Pokrewne
- Strona Główna
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej.Sapkowski. .Wieza.jaskolki.[www.osiolek.com].1
- Andrzej.Sapkowski. .Pani.Jeziora.[www.osiolek.com].1
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Clive Barker Wielkie sekretne widowisko
- Epidemia. Tom 0,5 Young Suzanne
- Oskarzony Lisa Ballantyne
- Gomulicki Wiktor Wspomnienia Niebieskiego Mundurka
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aie! Przejmujesz dowodzenie!Dziewczyna w odpowiedzi zasalutowała energicznie.Rand tylko westchnął.Wybór byłoczywiście dobry.Zastanawiał się jednak, ile frontalnych ataków zdąży przeprowadzić jegoochroniarka, zanim go zabiją.Aie nie zajmowała się rozważaniami dotyczącymi strategii.Gwiżdżąc ostro, zaczęła prowadzić swój oddział lewym łukiem.Kreska nad T jest naprawdę prostym manewrem.Kiedy dwie linie okrętów płyną oboksiebie, należy wyprzedzić wroga i zagrodzić jego linię własną linią tak, żeby obie były do siebieprostopadłe.Wtedy jedne okręty mogą strzelać ze wszystkich dział, a drugie tylko z dziobowych,a i tam okręty z przodu będą przeszkadzać tym z tyłu.Na lądzie nie jest to jednak takie proste, ponieważ linia przeciwnika może się elastycznieodwracać frontem do nieprzyjaciela daleko łatwiej niż okręty na morzu.Ale też właśnie o tochodziło Tomaszewskiemu.Od czasu do czasu wystawiał głowę.Dostrzegł kilku przeciwników,kiedy ci zaczęli opuszczać swoje kryjówki, gdy zauważyli, że jego oddział przemieszcza się zaosłoną z gruzów.Gdy Rand i pozostali ukryli się na nowych miejscach, bokiem do niego,Tomaszewski ruszył ze swojego stanowiska.W przeciwieństwie jednak do własnych ludziodwrotnie: w prawo.Również łukiem.Kiedy Kai i Wyszyńska zaczęły strzelać z daleka, niezbyt nawet celując, mógł już bezżadnego problemu wyjść na tyły przeciwnika.Dopiero teraz wyciągnął z kabury swój służbowypistolet i przeładował.Kiedy znalazł się już bardzo blisko, wyjął z kieszeni swój gwizdek coś,co każdy oficer marynarki musiał mieć przecież przy sobie.Włożył do ust.Gwizdnął z całych sił,żeby ostrzec własnych ludzi i wstrzymać ich ogień.Potem zerwał się na równe nogi.Napastników było pięciu.Dopiero teraz odwracali głowy zaskoczeni. Rzuć broń! Tomaszewski podniósł pistolet, mierząc z obu dłoni.Krzyknął jeszczegłośniej: Rzuć broń! To półautomatyczny pistolet! Nie strzela raz, tylko wiele razy w zdenerwowaniu wołał po polsku.Tamci słów nie zrozumieli, ale kontekst najwyrazniej tak.Ostrożnie i powoli odkładaliswoje karabiny. Wstawać! Ręce do góry!Podnosili się niechętnie.Tomaszewski zauważył u dwóch z nich tatuaże zakonne, takiesame, jakie miał pierwszy złapany przez nich człowiek w Syrinx.Wiele o tym rozmawiał z Kai.I jeśli się nie mylił, to u jednego z napastników rozpoznał emblemat zakonnego mistrza. Czego od nas chcecie? zapytał, przechodząc już na miejscowy język. Od was niczego odparł człowiek z tatuażem mistrza.Aie tkwiąca na swoim stanowisku zrozumiała, że sytuacja jest opanowana.Pozwoliłaswoim ludziom podnieść się zza osłony gruzów.Wszyscy ruszyli w kierunku Tomaszewskiego.Kai wysforowała się naprzód, za nią Wyszyńska.Reszta pozostała trochę z tyłu. Jak to niczego? To dlaczego strzelaliście? Nie do ciebie strzelałem. A do kogo, psiakrew?!Mężczyzna miał jakieś czterdzieści, czterdzieści pięć lat.Nie wyglądał ani na strachliwego,ani na takiego, który się waha przed popełnieniem jakiegokolwiek czynu.I nie wyglądał też natakiego, który zniży się do kłamstwa czy kluczenia. Do nich.Tomaszewski zrozumiał, że chodziło o inżynierów, którzy porwali czarownicę. Strzelaliście na oślep.Nie pitol mi tu, że nie wybilibyście wszystkich. To ostatnia szansa wyjaśnił mistrz zakonny. Ostatnia.A do was nic nie mamy.Kai i Wyszyńska były już blisko.Mężczyzna stał twarzą do Tomaszewskiego, plecami donich, więc nie mógł oszacować odległości dzielącej go od nadbiegających.Domyślił się raczejlub usłyszał, że są coraz bliżej. Pamiętaj o jednym, panie oficerze powiedział nagle. My jesteśmy twoimisojusznikami.Sojusznikami! Jakimi sojusznikami, do cholery? Zwariowałeś? Tylko na nas możesz liczyć.Pamiętaj.To my jesteśmy po twojej stronie.Wyszyńska razem z Kai ukazała się na szczycie gruzowiska, za którym wcześniej kryli sięnapastnicy.%7ładna z nich nie zdążyła niczego powiedzieć.Mistrz sięgnął nagle pod okrywającygo płaszcz tak szybko, że Tomaszewski zaskoczony nie zdążył zareagować.Wyszarpnął pistoleti wykonując obrót, złożył się do strzału.Kai jednak okazała się szybsza.Nacisnęła spust,posyłając niezbyt mierzoną serię w stronę mężczyzny.Wyszyńska dołączyła do niej dosłowniew ułamek sekundy pózniej.Tomaszewski odskoczył w panice, a one siały po wszystkich aż do wyczerpania naboi.Aiei Załuski, którzy dobiegli po chwili, nie mieli już liczącego się celu.Stali zdyszani, nie bardzowierząc swoim oczom.Rand i Sakowicz zjawili się dopiero teraz. Miałeś ich na muszce? Rand zerknął na człowieka z pistoletem. No, ale sam nie miałem ich jak obszukać. Tomaszewskiemu drżały dłonie.Szlag! Stałzbyt blisko, kiedy tamte otworzyły ogień. Ten dureń znienacka wyszarpnął spluwę spodpłaszcza. Jasna sprawa. No nie do końca.Przecież wiedział, że nie ma szans. Poświęcił się? Najwyrazniej. Tomaszewski zdjął czapkę i wytarł mokre czoło pustynną chustą. Nojasna cholera. Najwyrazniej Wyszyńska powtórzyła słowo, którego użył to nie pan był jego celem,prawda? Prawda. Potwierdził kiwnięciem. Ale wydaje mi się, że chciał osiągnąć dwa cele.Rand spojrzał pytająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
. Aie! Przejmujesz dowodzenie!Dziewczyna w odpowiedzi zasalutowała energicznie.Rand tylko westchnął.Wybór byłoczywiście dobry.Zastanawiał się jednak, ile frontalnych ataków zdąży przeprowadzić jegoochroniarka, zanim go zabiją.Aie nie zajmowała się rozważaniami dotyczącymi strategii.Gwiżdżąc ostro, zaczęła prowadzić swój oddział lewym łukiem.Kreska nad T jest naprawdę prostym manewrem.Kiedy dwie linie okrętów płyną oboksiebie, należy wyprzedzić wroga i zagrodzić jego linię własną linią tak, żeby obie były do siebieprostopadłe.Wtedy jedne okręty mogą strzelać ze wszystkich dział, a drugie tylko z dziobowych,a i tam okręty z przodu będą przeszkadzać tym z tyłu.Na lądzie nie jest to jednak takie proste, ponieważ linia przeciwnika może się elastycznieodwracać frontem do nieprzyjaciela daleko łatwiej niż okręty na morzu.Ale też właśnie o tochodziło Tomaszewskiemu.Od czasu do czasu wystawiał głowę.Dostrzegł kilku przeciwników,kiedy ci zaczęli opuszczać swoje kryjówki, gdy zauważyli, że jego oddział przemieszcza się zaosłoną z gruzów.Gdy Rand i pozostali ukryli się na nowych miejscach, bokiem do niego,Tomaszewski ruszył ze swojego stanowiska.W przeciwieństwie jednak do własnych ludziodwrotnie: w prawo.Również łukiem.Kiedy Kai i Wyszyńska zaczęły strzelać z daleka, niezbyt nawet celując, mógł już bezżadnego problemu wyjść na tyły przeciwnika.Dopiero teraz wyciągnął z kabury swój służbowypistolet i przeładował.Kiedy znalazł się już bardzo blisko, wyjął z kieszeni swój gwizdek coś,co każdy oficer marynarki musiał