Pokrewne
- Strona Główna
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Zimniak Andrzej Stalo sie jut Zbior 31
- Pilipiuk Andrzej Czarownik Iwanow (SCAN dal 747)
- Andrzej.Ziemiański Nostalgia.za.Sluag.Side.(PDF2)
- Korean DUMMIES
- Chmielewska Joanna Szajka bez konca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pobiegły.Ciri podtrzymywała utykającą Angouleme.- Sam tego chciałeś - Bonhart zmrużył blade oczy, postąpił, obracając mieczem.- Sam tego chciałem? - powtórzył głucho Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach.- Nie.Tak chce przeznaczenie!Skoczyli ku sobie, ścięli się szybko, otoczyli dziką migotaniną kling.Korytarz napełnił się szczękiem żelaza,od którego, zadawało się, drży i kołysze się marmurowa rzezba.- Niezłyś - charknął Bonhart, gdy się rozłączyli.- Niezłyś, junaku.Ale żaden z ciebie wiedzmin, mała żmijaoszukała mnie.Już po tobie.Szykuj się na śmierć.- Mocnyś w gębie.Cahir odetchnął głęboko.Starcie przekonało go, że z rybiookim ma nikłe szanse.Typ był dla niego za szybkii za silny.Jedyną szansą było to, że się spieszył, by ścigać Ciri.I wyraznie się denerwował.Bonhart zaatakował znowu.Cahir sparował cięcie, zgarbił się, skoczył, chwycił przeciwnika w pasie, pchnąłna ścianę, łupnął kolanem w krocze.Bonhart złapał go za twarz, z mocą grzmotnął w bok głowy głowicąmiecza, raz, drugi, trzeci.Trzecie uderzenie odrzuciło Cahira.Zobaczył błysk klingi.Sparował odruchowo.Zbyt wolno.* * *Było ściśle przestrzeganą tradycją rodu Dyffrynów, że nad złożonym w zamkowej zbrojowni ciałempoległego krewniaka wszyscy mężczyzni z rodu odprawiali całodzienną i całonocną milczącą wigilię.Kobiety, zebrane w odległym skrzydle zamku, by nie przeszkadzać mężczyznom, nie rozpraszać ich i niezakłócać ich przemyśleń, szlochały, spazmowały i mdlały.Ocucone, zaczynały szlochać i spazmować.I dacapo.Spazmy i łzy nawet u kobiet, szlachcianek vicovarskich, były niemile widzianym nietaktem i wielkimdyshonorem.Ale u Dyffrynów taka, nie inna była tradycja i nikt jej nie zmieniał.Ani zmieniać niezamierzał.Dziesięcioletni Cahir, najmłodszy brat poległego w Nazairze i leżącego właśnie w zamkowej zbrojowniAillila, w myśli zwyczaju i tradycji nie był jeszcze mężczyzną.Nie dopuszczono go do zebranego nadotwartą trumną grona mężczyzn, nie pozwolono, by siedział i milczał wraz z dziadem Gruffydem, ojcemCeallachem, bratem Dheranem oraz całą gromadą wujów, stryjów i kuzynów.Spazmować i mdleć wraz zbabką, matką, trzema siostrami oraz całą gromadą stryjenek, wujenek i kuzynek nie pozwolono mu, ma sięrozumieć, również.Wraz z resztą małoletnich krewniaków, przybyłych do Darn Dyffra na egzekwie,pogrzeb i tryznę, Cahir błaznował i psocił na murach.I bił się na kułaki z tymi, którzy uważali, żenajmężniejszymi z mężnych byli w walkach o Nazair ich właśni ojcowie i starsi bracia, nie zaś Aillil aepCeallach.- Cahirek! Chodz tu do mnie, syneczku!162Na krużganku stała Mawr, matka Cahira, i jej siostra, ciotka Cinead var Anahid.Twarz matki była czerwonai tak opuchła od płaczu, że Cahir aż się przeraził.Wstrząsnęło nim, że nawet z tak urodziwej kobiety, jakjego matka, płacz mógł zrobić podobną maszkarę.Mocno postanowił sobie nie płakać nigdy, przenigdy.- Pamiętaj, synku - załkała Mawr, przyciskając chłopca do podołka tak, że tchu mu zabrakło.- Zapamiętajten dzień.Pamiętaj, kto pozbawił życia twego braciszka Aillila.Zrobili to ci przeklęci Nordlingowie.Twoiwrogowie, syneczku.Masz ich zawsze nienawidzić.Masz nienawidzić tej przeklętej zbrodniczej nacji!- Będę ich nienawidził, pani matko - obiecał Cahir, nieco zdziwiony.Po pierwsze, jego brat Aillil padł wboju, z honorem, chwalebną i godną pozazdroszczenia śmiercią wojownika, nad czym więc ronić łzy? Podrugie, nie było tajemnicą, że babka Eviva, matka Mawr, pochodziła z Nordlingów.Tata w gniewie nie razpotrafił nazwać babkę "wilczycą z Północy".Ma się rozumieć, za jej plecami.No, ale jeśli teraz matka każe.- Będę ich nienawidził - przyrzekł z zapałem.- Już ich nienawidzę! A gdy będę duży i będę miał prawdziwymiecz, to pójdę na wojnę i głowy im poucinam! Zobaczysz, pani matko!Mama nabrała powietrza w płuca i zaczęła spazmować.Ciotka Cinead podtrzymała ją.Cahir zaciskał piąstki i dygotał z nienawiści.Z nienawiści do tych, którzy skrzywdzili jego mamę,sprawiając, że aż tak zbrzydła.