Pokrewne
- Strona Główna
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka (SC
- Brzeziecki Andrzej Lekcje historii PRL w rozmowach
- Zimniak Andrzej Stalo sie jut Zbior 31
- Pilipiuk Andrzej Czarownik Iwanow (SCAN dal 747)
- Andrzej.Ziemiański Nostalgia.za.Sluag.Side.(PDF2)
- Brust Steven Taltos
- Hobb Robin Misja blazna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- frania1320.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przewaga czlowieka nad innymi rasami i gatunkami, jego walka onalezne w przyrodzie miejsce, o przestrzen zyciowa, moga zostac wygrane tylko wówczas, gdyostatecznie wyeliminuje sie koczownictwo, wedrówki z miejsca na miejsce w poszukiwaniuzarcia, zgodnie z kalendarzem natury.W przeciwnym razie nie osiagnie sie nalezytego temparozrodczosci, dziecko ludzkie zbyt dlugo nie jest samodzielne.Tylko bezpieczna za muramimiasta lub warowni kobieta moze rodzic we wlasciwym tempie, to znaczy co rok.Plodnosc,Dorregaray, to rozwój, to warunek przetrwania i dominacji.I tu dochodzimy do smoków.Tylkosmok, zaden inny potwór, moze zagrozic miastu lub warowni.Gdyby smoki nie zostalywytepione, ludzie dla bezpieczenstwa rozpraszaliby sie, zamiast laczyc, bo smoczy ogien w gestozabudowanym osiedlu to koszmar, to setki ofiar, to straszliwa zaglada.Dlatego smoki muszazostac wybite do ostatniego, Dorregaray.Dorregaray popatrzyl na nia z dziwnym usmiechem na ustach.- Wiesz, Yennefer, nie chcialbym dozyc chwili, gdy zrealizuje sie twoja idea o panowaniuczlowieka, gdy tobie podobni zajma nalezne im miejsce w przyrodzie.Na szczescie, nigdy dotego nie dojdzie.Predzej wyrzniecie sie nawzajem, wytrujecie, wyzdychacie na dur i tyfus, bo tobrud i wszy, nie smoki, zagrazaja waszym wspanialym miastom, w których kobiety rodza co rok,ale tylko jeden noworodek na dziesiec zyje dluzej niz dziesiec dni.Tak, Yennefer, plodnosc,plodnosc i jeszcze raz plodnosc.Zajmij sie, moja droga, rodzeniem dzieci, to bardziej naturalnedla ciebie zajecie.To zajmie ci czas, który obecnie bezplodnie tracisz na wymyslanie bzdur.Zegnam.Popedziwszy konia, czarodziej pocwalowal w kierunku czola kolumny.Geralt, rzuciwszy okiemna blada i wsciekle skrzywiona twarz Yennefer, zaczal wspólczuc mu z wyprzedzeniem.Wiedzial, o co szlo.Yennefer, jak wiekszosc czarodziejek, byla sterylna.Ale jak niewieleczarodziejek bolala nad tym faktem i na wspominanie o nim reagowala prawdziwym szalem.Dorregaray zapewne wiedzial o tym.Nie wiedzial prawdopodobnie o tym, jaka jest msciwa.- Narobi sobie klopotów - syknela.- Oj, narobi.Uwazaj, Geralt.Nie mysl, ze jesli przyjdzie codo czego, a ty nie wykazesz rozsadku, to bede cie bronic.- Bez obaw - usmiechnal sie.- My, to znaczy wiedzmini i bezwolne golemy, dzialamy zawszerozsadnie.Jednoznacznie i wyraznie wytyczone sa bowiem granice mozliwosci, miedzy którymimozemy sie poruszac.- No, no, patrzcie - Yennefer spojrzala na niego, wciaz blada.- Obraziles sie jak panienka, którejwytknieto brak cnoty.Jestes wiedzminem, nie zmienisz tego.Twoje powolanie.- Przestan z tym powolaniem, Yen, bo mnie juz zaczyna mdlic.- Nie mów tak do mnie, mówilam.A twoje mdlosci malo mnie interesuja.Jak i wszystkiepozostale reakcje z ograniczonego, wiedzminskiego wachlarza reakcji.- Niemniej, obejrzysz niektóre z nich, jesli nie przestaniesz raczyc mnie opowiadaniami oszczytnych przeslaniach i walce o dobro ludzi.I o smokach, straszliwych wrogach ludzkiegoplemienia.Wiem lepiej.- Tak? - zmruzyla oczy czarodziejka.- A cóz ty takiego wiesz, wiedzminie?- Chocby to - Geralt zlekcewazyl gwaltowne, ostrzegawcze drganie medalionu na szyi - ze gdybysmoki nie mialy skarbców, to pies z kulawa noga nie interesowalby sie nimi, a juz na pewno nieczarodzieje.Ciekawe, ze przy kazdym polowaniu na smoka zawsze kreci sie jakis czarodziej,mocno powiazany z Gildia Jubilerów.Tak jak ty.I pózniej, chociaz na rynek powinno traficzatrzesienie kamieni, jakos nie trafiaja i ich cena nie spada.Nie opowiadaj mi wiec o powolaniu io walce o przetrwanie rasy.Za dobrze i za dlugo cie znam.- Za dlugo - powtórzyla, zlowrogo krzywiac wargi.- Niestety.Ale nie mysl, ze dobrze, tysukinsynu.Psiakrew, jaka ja bylam glupia.Ach, idz do diabla! Patrzec na ciebie nie moge!Krzyknela, poderwala karosza, ostro pocwalowala do przodu.Wiedzmin wstrzymalwierzchowca, przepuscil wóz krasnoludów, ryczacych, klnacych, gwizdzacych na koscianychpiszczalkach.Miedzy nimi, rozwalony na workach z owsem, lezal Jaskier, pobrzekujac na lutni.- Hej! - ryczal Yarpen Zigrin siedzacy na kozle, wskazujac na Yennefer.- Cos sie tam czerni naszlaku! Ciekawe, co to? Wyglada jak kobyla!- Bez ochyby! - odwrzasnal Jaskier odsuwajac na tyl glowy sliwkowy kapelusik.- To kobyla!Wierzchem na walachu! Niebywale!Yarpenowi chlopcy zatrzesli brodami w chóralnym smiechu.Yennefer udawala, ze nie slyszy.Geralt wstrzymal konia, przepuscil konnych luczników Niedamira.Za nimi, w pewnejodleglosci, jechal wolno Borch, a tuz za nim Zerrikanki stanowiace ariergarde kolumny.Geraltzaczekal, az podjada, poprowadzil klacz bok w bok z koniem Borcha.Jechali, milczac.- Wiedzminie - odezwal sie nagle Trzy Kawki.- Chce ci zadac jedno pytanie.- Zadaj.- Czemu nie zawrócisz?Wiedzmin przez chwile przygladal mu sie w milczeniu.- Naprawde chcesz to wiedziec?- Chce - powiedzial Trzy Kawki zwracajac ku niemu twarz.- Jade z nimi, bo jestem bezwolny golem.Bo jestem wiechec pakul gnany wiatrem wzdluzgoscinca.Dokad, powiedz mi, mam pojechac? I po co? Tutaj przynajmniej zebrali sie tacy, zktórymi mam o czym rozmawiac.Tacy, którzy nie przerywaja rozmowy, gdy podchodze.Tacy,którzy nawet nie lubiac mnie, mówia mi to w oczy, nie rzucaja kamieniami zza oplotków.Jade znimi z tego samego powodu, dla którego pojechalem z toba do flisackiej oberzy.Bo jest miwszystko jedno.Nie mam miejsca, do którego móglbym zmierzac [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Przewaga czlowieka nad innymi rasami i gatunkami, jego walka onalezne w przyrodzie miejsce, o przestrzen zyciowa, moga zostac wygrane tylko wówczas, gdyostatecznie wyeliminuje sie koczownictwo, wedrówki z miejsca na miejsce w poszukiwaniuzarcia, zgodnie z kalendarzem natury.W przeciwnym razie nie osiagnie sie nalezytego temparozrodczosci, dziecko ludzkie zbyt dlugo nie jest samodzielne.Tylko bezpieczna za muramimiasta lub warowni kobieta moze rodzic we wlasciwym tempie, to znaczy co rok.Plodnosc,Dorregaray, to rozwój, to warunek przetrwania i dominacji.I tu dochodzimy do smoków.Tylkosmok, zaden inny potwór, moze zagrozic miastu lub warowni.Gdyby smoki nie zostalywytepione, ludzie dla bezpieczenstwa rozpraszaliby sie, zamiast laczyc, bo smoczy ogien w gestozabudowanym osiedlu to koszmar, to setki ofiar, to straszliwa zaglada.Dlatego smoki muszazostac wybite do ostatniego, Dorregaray.Dorregaray popatrzyl na nia z dziwnym usmiechem na ustach.- Wiesz, Yennefer, nie chcialbym dozyc chwili, gdy zrealizuje sie twoja idea o panowaniuczlowieka, gdy tobie podobni zajma nalezne im miejsce w przyrodzie.Na szczescie, nigdy dotego nie dojdzie.Predzej wyrzniecie sie nawzajem, wytrujecie, wyzdychacie na dur i tyfus, bo tobrud i wszy, nie smoki, zagrazaja waszym wspanialym miastom, w których kobiety rodza co rok,ale tylko jeden noworodek na dziesiec zyje dluzej niz dziesiec dni.Tak, Yennefer, plodnosc,plodnosc i jeszcze raz plodnosc.Zajmij sie, moja droga, rodzeniem dzieci, to bardziej naturalnedla ciebie zajecie.To zajmie ci czas, który obecnie bezplodnie tracisz na wymyslanie bzdur.Zegnam.Popedziwszy konia, czarodziej pocwalowal w kierunku czola kolumny.Geralt, rzuciwszy okiemna blada i wsciekle skrzywiona twarz Yennefer, zaczal wspólczuc mu z wyprzedzeniem.Wiedzial, o co szlo.Yennefer, jak wiekszosc czarodziejek, byla sterylna.Ale jak niewieleczarodziejek bolala nad tym faktem i na wspominanie o nim reagowala prawdziwym szalem.Dorregaray zapewne wiedzial o tym.Nie wiedzial prawdopodobnie o tym, jaka jest msciwa.- Narobi sobie klopotów - syknela.- Oj, narobi.Uwazaj, Geralt.Nie mysl, ze jesli przyjdzie codo czego, a ty nie wykazesz rozsadku, to bede cie bronic.- Bez obaw - usmiechnal sie.- My, to znaczy wiedzmini i bezwolne golemy, dzialamy zawszerozsadnie.Jednoznacznie i wyraznie wytyczone sa bowiem granice mozliwosci, miedzy którymimozemy sie poruszac.- No, no, patrzcie - Yennefer spojrzala na niego, wciaz blada.- Obraziles sie jak panienka, którejwytknieto brak cnoty.Jestes wiedzminem, nie zmienisz tego.Twoje powolanie.- Przestan z tym powolaniem, Yen, bo mnie juz zaczyna mdlic.- Nie mów tak do mnie, mówilam.A twoje mdlosci malo mnie interesuja.Jak i wszystkiepozostale reakcje z ograniczonego, wiedzminskiego wachlarza reakcji.- Niemniej, obejrzysz niektóre z nich, jesli nie przestaniesz raczyc mnie opowiadaniami oszczytnych przeslaniach i walce o dobro ludzi.I o smokach, straszliwych wrogach ludzkiegoplemienia.Wiem lepiej.- Tak? - zmruzyla oczy czarodziejka.- A cóz ty takiego wiesz, wiedzminie?- Chocby to - Geralt zlekcewazyl gwaltowne, ostrzegawcze drganie medalionu na szyi - ze gdybysmoki nie mialy skarbców, to pies z kulawa noga nie interesowalby sie nimi, a juz na pewno nieczarodzieje.Ciekawe, ze przy kazdym polowaniu na smoka zawsze kreci sie jakis czarodziej,mocno powiazany z Gildia Jubilerów.Tak jak ty.I pózniej, chociaz na rynek powinno traficzatrzesienie kamieni, jakos nie trafiaja i ich cena nie spada.Nie opowiadaj mi wiec o powolaniu io walce o przetrwanie rasy.Za dobrze i za dlugo cie znam.- Za dlugo - powtórzyla, zlowrogo krzywiac wargi.- Niestety.Ale nie mysl, ze dobrze, tysukinsynu.Psiakrew, jaka ja bylam glupia.Ach, idz do diabla! Patrzec na ciebie nie moge!Krzyknela, poderwala karosza, ostro pocwalowala do przodu.Wiedzmin wstrzymalwierzchowca, przepuscil wóz krasnoludów, ryczacych, klnacych, gwizdzacych na koscianychpiszczalkach.Miedzy nimi, rozwalony na workach z owsem, lezal Jaskier, pobrzekujac na lutni.- Hej! - ryczal Yarpen Zigrin siedzacy na kozle, wskazujac na Yennefer.- Cos sie tam czerni naszlaku! Ciekawe, co to? Wyglada jak kobyla!- Bez ochyby! - odwrzasnal Jaskier odsuwajac na tyl glowy sliwkowy kapelusik.- To kobyla!Wierzchem na walachu! Niebywale!Yarpenowi chlopcy zatrzesli brodami w chóralnym smiechu.Yennefer udawala, ze nie slyszy.Geralt wstrzymal konia, przepuscil konnych luczników Niedamira.Za nimi, w pewnejodleglosci, jechal wolno Borch, a tuz za nim Zerrikanki stanowiace ariergarde kolumny.Geraltzaczekal, az podjada, poprowadzil klacz bok w bok z koniem Borcha.Jechali, milczac.- Wiedzminie - odezwal sie nagle Trzy Kawki.- Chce ci zadac jedno pytanie.- Zadaj.- Czemu nie zawrócisz?Wiedzmin przez chwile przygladal mu sie w milczeniu.- Naprawde chcesz to wiedziec?- Chce - powiedzial Trzy Kawki zwracajac ku niemu twarz.- Jade z nimi, bo jestem bezwolny golem.Bo jestem wiechec pakul gnany wiatrem wzdluzgoscinca.Dokad, powiedz mi, mam pojechac? I po co? Tutaj przynajmniej zebrali sie tacy, zktórymi mam o czym rozmawiac.Tacy, którzy nie przerywaja rozmowy, gdy podchodze.Tacy,którzy nawet nie lubiac mnie, mówia mi to w oczy, nie rzucaja kamieniami zza oplotków.Jade znimi z tego samego powodu, dla którego pojechalem z toba do flisackiej oberzy.Bo jest miwszystko jedno.Nie mam miejsca, do którego móglbym zmierzac [ Pobierz całość w formacie PDF ]