Pokrewne
- Strona Główna
- May Peter Wyspa Lewis 1 Czarny Dom
- Lewis Wallace Ben Hur
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Skradzione marzenia Lewis Susan
- J. K. Rowling 3 Harry Potter i więzień Azkabanu
- Sagan Carl Kontakt (2)
- Walter Miller Kantyk dla Leibowitza
- Herbert Frank Heretycy Diuny (3)
- Harry.Potter.i.Zakon.Feniksa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła się na nogi, aIngrid poszła jej śladem.Lecz Reese ciągle jeszcze czekała.Czekała, aż kobieta znowu sięodezwie.Aż powiedziała;- No to dobranoc, pani detektyw.Lecz gdy Ingrid odwróciła się, cofnęła w głąb celi, do łóżka i do kąta,Reese zadała jeszcze ostatnie pytanie:- To ile ona miała lat?- Co? - spytała siedząca w mroku Ingrid.- Pani córka? He miała lat?- Wtedy? Ze trzynaście, czternaście.Usłyszawszy to, Reese zawołała strażniczkę i szybko opuściła celę.Rozdział dwunastyGabriel Santerrc i Tom Burns siedzieli w gabinecie Santer-re'a,zagłębieni w wygodne, zapadnięte od długiego użytkowania fotele, obiteskórą koloru burgunda.Omawiali wyda-74rzenia dnia.Santerre położył nogi na małym drewnianym stoliczku, wjednej ręce trzymał papierosa, w drugiej szklaneczkę szkockiej.Burns siedział nieco sztywniej, sącząc drinka, stopami wparł się wpodłogę.Nie palił, gdyż właśnie starał się zerwać z tym nałogiem.Przedyskutowali najnowsze kwestie dotyczące interesów, ustaliliostatnie szczegóły.Gdy to zostało załatwione, Santerre zapytał:- Czy moja żona.ma dobre warunki?- Nie.Nie przypuszczam.- Nie chcę, żeby niepotrzebnie cierpiała.- Rozumiem, ale brak wygód na razie jest konieczny.- Mogę ją odwiedzić, czy byłoby to nierozsądne?- Zależy, jaki stopień prywatności moglibyśmy wam zapewnić.Atakże co zamierzasz osiągnąć.Jeśli pożądanym celem jest zastraszenie,uważam, że nie ma takiej potrzeby.Jeśli do tego nie dążysz, wtedy,oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę inne względy.Santerre milczał, nie wyjawiając swych intencji.Wypalił jeszczejednego papierosa, nim się znowu odezwał:Chcę się zobaczyć z moją żoną - powiedział wreszcie tonemwykluczającym wszelkie pytania.Burns po prostu ma wykonać jegopolecenie. Aha, Tom.- Słucham?- Sam chciałbym przejrzeć te teczki.Wychodząc, zostaw je na biurku.I dowiedz się, skąd wytrzasnęli tę adwokatkę.Chcę wiedzieć, kim onajest i jak moja żona na nią trafiła.Burns podniósł się.Wziął ze stolika stos teczek - wszystkiepochodziły z komendy policji na Plaża, choć każda zawierała dodatkoweinformacje.Informacje zebrane i zestawione przez policjantówznajdujących się na liście płac Santerre'a czy w inny sposób siedzących uniego w kieszeni.Trudno znalezć kogoś, kto nie pracował dla niego czyczegoś mu nie zawdzięczał.Oddawano mu przysługi przez cały dzień, i toz własnej woli.Do bardzo niewielu osób musieli zadzwonić.Burnsstarannie ułożył teczki na biurku Santerre'a, po czym wyszedł.Zanim Gabriel Santerre podniósł się, wypalił jeszcze jednego75papierosa i skończył drinka.Najpierw podszedł do baru.Potem ześwieżym drinkiem w ręce usiadł za biurkiem.Przejrzał uważnie każdąteczkę, lecz tylko jedna rzeczywiście przykuła jego uwagę: CarolineReese, detektywa pierwszego stopnia.Tu naprawdę było co poczytać.Gus Miller załatwił ogon.Nie było to łatwe, ale w końcu znalazłwłaściwego człowieka - Kaysona, który odszedł na wcześniejsząemeryturę, by wdać się w jakiś interes.Niestety, nic z tego nie wyszło.Kayson był dobrym kandydatem, gdyż miał doświadczenie i potrzebowałgotówki.A ponieważ wychował się czterdzieści mil na północ od miasta,niezle znał te okolice.Wbrew własnemu rozsądkowi Miller mu towarzyszył.Stąd znalazł siępózną nocą w samochodzie zaparkowanym tuż koło podjazdu Carver.Odparu godzin ci dwaj nie zaobserwowali najmniejszego poruszenia.Zwiatła w domu pogaszono.Wkrótce potem zapaliły się małe lampkioświetlające podjazd.Równomiernie rozmieszczone, pomalowane naciemnozielono, przypominały miniaturowe latarnie morskie albodziwaczne karmniki dla ptaków.Mrugały zachęcająco, lecz nikt nieskorzystał z zaproszenia.Miller policzył je, a w każdym razie próbował.Naliczył czternaście, siedem po każdej stronic, po czym podjazd skręcałw lewo, a potem znowu w prawo, ukazując garaż i samochód, równieżciemnozielony, który ciągle stał tam zaparkowany.Rozpoczął swoją wyliczankę jakiś czas temu, gdy zabrakło im zKaysonem tematów do rozmowy.Ale i z tym dał sobie spokój.Pozostał zwłasnymi myślami i termosem kawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Podniosła się na nogi, aIngrid poszła jej śladem.Lecz Reese ciągle jeszcze czekała.Czekała, aż kobieta znowu sięodezwie.Aż powiedziała;- No to dobranoc, pani detektyw.Lecz gdy Ingrid odwróciła się, cofnęła w głąb celi, do łóżka i do kąta,Reese zadała jeszcze ostatnie pytanie:- To ile ona miała lat?