[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Przycichła pieśń i kona już,Nie budząc żadnego echa.Próżno się czepia zwiędłych róż,Na próżno w łzach się uśmiecha.Próżno na grobach w cichą nocSkarży się smutna i blada,Straciła dawną swoją moc,Sercem człowieka nie włada.On się już wyrzekł złotych mar,Jasnego zaparł królestwa -I nieśmiertelny ducha darW otchłanie strącił nicestwa.I runął cały wielki gmach,Wzniesiony wiarą pokoleń.Została nędza - niemoc - strachI ojców spróchniała goleń!128 * * *Lecz błyśnie dzień! lecz błyśnie dzień,W którym duch ludzki na nowoOżywi zeschły życia pieńGirlandą kwiecia różowąI z prochu, w który dziś się wpiłNa dawnych marzeń ruinie,Zaczerpnie zapas twórczych siłI znowu w niebo popłynie.A ideału jasny kwiat,Z zbutwiałych obrany liści,Napełni znowu wonią świat,Zakwitnie pełniej i czyściej.I żywych natchnień złota nićPrzewiąze prawdy zdobyte -Co nieśmiertelne, musi żyć!Choć zmienia kształty zużyte.* * *A wtenczas pieśń powstanie znów,Cudowną moc swą odświeżyI z labiryntu ciemnych snówNa światło dzienne wybieży.129 Rozpostrze tęczę rajskich farbI nowe jutrznie zapali,Najczystszy - ludzkich natchnień skarbNa śpiewnej unosząc fali;I nieśmiertelną życia treśćDobędzie z prochu i kału,I rzeczywistość zdoła wznieśćZa sobą - do ideału.A bohaterstwo dawnych dniUświęci w walce ostatniej,Gdzie miłość zmaże plamy krwiI uścisk zwycięży bratni.26 wrzesień 1874Powrót do domuWśród cichej nocy do wioski, co w dolePonad srebrzystym rzucona strumieniem,Zdążał podróżny i witał westchnieniemWysmukłe, z dala widzialne topole.Chociaż zmęczony, przyspieszał wciąż kroku,Jakby przypuszczał, że mu sił nie stanie,I całą duszę umieścił w swym wzroku130 Na pierwsze, długie, łzawe powitanie.Zwiadomy drogi, przez lasek brzozowyZbiegł na dół ścieżką i zniknął w olszynie,Aż stanął wkrótce na mostku przy młynie,Słuchając jego z bocianem rozmowy.Co mu powiedział bocian i młyn starySwoim klekotem płynącym po rzeczce?Jakie obudził wspomnienia i maryTen głos dwóch starców w nieustannej sprzeczce?Nie wiem - lecz silniej pobladły mu licaW srebrzystym świetle bladego księżyca,I boleść w niemej utopił zadumie,Szukając wspomnień w śpiewnym rzeczki szumie.Wiatr mu z bliskiego przynosił ogroduZnajomych kwiatów woń pamiętną, miłą.I zaczął marzyć jak niegdyś za młodu,Jak gdyby w życiu nic się nie zmieniło -I cała przeszłość stanęła tak żywa,Skupiona w jednym tęczowym obrazku -I pierzchłe złotej młodości ogniwaNabrały teraz nieznanego blasku.Cichego szczęścia najmniejsze wypadki,Jasnym płomieniem świecące ognisko,I te najsłodsze pocałunki matki,I drugie również anielskie zjawisko,131 Wszystko to widział w dziwnej mgle niebieskiej,Jak poplątane cudne arabeski.Wydarł się wreszcie tej widzeń ponęcie,Co pieszcząc serce, krwawi je zarazem,Zwrócił się spiesznie na drogi zakręcie,A twarz się znowu powlokła wyrazemOwej spokojnej, bezbrzeżnej boleści,Co się niczego już w świecie nie lękaI żadnej w sobie nadziei nie mieści.Dalej za młynem stała Boża męka,Na skrzyżowaniu drożyn pochylona,I wyciągnęła czarne swe ramionaZ błogosławieństwem ponad ciche pole,Patrząc z miłością na ludzką niedolę.Minął ją z wolna, pochyliwszy głowy,I poszedł prosto na cmentarz wioskowy.Topole, brzozy i wierzby płacząceWieńczyły miejsce spoczynku dokoła,Schylając swoje zadumane czoła,Jakby piastunki do snu śpiewające.Tam pod ich strażą rozsiadły się wzgórza,Gdzieniegdzie w czarne ubrane krzyżyki;Gdzieniegdzie polna wczołgała się różaLub zielsko bujne, lub też krzaczek dziki.132 W milczeniu stąpał wśród mogił podróżny,Bojąc się przerwać uroczystej ciszy -Nadstawiał ucha na każdy szmer próżny,Jakby przypuszczał, że jeszcze usłyszyGłos, co go wołać zacznie po imieniu;Z bijącym sercem przed siebie spoglądał,Jakby na jasnym księżyca promieniuJaki cień drogi jeszcze ujrzeć żądał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl