[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś, jakiś mężczyzna, stoi oparty o furtkę.Porusza się i wtedy widzę, że to Nick.Idzie do Opactwa.Wołam jego imię - odwraca się i podnosi rękęw geście pozdrowienia.Jest za daleko, aby usłyszeć wykrzyczane wyjaśnienia i prośby o pomoc, więc na migidaję mu do zrozumieją, żeby się pośpieszył.Nick prostuje się i rusza w kierunku ścieżki.Nie czekam na niego,ponieważ coś dzieje się z powietrzem - zmienia się w sposób, jaki poznaję i którego się boję.Odbieram prak-tycznie niezauważalne drgnienia, ruch powietrza jak przy muśnięciu piórkiem, zmiany zachodzące w ułamkachsekund.Znam to uczucie od najwcześniejszego dzieciństwa i z braku lepszej nazwy przyjąłem określenie Belli- taki właśnie jest mój Dar.L RT Wywołuje gwałtownie uderzenie adrenaliny.W jednej chwili staję się napięty jak struna, która czeka naszarpnięcie.Wracam na dziedziniec, patrzę na zamknięte drzwi, na kartkę z wiadomością i sześć okien, siłąwoli próbuję zmusić je, aby do mnie przemówiły.Podbiegam do okna i zaglądam do środka.Wnętrze pachniefarbami olejnymi i terpentyną, na dużym blejtramie, opartym o przeciwległą ścianę, czekają  Siostry Mort-land".Julia, Finn i dziewczynka w niebieskiej sukience.Maisie patrzy mi prosto w oczy - strach, który mnienagle ogarnia, jest bardzo intensywny, gęsty.Biegnę z powrotem do domu i chociaż biegam szybko, dziś mam wrażenie, że poruszam się w ślima-czym tempie, uwięziony między czarnymi ścianami świerków po obu stronach alejki.Wypadam na duży dzie-dziniec, toczę wzrokiem po wykrwawionych z barw, w jakiś sposób groznych podcieniach.Widzę chaotyczniewykopane dziurki w ziemi, błysk szpadla.Odwracam się twarzą do budynku, patrzę w dwadzieścia okien połu-dniowej fasady i tam, w środkowym oknie dawnej kaplicy, dostrzegam leciutki, poruszający się cień.Nie mamcienia wątpliwości, że to moja matka.Wróciła.Zakrywam twarz dłońmi.Kiedy znowu podnoszę wzrok, postaci mojej matki już nie ma, widzę tylkoszyby i błyski słońca.Znowu się odwracam i jak w szerokim planie ogarniam spojrzeniem cały dziedziniec.Szukam niewidocznego, czegoś, co jest nie tak.Ogarniam spojrzeniem połatane, pokrojone mury Opactwa,różowawą cegłę, kamień i łupki, garnące się do ścian pnącza i przycupnięte u ich stóp krzewy.W dolinie nadaldzwonią dzwony, słyszę nawoływania Julii i Dziadka.Wśród podcieni, tu, gdzie stoję, zalega już półmrok, któ-ry powoli zaczyna do mnie przemawiać.Najbliższy łuk jest popękany i zniszczony, kamień zaczynają zżeraćpleśń i grzyby; w spięciu sklepienia, tam, gdzie kolumna styka się i siatką sufitu, widać ulepione z gliny i gałą-zek jaskółcze gniazdo, z którego wystaje ledwo widoczny otwarty dziób.Nigdy wcześniej ani pózniej nie czułem się tak zagubiony, tak bezradny i pełen rozpaczy.Ile sekundminęło? Jedna, dwie? Trwało to bardzo krótko.Cofam się, staję na trawniku pośrodku dziedzińca.I wtedy, kątem oka widzę, jak coś porusza się namarginesie mojego pola widzenia.Przypomina to trochę Ikara ze słynnego obrazu Breughla - maleńki, odwró-cony szczegół, drobniutki błąd w odległym kącie świata.Po lewej stronie mam jaskółcze pisklę w gniezdzie, poprawej rozpoczyna swój upadek coś małego, milczącego i przerażającego.Maisie nie wydaje żadnego krzyku, ja także nie.Szok spowalnia jej upadek, więc przez moment mamwrażenie, że powietrze chwyta ją w ramiona, że może jakimś cudem ją utrzyma.Nawet gdy widzę, jak upadana kamienie pod tym okropnym kątem, jak jej ręce i nogi podrywają się w górę pod wpływem siły uderzenia,jak ziemia podrzuca ją, przekręca, przyjmuje i znowu podbija, choć za drugim razem słabiej, nawet wtedy nicnie słyszę i chyba nadal nie rozumiem.Potem w mojej głowie odzywa się kakofoniczny chór głosów.Mój Darzawiódł mnie, wprowadził w błąd; spodziewałem się bólu, obawiałem się śmierci, ale sądziłem, że na niebez-pieczeństwo narażona jest Finn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl