Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Chmielewska Joanna Szajka bez konca
- Crichton Michael Norton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lala1605.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszał, że w ciemności osypuje się ziemia.Coś gramoliło się z grobu.A może tylko mu się wydawało.Stara blizna na dłoni zaczęła pulsować.Zacisnął zęby i piłował rozpaczliwie.Zapadł już całkowity mrok.Cmentarz wypełnił się szmerami i trzaskami.Załopotało coś.Skrzydła nietoperza.Dziura w ziemi ziała trupim odorem.Z każdą chwilą coraz silniej.Piłował i jednocześnie myślał.To nie mógł być wampir.To było coś innego.U syna widział filmidło o zombie - żywych trupach.Tyle tylko, że tu była Polska, a nie Haiti.Ale było jeszcze coś.Ponura legenda rodem jeszcze z czasów wojny stuletniej.Ghule.Pożeracze trupów.Snujące się po cmentarzach żołnierskich i pobojowiskach.Zapłonęło przed nim dziwne mgliste światło.Popatrzył.Iwan Iwanowicz Iwanów.- Znowu się spotykamy - powiedział czarownik.- Chyba zrobiłeś kuku mojemu pieskowi.- Bardzo przepraszam.Mogę ci odkupić.- Ech, nie.Kopnął Jakuba po ręce.Piłka upadła na ziemię.Schylił się, podniósł ją i spróbował złamać.Nie dawała się.Odrzucił ją kawałek dalej.- Będziesz musiał sobie poradzić bez niej - powiedział.- Dlaczego mi to robisz?- Może lubię wampiry.A może po prostu nie lubię ciebie.A może jedno i drugie, plus jeszcze coś.Muszę odpocząć i nabrać wprawy w czarach.A to miejsce nadaje się idealnie.Prawie idealnie.Jedynym mankamentem tej okolicy jesteś ty.- Będę cię straszył po nocach - powiedział Jakub mściwie.Czarownik roześmiał się i odszedł.Egzorcysta zzuł but z nogi, a później zaczął się okręcać wokół drzewa tak, aby dosięgnąć rzuconą przez wroga piłę.Udało mu się.Przyciągnął nogę z trudem i znowu zaczął piłować.To coś, co łaziło po cmentarzu, było coraz bliżej.Gdy na moment odwrócił się, dostrzegł coś ciemniejszego od ciemności.Szarpnął głęboko nacięte kajdanki i bransoleta puściła.Złapał włos w zęby i skoczył w bok.To coś z wyciem rzuciło się w miejsce, w którym przed chwilą siedział.Zacisnął dłonie na stylisku łopaty i zadał straszliwy cios.Łopata trafiła w coś miękkiego, a potem wbiła się w rosnące za tym czymś drzewo.Wyszarpnął ją jednym ruchem.Starał się usłyszeć, czy coś się dzieje, pochwycić najlżejszy szmer stóp skradających się do niego po ściółce.Usłyszał.Zadał kolejny straszliwy cios.Znowu w coś trafił, tym razem skutecznie.Coś wydało głęboki nieludzki jęk i rozpłynęło się w mroku.Na drodze koło cmentarza zabłysnęły światła radiowozu.Wracał Birski.Jakub zaklął wściekle, wskoczył w krzaki.Wprawdzie logika nakazywała mu natychmiast się ulotnić, ale czuł się odpowiedzialny za tego głupiego gliniarza mimo świństwa, jakie ten wyciął mu dwadzieścia minut wcześniej.Birski wbiegł na cmentarz i rozejrzał się zdezorientowany, szukając swojego więźnia.Widząc, że go nie ma, bluznął stekiem niecenzuralnych słów i wrócił do samochodu.Jakub zaś chyłkiem potruchtał po konia.- I jak? - zapytał Marek na jego widok.- Źle.Nic nie zdziałałem.Birski, idiota się wplątał.Przykuł mnie do drzewa i poszedł po samochód.Cholera.Mało mnie nie dopadło.- Uwolniłeś się?Pokazał resztki kajdanek wiszące mu na nadgarstku.- Zawieś czosnek.Jutro spróbuję znowu.Tylko, że ten cholerny gliniarz będzie teraz na mnie czatował.Boże, Ty widzisz taką ciemnotę i dlaczego nie oświecasz tego bałwana?- Dzięki.Jak mogę się odwdzięczyć?- Dopiero po robocie.Szkoda, że nie dałem rady dzisiaj.- Czekaj, przetnę ci może chociaż do końca te bransoletki.- Tego nie odmówię.Poszli do szopy.Marek zręcznie przeciął szlifierką kajdanki, podkładając kawałek blachy.Jakub starannie wytarł je szmatką i wsypał do plastikowej torebki.- Przyda się - wyjaśnił.Wkrótce potem na swoim koniku jechał do domu.Dojechał do szosy na Chełm i pojechał w stronę Woj sławie.Gdy mijał cmentarz poczuł, że coś mu się przygląda.- Jeszcze się do was dobiorę - obiecał.Wrażenie przyglądania się zniknęło, tak jak gdyby to coś przestraszone wycofało się.Birski czekał swoim radiowozem na krzyżówkach.- Dobry wieczór - rzucił kąśliwą uwagę.- A dobry wieczór.- A skąd to się wraca? Może z nielegalnych poszukiwań archeologicznych?- A tak sobie jeżdżę.Cierpię na bezsenność.Pomyślałem, że odrobina świeżego powietrza dobrze mi zrobi.- Słuchaj Jakub, ty mnie znasz.- Trudno nie znać ozdoby naszej gminy i dzielnego pogromcy kłusowników, bimbrowników i wszelakich innych złoczyńców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Usłyszał, że w ciemności osypuje się ziemia.Coś gramoliło się z grobu.A może tylko mu się wydawało.Stara blizna na dłoni zaczęła pulsować.Zacisnął zęby i piłował rozpaczliwie.Zapadł już całkowity mrok.Cmentarz wypełnił się szmerami i trzaskami.Załopotało coś.Skrzydła nietoperza.Dziura w ziemi ziała trupim odorem.Z każdą chwilą coraz silniej.Piłował i jednocześnie myślał.To nie mógł być wampir.To było coś innego.U syna widział filmidło o zombie - żywych trupach.Tyle tylko, że tu była Polska, a nie Haiti.Ale było jeszcze coś.Ponura legenda rodem jeszcze z czasów wojny stuletniej.Ghule.Pożeracze trupów.Snujące się po cmentarzach żołnierskich i pobojowiskach.Zapłonęło przed nim dziwne mgliste światło.Popatrzył.Iwan Iwanowicz Iwanów.- Znowu się spotykamy - powiedział czarownik.- Chyba zrobiłeś kuku mojemu pieskowi.- Bardzo przepraszam.Mogę ci odkupić.- Ech, nie.Kopnął Jakuba po ręce.Piłka upadła na ziemię.Schylił się, podniósł ją i spróbował złamać.Nie dawała się.Odrzucił ją kawałek dalej.- Będziesz musiał sobie poradzić bez niej - powiedział.- Dlaczego mi to robisz?- Może lubię wampiry.A może po prostu nie lubię ciebie.A może jedno i drugie, plus jeszcze coś.Muszę odpocząć i nabrać wprawy w czarach.A to miejsce nadaje się idealnie.Prawie idealnie.Jedynym mankamentem tej okolicy jesteś ty.- Będę cię straszył po nocach - powiedział Jakub mściwie.Czarownik roześmiał się i odszedł.Egzorcysta zzuł but z nogi, a później zaczął się okręcać wokół drzewa tak, aby dosięgnąć rzuconą przez wroga piłę.Udało mu się.Przyciągnął nogę z trudem i znowu zaczął piłować.To coś, co łaziło po cmentarzu, było coraz bliżej.Gdy na moment odwrócił się, dostrzegł coś ciemniejszego od ciemności.Szarpnął głęboko nacięte kajdanki i bransoleta puściła.Złapał włos w zęby i skoczył w bok.To coś z wyciem rzuciło się w miejsce, w którym przed chwilą siedział.Zacisnął dłonie na stylisku łopaty i zadał straszliwy cios.Łopata trafiła w coś miękkiego, a potem wbiła się w rosnące za tym czymś drzewo.Wyszarpnął ją jednym ruchem.Starał się usłyszeć, czy coś się dzieje, pochwycić najlżejszy szmer stóp skradających się do niego po ściółce.Usłyszał.Zadał kolejny straszliwy cios.Znowu w coś trafił, tym razem skutecznie.Coś wydało głęboki nieludzki jęk i rozpłynęło się w mroku.Na drodze koło cmentarza zabłysnęły światła radiowozu.Wracał Birski.Jakub zaklął wściekle, wskoczył w krzaki.Wprawdzie logika nakazywała mu natychmiast się ulotnić, ale czuł się odpowiedzialny za tego głupiego gliniarza mimo świństwa, jakie ten wyciął mu dwadzieścia minut wcześniej.Birski wbiegł na cmentarz i rozejrzał się zdezorientowany, szukając swojego więźnia.Widząc, że go nie ma, bluznął stekiem niecenzuralnych słów i wrócił do samochodu.Jakub zaś chyłkiem potruchtał po konia.- I jak? - zapytał Marek na jego widok.- Źle.Nic nie zdziałałem.Birski, idiota się wplątał.Przykuł mnie do drzewa i poszedł po samochód.Cholera.Mało mnie nie dopadło.- Uwolniłeś się?Pokazał resztki kajdanek wiszące mu na nadgarstku.- Zawieś czosnek.Jutro spróbuję znowu.Tylko, że ten cholerny gliniarz będzie teraz na mnie czatował.Boże, Ty widzisz taką ciemnotę i dlaczego nie oświecasz tego bałwana?- Dzięki.Jak mogę się odwdzięczyć?- Dopiero po robocie.Szkoda, że nie dałem rady dzisiaj.- Czekaj, przetnę ci może chociaż do końca te bransoletki.- Tego nie odmówię.Poszli do szopy.Marek zręcznie przeciął szlifierką kajdanki, podkładając kawałek blachy.Jakub starannie wytarł je szmatką i wsypał do plastikowej torebki.- Przyda się - wyjaśnił.Wkrótce potem na swoim koniku jechał do domu.Dojechał do szosy na Chełm i pojechał w stronę Woj sławie.Gdy mijał cmentarz poczuł, że coś mu się przygląda.- Jeszcze się do was dobiorę - obiecał.Wrażenie przyglądania się zniknęło, tak jak gdyby to coś przestraszone wycofało się.Birski czekał swoim radiowozem na krzyżówkach.- Dobry wieczór - rzucił kąśliwą uwagę.- A dobry wieczór.- A skąd to się wraca? Może z nielegalnych poszukiwań archeologicznych?- A tak sobie jeżdżę.Cierpię na bezsenność.Pomyślałem, że odrobina świeżego powietrza dobrze mi zrobi.- Słuchaj Jakub, ty mnie znasz.- Trudno nie znać ozdoby naszej gminy i dzielnego pogromcy kłusowników, bimbrowników i wszelakich innych złoczyńców [ Pobierz całość w formacie PDF ]