastanawiano się, czy wuj Hubert był bohaterem, skoro odrazu nie doniósł o tym zestrzelonym pilocie.Dla nas, z Tolkmicka, był człowiekiem, który uratował miastood zagłady uprzedzając artylerzystów.Potem przyszła ofensywa styczniowa i świat się zmienił. Czy ta tablica wciąż jest na miejscu? Nad Zalewem. Gdzie mam jej szukać?Staruszka żegnała mnie wychodząc na drogę, by tam jeszcze raz wytłumaczyć mi, jak dojść do miejsca,gdzie stała chata wuja Huberta.Zawróciłem na rynek, gdzie przy aucie czekali chłopcy.Trzymali siatkiwypełnione zakupami. Wie pan, jaka tu jest tania ryba?  zagadywał mnie Wydra. Kupiliście ryby?  zdziwiłem się. Wędzone  pocieszał mnie Aoś. Wydra chce nam zafundować obiad jak najtańszym kosztem.- To jest obiad?  pytałem wskazując na torby,- Tak  przyznał Wydra. To wez je ze sobą, idziemy na wycieczkę do chaty rybaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl