[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Gdy od gór przylata powiew, tańcują listki bambusowe i wróble z nimi też pląsają w bambusowym gaju.Zaprowadziły staruszka do wróblowego domku.Przed dom­kiem powitało go całe stadko, a wszystkie ćwierkały uprzejmie i zapraszały go:— Proszę wejść, proszę wejść.Zaledwie staruszek przestąpił próg, aż tu z trzepotem podleciał do niego mały wróbelek i zawołał:— Dziadziusiu, to ja!To był ten wróbelek, którego on szukał.To ci było spotkanie! Nie wiadomo, kto się więcej cieszył: staruszek czy wróbel.Ptaszki zaprowadziły gościa do największego pokoju, a tam powitali go rodzice wróbełka.Dziękowali mu za uratowanie synka, częstowali go owocami i słodyczami.Potem wróble pozapalały małe papierowe lampiony i rozleciały się z nimi po ogrndzte.Porozwieszały lampiony na gałązkach.Różnokolorowe światełka wyglądały pośród liści i kwiatów prześlicznie.Staruszek usiadł pod kwitnącą wiśnią i patrzył, a wróble tań­czyły dokoła i śpiewały:— Gdy od gór przylata powiew, tańcują listki bambusowe i wróble z nimi też pląsają w bambusowym gaju.Zapadł zmierzch, maleńkie lampiony świeciły coraz piękniej.Ale staruszek pomyślał o dalekiej drodze do domu i zaczął się żegnać.— Jaka szkoda, że dziadziuś musi już iść — martwiły się wróble.— Nie puścimy go bez podarunku.Przyniosły dwie bambusowe łubianki, większą i mniejszą.Każda z nich była opasana rzemieniem i miała rzemienne troki, żeby ją można było wziąć na plecy.— Dziadku, wybierzcie, którą chcecie — zapraszały wróble.— Nie mam już wiele sił — powiedział staruszek.— Wezmę mniejszą, będzie lżej.Zresztą po co mi tyle tego dobrego.Dzię­kuję wam, ptaszki kochane, do widzenia.One pomogły mu wziąć łubiankę na plecy, życzyły mu zdrowia i staruszek ruszył w powrotną drogę.Najpierw szedł przez wróblowy ogródek ścieżyną wysypaną płatkami wiśni, a potem po górskim zboczu w dół.Kiedy wrócił do chaty, jego żona rozkrzyczała się ze złości.— Toś ty taki? Włóczysz się od samego rana i nawet wiązki chrustu nie przyniosłeś, ty leniuchu!Staruszek zdjął z pleców łubiankę i powiedział:— No, no, nie gniewaj się, żono.Patrz, przyniosłem ci podarunek.— Co to takiego?— Sam nie wiem.Otwórz i zobacz.Ach, ile tam było ślicznych rzeczy! Z wierzchu sznury korali, pod nimi dwa pięknie haftowane jedwabne kimona, a pod tym wszystkim złote monety.Chyba z dziesięć garści tam było tego złota.— Ojej, jakie bogactwo! — ucieszyła się stara.— Kto ci to dał?— Wróble.— Nie żartuj!— To nie są żarty, to prawda.Wróble dały mi dwie łubianki do wyboru.Tamta była jeszcze większa.— To czemu nie wziąłeś większej?— Bo za ciężko byłoby mi nieść, a tego, co jest w tej łubiance, wystarczy nam aż nadto.Nie mieliśmy jej, a jakoś też żyliśmy oboje.— Ach, ty głupcze — zawołała żona i znów się rozzłościła — wszystko robisz zawsze nie tak, jak trzeba.Czemużeś wziął mniej, jak mogłeś wziąć więcej? Teraz ja muszę iść za ciebie po tamtą większą łubiankę.— Dlaczego? Dajże spokój, to wstyd się tak napraszać — tlumaczyl jej mai.Ale ona, tak jak stała, pobiegła natychmiast w góry.Po drodze nawoływała:— Wróbelku, gdzie mieszkasz? Wróbelku, gdzie mieszkasz?Niebawem z bambusowych zarośli wyleciały dwa wróble na jej spotkanie i zaprowadziły ją do wróblowego domku.Zaledwie staruszka przestąpiła próg, zaraz zaczęła się przy­milać do znajomego wróbla:— Ach, ptaszku mój złociutki, jak ty ślicznie wyglądasz, jak się poprawiłeś w górskim powietrzu! Nie umiem ci powiedzieć, jak się z tego cieszę.Nie częstuj mnie niczym, bo śpieszę się bardzo, nie mam też czasu przyglądać się tańcom.Jeżeli masz dla mnie jakieś podarki, to daj mi je od razu.Nie chcę się przy­mawiać, nie jestem taka niedelikatna.Ale nie chciałabym ci się długo naprzykrzać, a znam twoje hojne serduszko i zgaduję, że nie będziesz chciał wypuścić mnie z pustymi rękami.Wróble przyniosły znowu dwie łubianki — większą i mniejszą — i poprosiły, żeby wybrała, którą woli.— Niech będzie ta — powiedziała stara, chwytając chciwie większą łubiankę.— Wzięłabym mniejszą, ale mój mąż żałuje, że nie zabrał większej, więc chcę mu zrobić przyjemność.Ani nie podziękowała wróblom, ani się z nimi nie pożegnała* tylko zarzuciła co prędzej troki na ramiona i ruszyła w powrotną drogę.Łubianka była bardzo ciężka, więc kobieta prędko się zmęczyła, tym bardziej, że szła szybko, bo gnała ją ciekawość.— Trzeba trochę odpocząć — mruknęła.Zsunęła troki z ramion, postawiła łubiankę na pagórku przy drodzę i sama usiadła obok.Wtem pomyślała: czemu mam czekać, aż zajdę do domu? Mogę przecież otworzyć łubiankę już teraz, żeby zobaczyć, co w niej jest.Podniosła wieko — a tu wypełzają węże, wyłażą jaszczury, wyskakują ropuchy, wylatują smoki i miotają z pysków płomienie, Jakby łubianka dna nie miała, tyle tego!Odskoczyła kobieta przerażona — i w nogi.Ucieka, aż kłapią jej sandały, ślizga się po korzeniach i znów zrywa, a potwory gonią ją i krzyczą:— Ach, ty nienasycona! Skąpiradło przebrzydłe! Poczekaj, ty zła, chciwa babo.Wybiegła wreszcie z bambusowego lasku.Wtedy straszydła gdzieś się podziały i przestały ją gonić.Widać ich władza nie sięgała dalej.Starucha ledwo dowlokła się do domu, zapłakana i drżąca.Przyznała się mężowi do wszystkiego i przyrzekła, że odtąd nie będzie już taka chciwa i zła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl