[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie poÅ›wiÄ™ciÅ‚ nam najmniej-szej uwagi i natychmiast wraz z naszymi szlachetnymi panami zniknÄ…Å‚ w donżonie.Jesz-cze z kozÅ‚a poleciÅ‚em przybiegÅ‚ej z ciekawoÅ›ci czeladzi, aby przygotowano nam kÄ…piel. MusielibyÅ›cie zadać sobie nieco trudu i udać siÄ™ do Å‚azni  odparÅ‚a na to mÅ‚o-da sÅ‚użebna, Å›miejÄ…c siÄ™ zuchwale. Tam bardzo chÄ™tnie wyszorujemy was zgrzebÅ‚em,a polewaniem na przemian zimnÄ… i gorÄ…cÄ… wodÄ… rozpalimy w was krew. Potem chÄ™tnie byÅ›my zobaczyÅ‚y  zachichotaÅ‚a druga  co jest twardsze: mojaszczotka czy wasz&  i rozeÅ›miaÅ‚y siÄ™ chórem. Wszystkie bÄ™dziecie mogÅ‚y sprawdzić  zawoÅ‚aÅ‚em gÅ‚oÅ›no  jeÅ›li ty wejdziesz zemnÄ… do cebra!  Bezczelność można tylko tak jak triumfem przebić provocatio auctori-tatis*  Ale kadz macie przynieść tutaj.KÄ…piel bÄ™dzie pod goÅ‚ym niebem.OdeszÅ‚y trajkoczÄ…c, gotowe jednak, jak siÄ™ wydawaÅ‚o, speÅ‚nić mojÄ… proÅ›bÄ™.* Nolens volens (Å‚ac.)  chcÄ…c nie chcÄ…c.* Provocatio auctoritatis (Å‚ac.)  nieustraszone wyzwanie.56  MuszÄ™ pod mur!  usÅ‚yszaÅ‚em za sobÄ… gÅ‚os chÅ‚opca.ZsunÄ…Å‚em siÄ™ z kozÅ‚ai zsadziÅ‚em malca z wozu na ziemiÄ™.Natychmiast odezwaÅ‚a siÄ™ także dziewczynka: MyÅ›lisz  spojrzaÅ‚a na mnie bÅ‚yszczÄ…cymi oczyma  że ja to nie chcÄ™ siÄ™ wysiu-siać?!WyciÄ…gnÄ…Å‚em wiÄ™c również do niej ramiona, ale ona upieraÅ‚a siÄ™, że sama zeskoczyz wozu na bruk dziedziÅ„ca.UdaÅ‚o mi siÄ™ jÄ… zÅ‚apać w ostatnim momencie. Jeza umie sama!  zaznaczyÅ‚a lekko sepleniÄ…c, podczas gdy chÅ‚opiec chwyciÅ‚mnie za rÄ™kÄ™.PodeszliÅ›my do muru.Oboje przyglÄ…dali mi siÄ™ wyczekujÄ…co. Kto dalej!  powiedziaÅ‚a Jeza, toteż gdy jej towarzysz zabaw wygrzebaÅ‚ ze spodniswego ptaszka, to i ja, skoro chciaÅ‚em koniecznie zdobyć serca dzieci, musiaÅ‚em pod-nieść habit i zÅ‚apać za swój tÅ‚oczek.SiusialiÅ›my naprzeciwko muru i oczywiÅ›cie sromotnie przegraÅ‚em.Potem musia-Å‚em jeszcze przykucnąć, aby Jezie dotrzymać towarzystwa, a ponieważ na zamkowympodwórcu nie rosÅ‚o ani zdzbÅ‚o trawy, siÄ™gnÄ…Å‚em do kieszeni i wyczarowaÅ‚em kilka liÅ›cipodbiaÅ‚u, które zawsze tam trzymaÅ‚em.PodtarÅ‚szy JezÄ™ uznaÅ‚em, że chyba zawarliÅ›my przyjazÅ„. Nazywam siÄ™ Roger Rajmund  rzekÅ‚ chÅ‚opiec. Ale możesz mówić do mnieRosz. Rosz!  powtórzyÅ‚em. A ja tak naprawdÄ™ nazywam siÄ™ Izabela  objaÅ›niÅ‚a mnie Jeza, wciąż sepleniÄ…cz emocji. A ty jak siÄ™ nazywasz? Jestem bratem z zakonu Å›wiÄ™tego Franciszka&  zaczÄ…Å‚em. JesteÅ› William  oznajmiÅ‚ Rosz. OsioÅ‚, jak powiedziaÅ‚ Zygisbert.PrzeÅ‚knÄ…Å‚emto i popÄ™dziÅ‚em dzieci z powrotem do wozu, na który siÄ™ od razu wdrapaÅ‚y, aby mniepowitać z góry szyderczym okrzykiem  hi-ha-ha. Opowiem wam historiÄ™ o Å›wiÄ™tym Franciszku i osÅ‚ach. PodciÄ…gnÄ…Å‚em siÄ™ nakozioÅ‚, a dzieci turlaÅ‚y siÄ™ u moich stóp w sianie, pokrzykujÄ…c  hi-ha-ha. Pewien sta-ry osioÅ‚& William! William!  zawoÅ‚aÅ‚y. No dobrze, William, stary osioÅ‚  poszedÅ‚em Å‚agodnie na ustÄ™pstwo  skarżyÅ‚ sięświÄ™temu Franciszkowi na swój ciężki los& Hi-ha!  bÅ‚aznowaÅ‚a nadal Jeza, ale Rosz daÅ‚ jej szturchaÅ„ca, wiÄ™c ucichÅ‚a, a jaopowiadaÅ‚em dalej: Przez caÅ‚e życie harujÄ™ jako juczne zwierzÄ™, zad mam poobijany, skórÄ™ wytartÄ…,uszy postrzÄ™pione, a żółte zÄ™by poÅ‚amane.NocÄ… krzyczÄ™ z gÅ‚odu& Czy osioÅ‚ nie może jeść trawy, ile zapragnie?  wtrÄ…ciÅ‚ Rosz.57  JeÅ›li mu siÄ™ pozwoli!  powiedziaÅ‚em. Nigdy mi z grzbietu nie zdejmujÄ… rusz-towania, obÅ‚adowujÄ… mnie workami i koszami, aż przyginam siÄ™ do ziemi, muszÄ™ bieckÅ‚usem pod górÄ™ i z góry, inaczej obrywam kijem, sÅ‚aniam siÄ™ ze zmÄ™czenia, z bóluw koÅ›ciach i od ran obsiadanych przez muchy, których mój wyliniaÅ‚y ogon nie może jużdosiÄ™gnąć.Jestem najnÄ™dzniejszÄ… kreaturÄ… na ziemi.Pomóż mi, bracie! I pomógÅ‚ mu?  zapytaÅ‚ Rosz, który przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ uważnie, gdy tymczasemJeza wyzbieraÅ‚a z siana zeschniÄ™te kwiaty i uÅ‚ożyÅ‚a z nich bukiet. Bratu Franciszkowi napÅ‚ywajÄ… do oczu Å‚zy z powodu cierpieÅ„ osÅ‚a i zaczyna gopocieszać:  Popatrz, powiada, na Pana Boga, a zobaczysz, jak jest do ciebie podobny.Czyż nie ma ust podobnie jak ty wykrzywionych mÄ™kÄ…? Czy nie widać u niego smutkutwoich piÄ™knych dużych oczu pod aksamitnymi powiekami? A uszy? Czy nie wydÅ‚uży-Å‚y siÄ™ Panu Jezusowi, ażeby usÅ‚yszaÅ‚ z nieba o twoich udrÄ™kach? Przecież On siÄ™ poÅ›wiÄ™-ca, na swoim grzbiecie dzwiga cierpienia caÅ‚ego Å›wiata, a prócz tego otrzymuje jeszczerazy i tak samo jak ty krzyczy z bólu: hi-ha, hi-ha.Kto Pana Naszego przezywa twoimimieniem, ten nie wie, że Bóg cieszy siÄ™ tylko z takiego komplementu. Wówczas wszyst-kie osÅ‚y rozeÅ›miaÅ‚y siÄ™ szczęśliwe i zakrzyknęły wspólnie:  Hi-ha! ChciaÅ‚byÅ› być teraz osÅ‚em, Williamie?  zapytaÅ‚ poważnie Rosz. Nie wiem  zastanowiÅ‚em siÄ™. Czego lepszego mógÅ‚bym sobie życzyć, skorosam Bóg jest osÅ‚em?Jeza wrÄ™czyÅ‚a mi bukiet kwiatów. Nie musisz go zjadać, Williamie, ale możesz sobie powÄ…chać  powiedziaÅ‚a, za-rzuciÅ‚a mi rÄ…czki na szyjÄ™ i uÅ›cisnęła mnie. A któż wymyÅ›liÅ‚ tÄ™ bluznierczÄ… legendÄ™? Bo z pewnoÅ›ciÄ… nie ten Å›wiÄ™ty z Asyżu odezwaÅ‚ siÄ™ rozbawiony Konstancjusz, który mi siÄ™ niepostrzeżenie przysÅ‚uchiwaÅ‚. Macie racjÄ™, panie!  byÅ‚em zmuszony wyznać. UÅ‚ożyÅ‚ jÄ… brat Robert z Lerici,który otrzymaÅ‚ za to czterdzieÅ›ci razów batogiem z oÅ›lej skóry i czterdzieÅ›ci dniw jarzmie. W mojej ojczyznie uciÄ™to by mu gÅ‚owÄ™.Nie powinieneÅ› sobie wyobrażać& William nie jest osÅ‚em!  Rosz w obronnej postawie stanÄ…Å‚ wyprężony przedemnÄ….Konstancjusz Å›miejÄ…c siÄ™ ciÄ…gnÄ…Å‚: Ech, wy chrzeÅ›cijanie! Palicie Czystych jako heretyków, a Boga WszechmogÄ…ce-go traktujecie poufale i z niewiarygodnÄ… prostotÄ…: z ojcem, matkÄ…, synem i zwierzÄ™tamiprzy żłobie&MilczaÅ‚em dotkniÄ™ty.WedÅ‚ug mnie ten Konstancjusz, którego towarzysze tytuÅ‚owaliniekiedy  ksiÄ™ciem , pochodziÅ‚ ze Wschodu i z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚ muzuÅ‚maninem.DlategozÅ‚oÅ›ciÅ‚o mnie, że nie mogÄ™ zaprzeczyć jego sÅ‚owom.Dopiero teraz przyciÄ…gnÄ™li parobcy ogromny ceber kÄ…pielowy i postawili go przed58 wozem, podczas gdy sÅ‚użebne przyniosÅ‚y na nosidÅ‚ach każda po dwa drewniane kubÅ‚ypeÅ‚ne parujÄ…cej wody.Zanim wszakże zdążyÅ‚y jÄ… wylać do cebra, z donżonu wyszedÅ‚Crean i Zygisbert.Nasz przywódca krótkim gestem zniszczyÅ‚ nam przedsmak radoÅ›ci,potem pomógÅ‚ Niemcowi wsiąść na konia.Zygisbert, zdaje siÄ™, dobrze pociÄ…gnÄ…Å‚ winai chyba jako jedyny dotrzymaÅ‚ kroku gospodarzowi, który siÄ™ teraz także ukazaÅ‚.CreansprawiaÅ‚ wrażenie równie trzezwego jak Konstancjusz. Kiedy spotkam znów tutaj inter pocula* tak mocnego cesarskiego rycerza?! Ksakbert z Barbery ze wzruszenia wydmuchaÅ‚ nos, ucaÅ‚owaÅ‚ dzieciom rÄ™ce, klepnÄ…Å‚jeszcze raz przyjaznie po udzie chwiejÄ…cego siÄ™ w siodle Zygisberta, zanim my, nie wy-kÄ…pani, za to pod eskortÄ…, przy której upieraÅ‚ siÄ™ pan zamku, ruszyliÅ›my z Quéribusu napółnocny wschód.CYGANIECamargue, lato 1244Z Kromki Williama z RoebrukuW miarÄ™ jak opuszczaliÅ›my langwedockÄ… ziemiÄ™, Crean coraz częściej szukaÅ‚ schro-nienia w lasach.Ostrożnie i nieraz na piechotÄ™ podążaliÅ›my z biegiem górskich stru-mieni, a na drogach wiodÄ…cych przez skaliste parowy owijaliÅ›my koÅ‚a wozu.W ten spo-sób przemierzaliÅ›my teraz ProwansjÄ™.Dzieci przeważnie nie spaÅ‚y i rozmawiaÅ‚y cicho, używajÄ…c jÄ™zyka oc, pewnie żebymnie mógÅ‚ ich zrozumieć [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl