[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niski, tłusty mężczyzna w ciemnoniebieskimpłaszczu ostrożnie posuwał się naprzód zdradliwą ścieżką wiodącą ku podstawie urwiska.Wyszedłszy na skalisty brzeg, otarł pot z pucołowatej twarzy, wyjął spod płaszcza składanystołek z drewna i skóry i z westchnieniem znużenia usiadł na nim zaledwie o krok odunoszącej się w powietrzu piany wodnej.- Chodz tu! - zawołał do fal, wachlując się.-Zwlekanie nic ci nie da.Tłukące o skały u podstawy klifu fale uspokoiły się nagle.Wodytrochę się cofnęły.Mężczyzna uniósł głowę, jakby spodziewał się usłyszeć w szumie fal jakiśgłos.I głos rzeczywiście zabrzmiał, choć tylko niewielu spośród żywych byłoby w stanie gozrozumieć.- Wzywałeś mnie, Mallick? - odpowiedziały szemrzące wody.Mallick Rei wytarł zpłaszcza krople wilgoci.- Zaiste? Jak brzmią wieści o najemnikach? - Ich okręty zmierzają namiejsce spotkania.- A na ich pokładach są Zaprzysiężeni, prawda? - Tak.Wyczuwam ich obecność.Co poczniesz, gdy po ciebie przyjdą, Mallick?- Nie pożyją tak długo.Odpowiedział mu chichot.- Być może to ty nie pożyjesz tak długo.- Pilnują mnie strażnicy.Nie masz pojęcia, do czego są zdolni.- Potrafię cię przejrzeć bez trudu, Mallick.To ty nie masz pojęcia, do czego są zdolnitwoi strażnicy.Wiem o tym, bo gdybyś je miał, błagałbyś mnie o ratunek.- Kellanved miał swoją armię martwiaków, Imassów.-To powszechne, ale błędne przekonanie.Oni nie umarli.Zakonserwowano ich.Zresztąnawet oni nie tolerowaliby twoich strażników ani ciebie.- Na szczęście, Imassowie nikomu już nie zagrożą.Głos szumiącej i pluskającej wodyumilkł na chwilę.- Jakże krótka jest pamięć ludzi - zdumiał się wreszcie.Mallick machnąłospale ręką.- Tak, tak.Ale mówiliśmy o najemnikach.Nie próbuj mnie powstrzymać.- Jeśli chodzi o Gwardię, jej końca jeszcze nie przewidziano.- Nie okłamuj swego wielkiego kapłana, Maelu.Tylko dzięki jhistalskim rytuałommożesz być obecny w tym świecie.Wody znieruchomiały, zrobiły się gładkie jak szkło.Nagle pojawił się szeroki słupwodny, który wznosił się coraz wyżej, próbując się pochylić ku siedzącemu mężczyznie.Wreszcie rozprysnął się z głośnym szumem.- Więzy trzymają - stwierdził głos.- Te rytuały są tak odrażające, że nawet Kellanved sięich brzydził, Mallick.Niestety, niektórym z was udało się uciec.Mężczyzna opuścił kąciki pulchnych ust, imitując ból.- To mnie naprawdę ubodło.Jak możesz zwać własny kult odrażającym? Czy mamwypruć przed tobą wnętrzności kolejnych niewinnych ofiar? A może się opierasz?- Nie jestem odpowiedzialny za żaden z twoich uczynków, Mallick.Ty i twój kultsłużycie własnym interesom.Nie moim.-Tak zawsze jest z kultami.Ale starczy już debat o teologii, nawet jeśli są frapujące.Gdyokręty najemników ruszą na Quon, masz zwiększyć ich prędkość.Muszą tu dotrzeć jaknajszybciej.Rozumiesz? -Tak.- To samo zrób ze statkami secesjonistów.- Ich również mamprzyśpieszyć? -Tak.Wśród skał znowu poniósł się echem chichot.- Mallick, zdumiewasz mnie i budzisz mój wstręt.Ciekawe, którzy pierwsi dostaną twojągłowę.- Nie boję się.Jeśli wszyscy pragną twojej głowy, to pewna zapowiedz sukcesu. Kapitan Straży Królewskiej obudził protoplastkę o północy.-Tenet przysyła wiadomość.Osłony czwartego pierścienia tracą moc.Timmel Orosenn, protoplastka Umrygu, wstała naga z łoża i wezwała skinieniem sługi.- Nic nie czuję.- Tenet mówi, że ostatnią barierę atakują fizycznie.- Fizycznie? - Timmel odwróciła się, pozwalając, by służący ją ubierali.- Fizycznie? Czyto możliwe?- Tenet najwyrazniej sądzi, że tak.Służka zakryła włosy władczyni jedwabną chustą i zasłoniła jej twarz kwefem.- Immanentna, jak sądzę?- Tak, protoplastko.- Obejrzyjmy to.Strażnicy eskortowali karetę protoplastki w głąb lądu, do jaskiń pogrzebowych.Wehikułmijał szeregi wojska, podskakując na wałach starożytnych linii obronnych, aż wreszcie dotarłdo pierwszego rzędu taumaturgów Diademu Umrygu.Wszyscy pokłonili się Timmel.Jeden znich pokuśtykał do karety, wspierając się na wypaczonej lasce z kości słoniowej.- Protoplastko - rzekł, kłaniając się po raz drugi.- Jesteśmy przekonani, że czwartypierścień padnie dziś przed świtem.-Tenet.Timmel spojrzała naprzód z wysokiej karety.Pochodnie oświetlały tam nagą, martwąziemię przed granitowymi monolitami zamykającymi wejście do jaskini.Sprawdziła osłonęswymi zmysłami i przekonała się, że bariera słabnie niczym tkanina coraz bardziej rozciąganaprzez napierającą na nią pięść.Wkrótce pojawią się w niej rozdarcia.A potem się rozerwie.Wysiadła z karety.Tenet pokłonił się po raz kolejny, zapraszając ją do małego namioturozbitego na szczycie niewysokiego pagórka naprzeciwko wejścia do jaskini.Strażnicyprotoplastki otoczyli całą grupę pierścieniem.- Dlaczego tutaj? - zapytała Timmel, wspinając się na wzgórze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl