[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilę musiało to potrwać, ale sprawy za­szły już tak daleko, że moment zwłoki był tu bez znaczenia.Już wkrótce przybędą regulatorzy.- Szykujcie się, ludziska - wyszeptał.Sztywno wyciągnię­te ramiona Setha drżały; jego dłonie zacisnęły się w pięści.- Szykujcie się lepiej, bo zaraz wymażemy to miasto z mapy.[Allen Symes pracował dla Kompanii Górniczej „Ziemskie Głę­bie” na stanowisku inżyniera geologa kopalnianego przez dwa­dzieścia sześć lat, od tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego dziewią­tego do końca dziewięćdziesiątego piątego roku.Wtedy tuż przed Bożym Narodzeniem przeszedł na emeryturę i przeprowadził się do Clearwater na Florydzie, gdzie zmarł na zawał dziewiętnaste­go września dziewięćdziesiątego szóstego roku.Poniższy doku­ment znalazła w biurku Symesa jego córka.Znajdował się w za­klejonej kopercie z napisem: „ Dotyczy dziwnego incydentu w Chiń­skiej Jamie.Przeczytać po mojej śmierci”.Dokument ten przedstawiony zostaje niniejszym w oryginalnym brzmieniu.Wyd.]27 października 1995Do wszystkich zainteresowanych:Piszę z trzech powodów.Po pierwsze, chcę wyjaśnić coś, co wydarzyło się piętnaście miesięcy te­mu, latem dziewięćdziesiątego czwartego roku.Po drugie, mam nadzieję złagodzić wyrzuty sumienia, które nieco się uspokoiło, lecz gnębi mnie znów dość poważnie, odkąd napisała do mnie niejaka pa­ni Wyler z Ohio, a ja odpowiadając jej, skłamałem.Nie wiem, czy samo napisanie czegokolwiek w na­dziei, iż ktoś to kiedyś przeczyta, wystarczy, by uspokoić sumienie, ale sądzę, że warto spróbować; poza tym po przejściu na emeryturę być może komuś to pokażę.możliwe, że nawet samej pani Wyler.Po trzecie, wciąż nie mogę usunąć z pamięci tego małego chłopca i tego jego uśmiechu.Tego uśmiechu.Okłamałem panią Wyler, ponieważ chciałem chronić firmę i nie stracić roboty, ale przede wszystkim dlatego, że miałem taką możliwość.Dwudziestego czwartego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku wypadało w niedzielę, teren był zupełnie pusty i byłem jedyną osobą, która ich widziała.Mnie również by tam nie było, gdybym nie musiał nadrobić papierkowej roboty.Jeśli komuś się wydaje, że zawód inżyniera geologa kopalnianego wią­że się z samymi atrakcjami i podróżowaniem, powinien zobaczyć tony sprawozdań i formularzy, które muszę co roku przeorać.W każdym razie akurat kończyłem pracę, kiedy zajechało przed biuro volvo kombi i wysiadła z niego cała rodzinka.Muszę powiedzieć, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałem ludzi równie podekscytowanych, chyba tylko w cyrku.Wyglądali tak, jakby właśnie wygrali wycieczkę w konkursie audiotele!Była ich piątka: Tata (brat tej kobiety z Ohio, jak się okazało), Mama, Starszy Brat, Starsza Siostra i Mały Braciszek.M.B.wyglądał na jakieś cztery latka, dopiero z listu pani Wyler (dostałem go w lipcu tego roku) dowiedziałem się, że był trochę starszy, tylko nie wyrośnięty.Zobaczyłem ich przez okno, siedząc przy biurku nad rozłożonymi papierami.Bardzo wyraźnie ich wi­działem.Przez chwilę kręcili się przy samochodzie i pokazywali sobie nasyp na południe od miasta; podnieceni, aż im uszy falowały, a potem ten mały zaciągnął ojca pod nasz biurowy barakowóz.Wszystko to działo się w biurze stanowym „Ziemskich Głębi” w Nevadzie, mieszczącym się właśnie w podwójnym barakowozie, jakieś cztery kilometry od głównej trasy (szosy numer pięćdziesiąt), pod Desperation, miasteczkiem znanym w okresie wojny secesyjnej z kopalni srebra.Obecnie prowadzimy roboty głównie w tzw.Chińskiej Jamie, skąd wydoby­ła się miedź.„Zieloni” oczywiście nazywają to „rabunkową eksploatacją”; nie jest aż źle, jak oni to przedstawiają.W każdym razie Mały Braciszek zaciągnął ojca na schodki barakowozu i usłyszałem, jak mówi: „Zapu­kaj, tatusiu, tam ktoś jest, wiem, że tam ktoś jest” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl