Pokrewne
- Strona Główna
- Esslemont Ian Cameron Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 02
- Ian Cameron Esslemont Imperium Malazańskie 02 Powrót Karmazynowej Gwardii 01
- Auel Jean M Rzeka powrotu (SCAN dal 948)
- Thorne Nicola Powrot do Wichrowych Wzgorz
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Choderlos De Laclos Niebezpieczne zwiazki (2)
- Henryk Sienkiewicz Potop tom 3
- 4.Glen Cook Gry Cienia
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna
- 00007, 5b2d4e7a56a8d418aa8871e99344a358
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- siekierski.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw chcieli zrobić wszystko tam, gdzie życie miało bardziej publiczny charakter.Dlatego pokój ten pozostał nietknięty.Właściwie „nie przekroczony”, jeśli nie liczyć kilku jej wizyt.Sama nie wiedziała, dlaczego tam chodzi.Nie miała też pojęcia, skąd biorą się przedziwne wrażenia opanowujące ją w pokoju.Było coś w tym ciemnym wnętrzu, co sprawiało, że czuła się tam bardziej wygodnie.Było to coś, czego obecności tam nie potrafiła sobie w żaden sposób wytłumaczyć - kawałek macicy.Macicy należącej do martwej kobiety.Czasami, gdy Rory był w pracy, po prostu szła na górę i siadała w ciszy, nie myśląc o niczym.W każdym razie nie myślała o niczym, co można było ubrać w słowa.Te wycieczki wywoływały w niej głębokie poczucie winy.Starała się trzymać z daleka od tego miejsca, gdy Rory był w domu.Ale nie zawsze było to możliwe.Czasami nogi same prowadziły ją po schodach do pokoju, choć wcale nie miała na to ochoty.Stało się to w sobotę, w dzień krwi.Przyglądała się, jak Rory, klęcząc na podłodze w kuchni, zeskrobuje farbę z drzwi.Nagle zdało się jej, że słyszy wezwanie dobiegające z pokoju.Zadowolona, że Rory na dobre przywiązany jest do roboty, weszła na piętro.Było tu chłodniej niż zwykle.Ucieszyła się.Przyłożyła dłoń do ściany, a potem przeniosła oziębioną rękę na skroń.- Bez sensu - zamruczała, myśląc o mężu pracującym na dole.Nie kochała go, a w każdym razie nie bardziej niż on ją (jeżeli nie brać pod uwagę bzika Rory'ego na punkcie piękna jej twarzy).Rory heblował świat dla siebie, podczas gdy ona cierpiała tutaj, w oddali i w osamotnieniu.Podmuch wiatru uderzył w drzwi kuchenne na parterze.Usłyszała ich trzask.Hałas przeszkodził Rory'emu w pracy i rozproszył jego uwagę.Szpachelka podskoczyła i wbiła się głęboko w kciuk jego lewej dłoni.Wrzasnął, kiedy pojawił się strumień ciemnej krwi.Szpachelka upadła na podłogę.- Do jasnej cholery!Słyszała, co stało się mężowi.Nie zrobiła jednak żadnego ruchu, by mu pomóc.Otrząsnąwszy się z mgiełki melancholii, która ją otoczyła, zdała sobie zbyt późno sprawę, że Rory wchodzi już po schodach.Zaczęła poszukiwać klucza, który byłby doskonałym pretekstem wyjaśniającym jej obecność na schodach.Ale Rory stał już na progu.Przekroczył go i zmierzał w jej stronę.Lewą ręką trzymał zranioną dłoń.Krew tryskała z rany, sączyła się między palcami i ściekała po przedramieniu.Kapała z łokcia dodając nowe plamy na już i tak przybrudzonej podłodze.- Co się stało? - zapytała.- A jak myślisz? - powiedział przez zaciśnięte zęby.- Przeciąłem się.Twarz i szyja Rory'ego przybrały siny kolor ściany.Widziała go już w takim stanie kiedyś, kiedy nieomal zemdlał na widok swojej własnej krwi.- Zrób coś - wyrzucił z siebie nerwowo.- Głęboko się przeciąłeś?- Nie wiem - wydarł się na nią.- Nie chcę na to patrzeć!Pomyślała sobie, że wygląda śmiesznie.Nie było jednak czasu na zagłębianie się W takie myśli.Chwyciła jego krwawiącą dłoń i obejrzała ranę.Była dość spora i ciągle krwawiła.Z przecięcia spływała gęsta, ciemno zabarwiona krew.- Myślę, że będzie lepiej, jeśli pojedziemy do szpitala - powiedziała.- Możesz to czymś przewiązać? - zapytał tonem dalekim już od złości.- Oczywiście.Muszę tylko wziąć czysty bandaż.Chodź!- Nie - odparł, potrząsając przecząco głową.- Jeśli zrobię choć jeden krok - zemdleję.- No to zostań tutaj i zaczekaj chwilę - uspokoiła go.- Wszystko będzie dobrze.Julia bezskutecznie szukała jakichś bandaży w szafce w łazience, ale ostatecznie zdecydowała się rozedrzeć kilka swoich chusteczek do nosa i wróciła do pokoju.Rory opierał się o ścianę.Jego spocona twarz połyskiwała, a krew z ręki nieprzerwanie powiększała kałużę na podłodze.Czuła zapach krwi w powietrzu.Uspokoiła go mówiąc, że nie umiera się od tak niegroźnej rany.Zabandażowała mu dłoń używając chusteczki, którą zawiązała w supełek.Powoli podprowadziła męża do schodów i sprowadziła na dół.Trząsł się jak osika [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Najpierw chcieli zrobić wszystko tam, gdzie życie miało bardziej publiczny charakter.Dlatego pokój ten pozostał nietknięty.Właściwie „nie przekroczony”, jeśli nie liczyć kilku jej wizyt.Sama nie wiedziała, dlaczego tam chodzi.Nie miała też pojęcia, skąd biorą się przedziwne wrażenia opanowujące ją w pokoju.Było coś w tym ciemnym wnętrzu, co sprawiało, że czuła się tam bardziej wygodnie.Było to coś, czego obecności tam nie potrafiła sobie w żaden sposób wytłumaczyć - kawałek macicy.Macicy należącej do martwej kobiety.Czasami, gdy Rory był w pracy, po prostu szła na górę i siadała w ciszy, nie myśląc o niczym.W każdym razie nie myślała o niczym, co można było ubrać w słowa.Te wycieczki wywoływały w niej głębokie poczucie winy.Starała się trzymać z daleka od tego miejsca, gdy Rory był w domu.Ale nie zawsze było to możliwe.Czasami nogi same prowadziły ją po schodach do pokoju, choć wcale nie miała na to ochoty.Stało się to w sobotę, w dzień krwi.Przyglądała się, jak Rory, klęcząc na podłodze w kuchni, zeskrobuje farbę z drzwi.Nagle zdało się jej, że słyszy wezwanie dobiegające z pokoju.Zadowolona, że Rory na dobre przywiązany jest do roboty, weszła na piętro.Było tu chłodniej niż zwykle.Ucieszyła się.Przyłożyła dłoń do ściany, a potem przeniosła oziębioną rękę na skroń.- Bez sensu - zamruczała, myśląc o mężu pracującym na dole.Nie kochała go, a w każdym razie nie bardziej niż on ją (jeżeli nie brać pod uwagę bzika Rory'ego na punkcie piękna jej twarzy).Rory heblował świat dla siebie, podczas gdy ona cierpiała tutaj, w oddali i w osamotnieniu.Podmuch wiatru uderzył w drzwi kuchenne na parterze.Usłyszała ich trzask.Hałas przeszkodził Rory'emu w pracy i rozproszył jego uwagę.Szpachelka podskoczyła i wbiła się głęboko w kciuk jego lewej dłoni.Wrzasnął, kiedy pojawił się strumień ciemnej krwi.Szpachelka upadła na podłogę.- Do jasnej cholery!Słyszała, co stało się mężowi.Nie zrobiła jednak żadnego ruchu, by mu pomóc.Otrząsnąwszy się z mgiełki melancholii, która ją otoczyła, zdała sobie zbyt późno sprawę, że Rory wchodzi już po schodach.Zaczęła poszukiwać klucza, który byłby doskonałym pretekstem wyjaśniającym jej obecność na schodach.Ale Rory stał już na progu.Przekroczył go i zmierzał w jej stronę.Lewą ręką trzymał zranioną dłoń.Krew tryskała z rany, sączyła się między palcami i ściekała po przedramieniu.Kapała z łokcia dodając nowe plamy na już i tak przybrudzonej podłodze.- Co się stało? - zapytała.- A jak myślisz? - powiedział przez zaciśnięte zęby.- Przeciąłem się.Twarz i szyja Rory'ego przybrały siny kolor ściany.Widziała go już w takim stanie kiedyś, kiedy nieomal zemdlał na widok swojej własnej krwi.- Zrób coś - wyrzucił z siebie nerwowo.- Głęboko się przeciąłeś?- Nie wiem - wydarł się na nią.- Nie chcę na to patrzeć!Pomyślała sobie, że wygląda śmiesznie.Nie było jednak czasu na zagłębianie się W takie myśli.Chwyciła jego krwawiącą dłoń i obejrzała ranę.Była dość spora i ciągle krwawiła.Z przecięcia spływała gęsta, ciemno zabarwiona krew.- Myślę, że będzie lepiej, jeśli pojedziemy do szpitala - powiedziała.- Możesz to czymś przewiązać? - zapytał tonem dalekim już od złości.- Oczywiście.Muszę tylko wziąć czysty bandaż.Chodź!- Nie - odparł, potrząsając przecząco głową.- Jeśli zrobię choć jeden krok - zemdleję.- No to zostań tutaj i zaczekaj chwilę - uspokoiła go.- Wszystko będzie dobrze.Julia bezskutecznie szukała jakichś bandaży w szafce w łazience, ale ostatecznie zdecydowała się rozedrzeć kilka swoich chusteczek do nosa i wróciła do pokoju.Rory opierał się o ścianę.Jego spocona twarz połyskiwała, a krew z ręki nieprzerwanie powiększała kałużę na podłodze.Czuła zapach krwi w powietrzu.Uspokoiła go mówiąc, że nie umiera się od tak niegroźnej rany.Zabandażowała mu dłoń używając chusteczki, którą zawiązała w supełek.Powoli podprowadziła męża do schodów i sprowadziła na dół.Trząsł się jak osika [ Pobierz całość w formacie PDF ]