* * *Cios Bonharta rozwalił mu skroń, policzek i usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Pobiegły.Ciri podtrzymywała utykającą Angouleme.- Sam tego chciałeś - Bonhart zmrużył blade oczy, postąpił, obracając mieczem.- Sam tego chciałem? - powtórzył głucho Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach.- Nie.Tak chce przeznaczenie!Skoczyli ku sobie, ścięli się szybko, otoczyli dziką migotaniną kling.Korytarz napełnił się szczękiem żelaza,od którego, zadawało się, drży i kołysze się marmurowa rzezba.- Niezłyś - charknął Bonhart, gdy się rozłączyli.- Niezłyś, junaku.Ale żaden z ciebie wiedzmin, mała żmijaoszukała mnie.Już po tobie.Szykuj się na śmierć.- Mocnyś w gębie.Cahir odetchnął głęboko.Starcie przekonało go, że z rybiookim ma nikłe szanse.Typ był dla niego za szybkii za silny.Jedyną szansą było to, że się spieszył, by ścigać Ciri.I wyraznie się denerwował.Bonhart zaatakował znowu.Cahir sparował cięcie, zgarbił się, skoczył, chwycił przeciwnika w pasie, pchnąłna ścianę, łupnął kolanem w krocze.Bonhart złapał go za twarz, z mocą grzmotnął w bok głowy głowicąmiecza, raz, drugi, trzeci.Trzecie uderzenie odrzuciło Cahira.Zobaczył błysk klingi.Sparował odruchowo.Zbyt wolno.* * *Było ściśle przestrzeganą tradycją rodu Dyffrynów, że nad złożonym w zamkowej zbrojowni ciałempoległego krewniaka wszyscy mężczyzni z rodu odprawiali całodzienną i całonocną milczącą wigilię.Kobiety, zebrane w odległym skrzydle zamku, by nie przeszkadzać mężczyznom, nie rozpraszać ich i niezakłócać ich przemyśleń, szlochały, spazmowały i mdlały.Ocucone, zaczynały szlochać i spazmować.I dacapo.Spazmy i łzy nawet u kobiet, szlachcianek vicovarskich, były niemile widzianym nietaktem i wielkimdyshonorem.Ale u Dyffrynów taka, nie inna była tradycja i nikt jej nie zmieniał.Ani zmieniać niezamierzał.Dziesięcioletni Cahir, najmłodszy brat poległego w Nazairze i leżącego właśnie w zamkowej zbrojowniAillila, w myśli zwyczaju i tradycji nie był jeszcze mężczyzną.Nie dopuszczono go do zebranego nadotwartą trumną grona mężczyzn, nie pozwolono, by siedział i milczał wraz z dziadem Gruffydem, ojcemCeallachem, bratem Dheranem oraz całą gromadą wujów, stryjów i kuzynów.Spazmować i mdleć wraz zbabką, matką, trzema siostrami oraz całą gromadą stryjenek, wujenek i kuzynek nie pozwolono mu, ma sięrozumieć, również.Wraz z resztą małoletnich krewniaków, przybyłych do Darn Dyffra na egzekwie,pogrzeb i tryznę, Cahir błaznował i psocił na murach.I bił się na kułaki z tymi, którzy uważali, żenajmężniejszymi z mężnych byli w walkach o Nazair ich właśni ojcowie i starsi bracia, nie zaś Aillil aepCeallach.- Cahirek! Chodz tu do mnie, syneczku!162Na krużganku stała Mawr, matka Cahira, i jej siostra, ciotka Cinead var Anahid.Twarz matki była czerwonai tak opuchła od płaczu, że Cahir aż się przeraził.Wstrząsnęło nim, że nawet z tak urodziwej kobiety, jakjego matka, płacz mógł zrobić podobną maszkarę.Mocno postanowił sobie nie płakać nigdy, przenigdy.- Pamiętaj, synku - załkała Mawr, przyciskając chłopca do podołka tak, że tchu mu zabrakło.- Zapamiętajten dzień.Pamiętaj, kto pozbawił życia twego braciszka Aillila.Zrobili to ci przeklęci Nordlingowie.Twoiwrogowie, syneczku.Masz ich zawsze nienawidzić.Masz nienawidzić tej przeklętej zbrodniczej nacji!- Będę ich nienawidził, pani matko - obiecał Cahir, nieco zdziwiony.Po pierwsze, jego brat Aillil padł wboju, z honorem, chwalebną i godną pozazdroszczenia śmiercią wojownika, nad czym więc ronić łzy? Podrugie, nie było tajemnicą, że babka Eviva, matka Mawr, pochodziła z Nordlingów.Tata w gniewie nie razpotrafił nazwać babkę "wilczycą z Północy".Ma się rozumieć, za jej plecami.No, ale jeśli teraz matka każe.- Będę ich nienawidził - przyrzekł z zapałem.- Już ich nienawidzę! A gdy będę duży i będę miał prawdziwymiecz, to pójdę na wojnę i głowy im poucinam! Zobaczysz, pani matko!Mama nabrała powietrza w płuca i zaczęła spazmować.Ciotka Cinead podtrzymała ją.Cahir zaciskał piąstki i dygotał z nienawiści.Z nienawiści do tych, którzy skrzywdzili jego mamę,sprawiając, że aż tak zbrzydła.* * *Cios Bonharta rozwalił mu skroń, policzek i usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]