mieć przecież przy sobie.Włożył do ust.Gwizdnął z całych sił,żeby ostrzec własnych ludzi i wstrzymać ich ogień.Potem zerwał się na równe nogi.Napastników było pięciu.Dopiero teraz odwracali głowy zaskoczeni. Rzuć broń! Tomaszewski podniósł pistolet, mierząc z obu dłoni.Krzyknął jeszczegłośniej: Rzuć broń! To półautomatyczny pistolet! Nie strzela raz, tylko wiele razy w zdenerwowaniu wołał po polsku.Tamci słów nie zrozumieli, ale kontekst najwyrazniej tak.Ostrożnie i powoli odkładaliswoje karabiny. Wstawać! Ręce do góry!Podnosili się niechętnie.Tomaszewski zauważył u dwóch z nich tatuaże zakonne, takiesame, jakie miał pierwszy złapany przez nich człowiek w Syrinx.Wiele o tym rozmawiał z Kai.I jeśli się nie mylił, to u jednego z napastników rozpoznał emblemat zakonnego mistrza. Czego od nas chcecie? zapytał, przechodząc już na miejscowy język. Od was niczego odparł człowiek z tatuażem mistrza.Aie tkwiąca na swoim stanowisku zrozumiała, że sytuacja jest opanowana.Pozwoliłaswoim ludziom podnieść się zza osłony gruzów.Wszyscy ruszyli w kierunku Tomaszewskiego.Kai wysforowała się naprzód, za nią Wyszyńska.Reszta pozostała trochę z tyłu. Jak to niczego? To dlaczego strzelaliście? Nie do ciebie strzelałem. A do kogo, psiakrew?!Mężczyzna miał jakieś czterdzieści, czterdzieści pięć lat.Nie wyglądał ani na strachliwego,ani na takiego, który się waha przed popełnieniem jakiegokolwiek czynu.I nie wyglądał też natakiego, który zniży się do kłamstwa czy kluczenia. Do nich.Tomaszewski zrozumiał, że chodziło o inżynierów, którzy porwali czarownicę. Strzelaliście na oślep.Nie pitol mi tu, że nie wybilibyście wszystkich. To ostatnia szansa wyjaśnił mistrz zakonny. Ostatnia.A do was nic nie mamy.Kai i Wyszyńska były już blisko.Mężczyzna stał twarzą do Tomaszewskiego, plecami donich, więc nie mógł oszacować odległości dzielącej go od nadbiegających.Domyślił się raczejlub usłyszał, że są coraz bliżej. Pamiętaj o jednym, panie oficerze powiedział nagle. My jesteśmy twoimisojusznikami.Sojusznikami! Jakimi sojusznikami, do cholery? Zwariowałeś? Tylko na nas możesz liczyć.Pamiętaj.To my jesteśmy po twojej stronie.Wyszyńska razem z Kai ukazała się na szczycie gruzowiska, za którym wcześniej kryli sięnapastnicy.%7ładna z nich nie zdążyła niczego powiedzieć.Mistrz sięgnął nagle pod okrywającygo płaszcz tak szybko, że Tomaszewski zaskoczony nie zdążył zareagować.Wyszarpnął pistoleti wykonując obrót, złożył się do strzału.Kai jednak okazała się szybsza.Nacisnęła spust,posyłając niezbyt mierzoną serię w stronę mężczyzny.Wyszyńska dołączyła do niej dosłowniew ułamek sekundy pózniej.Tomaszewski odskoczył w panice, a one siały po wszystkich aż do wyczerpania naboi.Aiei Załuski, którzy dobiegli po chwili, nie mieli już liczącego się celu.Stali zdyszani, nie bardzowierząc swoim oczom.Rand i Sakowicz zjawili się dopiero teraz. Miałeś ich na muszce? Rand zerknął na człowieka z pistoletem. No, ale sam nie miałem ich jak obszukać. Tomaszewskiemu drżały dłonie.Szlag! Stałzbyt blisko, kiedy tamte otworzyły ogień. Ten dureń znienacka wyszarpnął spluwę spodpłaszcza. Jasna sprawa. No nie do końca.Przecież wiedział, że nie ma szans. Poświęcił się? Najwyrazniej. Tomaszewski zdjął czapkę i wytarł mokre czoło pustynną chustą. Nojasna cholera. Najwyrazniej Wyszyńska powtórzyła słowo, którego użył to nie pan był jego celem,prawda? Prawda. Potwierdził kiwnięciem. Ale wydaje mi się, że chciał osiągnąć dwa cele.Rand spojrzał pytająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]