- Co? - spytała siedząca w mroku Ingrid.- Pani córka? He miała lat?- Wtedy? Ze trzynaście, czternaście.Usłyszawszy to, Reese zawołała strażniczkę i szybko opuściła celę.Rozdział dwunastyGabriel Santerrc i Tom Burns siedzieli w gabinecie Santer-re'a,zagłębieni w wygodne, zapadnięte od długiego użytkowania fotele, obiteskórą koloru burgunda.Omawiali wyda-74rzenia dnia.Santerre położył nogi na małym drewnianym stoliczku, wjednej ręce trzymał papierosa, w drugiej szklaneczkę szkockiej.Burns siedział nieco sztywniej, sącząc drinka, stopami wparł się wpodłogę.Nie palił, gdyż właśnie starał się zerwać z tym nałogiem.Przedyskutowali najnowsze kwestie dotyczące interesów, ustaliliostatnie szczegóły.Gdy to zostało załatwione, Santerre zapytał:- Czy moja żona.ma dobre warunki?- Nie.Nie przypuszczam.- Nie chcę, żeby niepotrzebnie cierpiała.- Rozumiem, ale brak wygód na razie jest konieczny.- Mogę ją odwiedzić, czy byłoby to nierozsądne?- Zależy, jaki stopień prywatności moglibyśmy wam zapewnić.Atakże co zamierzasz osiągnąć.Jeśli pożądanym celem jest zastraszenie,uważam, że nie ma takiej potrzeby.Jeśli do tego nie dążysz, wtedy,oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę inne względy.Santerre milczał, nie wyjawiając swych intencji.Wypalił jeszczejednego papierosa, nim się znowu odezwał:Chcę się zobaczyć z moją żoną - powiedział wreszcie tonemwykluczającym wszelkie pytania.Burns po prostu ma wykonać jegopolecenie. Aha, Tom.- Słucham?- Sam chciałbym przejrzeć te teczki.Wychodząc, zostaw je na biurku.I dowiedz się, skąd wytrzasnęli tę adwokatkę.Chcę wiedzieć, kim onajest i jak moja żona na nią trafiła.Burns podniósł się.Wziął ze stolika stos teczek - wszystkiepochodziły z komendy policji na Plaża, choć każda zawierała dodatkoweinformacje.Informacje zebrane i zestawione przez policjantówznajdujących się na liście płac Santerre'a czy w inny sposób siedzących uniego w kieszeni.Trudno znalezć kogoś, kto nie pracował dla niego czyczegoś mu nie zawdzięczał.Oddawano mu przysługi przez cały dzień, i toz własnej woli.Do bardzo niewielu osób musieli zadzwonić.Burnsstarannie ułożył teczki na biurku Santerre'a, po czym wyszedł.Zanim Gabriel Santerre podniósł się, wypalił jeszcze jednego75papierosa i skończył drinka.Najpierw podszedł do baru.Potem ześwieżym drinkiem w ręce usiadł za biurkiem.Przejrzał uważnie każdąteczkę, lecz tylko jedna rzeczywiście przykuła jego uwagę: CarolineReese, detektywa pierwszego stopnia.Tu naprawdę było co poczytać.Gus Miller załatwił ogon.Nie było to łatwe, ale w końcu znalazłwłaściwego człowieka - Kaysona, który odszedł na wcześniejsząemeryturę, by wdać się w jakiś interes.Niestety, nic z tego nie wyszło.Kayson był dobrym kandydatem, gdyż miał doświadczenie i potrzebowałgotówki.A ponieważ wychował się czterdzieści mil na północ od miasta,niezle znał te okolice.Wbrew własnemu rozsądkowi Miller mu towarzyszył.Stąd znalazł siępózną nocą w samochodzie zaparkowanym tuż koło podjazdu Carver.Odparu godzin ci dwaj nie zaobserwowali najmniejszego poruszenia.Zwiatła w domu pogaszono.Wkrótce potem zapaliły się małe lampkioświetlające podjazd.Równomiernie rozmieszczone, pomalowane naciemnozielono, przypominały miniaturowe latarnie morskie albodziwaczne karmniki dla ptaków.Mrugały zachęcająco, lecz nikt nieskorzystał z zaproszenia.Miller policzył je, a w każdym razie próbował.Naliczył czternaście, siedem po każdej stronic, po czym podjazd skręcałw lewo, a potem znowu w prawo, ukazując garaż i samochód, równieżciemnozielony, który ciągle stał tam zaparkowany.Rozpoczął swoją wyliczankę jakiś czas temu, gdy zabrakło im zKaysonem tematów do rozmowy.Ale i z tym dał sobie spokój.Pozostał zwłasnymi myślami i termosem kawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]