Pokrewne
- Strona Główna
- Carter Christopher Ostatnia zbrodnia Agaty Christi
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ostatnio widziany w Massilii
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SC
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE
- Cussler Clive, Perry Thomas Przygoda Fargo 05 Piaty kodeks Majow
- Hobb Robin Wyprawa Skrytobojcy
- Vonnegut Kurt Galapagos (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oh-seriously.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów odkleiła tunikę od ciała.— Mam ochotę wypłynąć w morze — mruknęła pod nosem.— Uciec od tej cholernej duchoty.I od trosk, pomyślała.Ale wiedziała, że nie uwolni się od nich.— Kusi mnie, żeby pożeglować z tobą — wyznał Otter.Zanim zdążyła odpowiedzieć, ich uwagę przykuły odgłosy awantury gdzieś przed nimi.Maurynna górowała wzrostem nad tłumem, więc miała dobry widok.Wyglądało na to, że czyjś koń puszczony luzem sieje niezłe zamieszanie.Drugi wierzchowiec, rym razem pod jeźdźcem, stanął dęba i wyrzucił swojego pana z siodła.Jak spod ziemi wyrośli strażnicy miejscy.Usłyszała dźwięczne rżenie i wszystko stało się jasne.— Komuś uciekł ogier — powiedziała wesoło.— Współczuję właścicielowi, kiedy straż go złapie.— Zerknęła z rozbawieniem na Ottera.Ale bard nie uśmiechnął się.Stanął jak wryty.— Znam to rżenie! O, nie! Tylko nie to! Nie wierzę!Ogier znów zarżał.Otter chwycił się za brodę.— Bogowie, pomocy! To on — jęknął i puścił się pędem przed siebie.Maurynna pobiegła za nim.Przepychali się na siłę przez roześmiany tłum.Ktoś parsknął gniewnie na barda i próbował zatrzymać Maurynnę, ale wyrwała się.W końcu wypadli na otwartą przestrzeń.Otter skierował się w stronę strażników, którzy otoczyli zalotnego ogiera.— Shan! — zawołał.— Shan!Zdumiona Maurynna deptała mu po piętach.Wilgotne powietrze dusiło ją, jakby oddychała pod wodą.Skąd Otter zna tego konia? Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy ogier zarżał radośnie na widok barda.Zdawało się jej, że wita go jak starego przyjaciela.Zastanawiała się, dlaczego strażnicy wokół konia są zdenerwowani i boją się do niego podejść.Potem przypomniała sobie, co jej kiedyś mówił Raven: tylko dureń próbuje odpędzić nieznajomego ogiera od klaczy.„Są lepsze sposoby popełnienia samobójstwa” — stwierdził.Więc dlaczego ten Shan nie rozpędzi mężczyzn zagradzających mu drogę?Dwaj strażnicy pomagali właścicielowi klaczy podnieść się z ziemi.Inny trzymał klacz, która łaskawie reagowała na zaloty ogiera i rżała do niego z daleka.Niefortunny jeździec pozbierał się i ujął podane mu wodze.Zaklął głośno.— Nic mnie nie obchodzi, czyje jest to parszywe bydlę! — wrzasnął piskliwym głosem, nie pasującym do jego pokaźnej tuszy.— Żądam odszkodowania! To pustynna klacz czystej krwi.Nie będzie jej plugawiło takie coś! — Z oburzeniem potrząsał brodą zakręconą w misterne loki.„Takie coś” pląsało zgrabnie w kręgu strażników.Ogier wymykał się rękom próbującym złapać go za grzywę i odpowiadał rżeniem na wezwania swojej wybranki.Bawił się z mężczyznami; pozwalał im się zbliżyć, po czym odskakiwał do tyłu.Maurynna była oczarowana jego wdziękiem i sprytem.Żałowała, że Raven tego nie widzi.Właściciel ogiera musiał szaleć z rozpaczy po jego stracie.Choć koń nie wyglądał na zadbanego.Do splątanej grzywy i ogona przylgnęły rzepy i drobne gałązki.Lśniącej skóry nikt od dawna nie szczotkował.Mocne nogi, grube niczym dębowe konary, były ubłocone do kolan.Jeden ze strażników trzymał pętlę z liny i usiłował nakłonić konia do opuszczenia łba.Wyciągał rękę i udawał, że ma jabłko lub marchew.Pogwizdywał przez zęby jak stajenni, kiedy chcą zwabić zwierzę.— Tak go nie złapiesz, durniu! — krzyknął Otter.Zatrzymał się tuż przed kręgiem mężczyzn, pochylił i oparł dłonie na kolanach.Ledwo dyszał.Maurynna stanęła obok.Też oddychała z trudem.— To twój koń? — zapytał groźnie kapitan straży.Bard pokręcił głową.— Nie, ale znam go.— Wyprostował się, gwałtownie łapiąc oddech.— O bogowie.Jestem już za stary na takie bieganie.Miejcie litość, odłóżcie tę pętlę! To nic nie da.— Otarł pot z czoła.Nagle wyrósł przed nim właściciel klaczy.Maurynna poznała po wytwornym, choć brudnym i poszarpanym stroju, że to arystokrata.Współczuła posiadaczowi ogiera.Pechowy jeździec nie wyglądał na takiego, co puszcza płazem obrazę swojej godności.Mężczyzna nadął się i wyprężył, ale nawet tak nie sięgał Otterowi do ramienia.— Więc czyje to bydlę? — zapiszczał.— Zabieraj je stąd albo każę cię wychłostać!Maurynna zacisnęła pięści.Miała ochotę zdzielić tego typa.Jak śmie grozić bardowi! A do tego Otterowi!Nagle ogłuszyło ją wściekłe rżenie ogiera.Raptem znalazł się tuż przy nich.Odsłonił zęby i łypnął jednym okiem na arystokratę.Na pysku miał wypisaną żądzę mordu.Potem przysiadł na zadzie i uniósł przednie kopyta.Trzymał je nisko nad ziemią, o szerokość dłoni od siebie.Wyglądał jak posąg z onyksu — piękny i groźny.Gapie uciszyli się.Nawet klacz zamilkła.Maurynnie zaschło w ustach.Nie znała się na koniach, ale bez trudu odgadła, na co się zanosi.Lada moment ogier skoczy do ataku.Jednym ciosem kopyta rozłupie czaszkę swojej ofiary niczym orzech.Strażnicy rozpierzchli się.Arystokrata począł się cofać na drżących nogach.Zatrzymał się przy klaczy.Tylko Otter stał bez ruchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Znów odkleiła tunikę od ciała.— Mam ochotę wypłynąć w morze — mruknęła pod nosem.— Uciec od tej cholernej duchoty.I od trosk, pomyślała.Ale wiedziała, że nie uwolni się od nich.— Kusi mnie, żeby pożeglować z tobą — wyznał Otter.Zanim zdążyła odpowiedzieć, ich uwagę przykuły odgłosy awantury gdzieś przed nimi.Maurynna górowała wzrostem nad tłumem, więc miała dobry widok.Wyglądało na to, że czyjś koń puszczony luzem sieje niezłe zamieszanie.Drugi wierzchowiec, rym razem pod jeźdźcem, stanął dęba i wyrzucił swojego pana z siodła.Jak spod ziemi wyrośli strażnicy miejscy.Usłyszała dźwięczne rżenie i wszystko stało się jasne.— Komuś uciekł ogier — powiedziała wesoło.— Współczuję właścicielowi, kiedy straż go złapie.— Zerknęła z rozbawieniem na Ottera.Ale bard nie uśmiechnął się.Stanął jak wryty.— Znam to rżenie! O, nie! Tylko nie to! Nie wierzę!Ogier znów zarżał.Otter chwycił się za brodę.— Bogowie, pomocy! To on — jęknął i puścił się pędem przed siebie.Maurynna pobiegła za nim.Przepychali się na siłę przez roześmiany tłum.Ktoś parsknął gniewnie na barda i próbował zatrzymać Maurynnę, ale wyrwała się.W końcu wypadli na otwartą przestrzeń.Otter skierował się w stronę strażników, którzy otoczyli zalotnego ogiera.— Shan! — zawołał.— Shan!Zdumiona Maurynna deptała mu po piętach.Wilgotne powietrze dusiło ją, jakby oddychała pod wodą.Skąd Otter zna tego konia? Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy ogier zarżał radośnie na widok barda.Zdawało się jej, że wita go jak starego przyjaciela.Zastanawiała się, dlaczego strażnicy wokół konia są zdenerwowani i boją się do niego podejść.Potem przypomniała sobie, co jej kiedyś mówił Raven: tylko dureń próbuje odpędzić nieznajomego ogiera od klaczy.„Są lepsze sposoby popełnienia samobójstwa” — stwierdził.Więc dlaczego ten Shan nie rozpędzi mężczyzn zagradzających mu drogę?Dwaj strażnicy pomagali właścicielowi klaczy podnieść się z ziemi.Inny trzymał klacz, która łaskawie reagowała na zaloty ogiera i rżała do niego z daleka.Niefortunny jeździec pozbierał się i ujął podane mu wodze.Zaklął głośno.— Nic mnie nie obchodzi, czyje jest to parszywe bydlę! — wrzasnął piskliwym głosem, nie pasującym do jego pokaźnej tuszy.— Żądam odszkodowania! To pustynna klacz czystej krwi.Nie będzie jej plugawiło takie coś! — Z oburzeniem potrząsał brodą zakręconą w misterne loki.„Takie coś” pląsało zgrabnie w kręgu strażników.Ogier wymykał się rękom próbującym złapać go za grzywę i odpowiadał rżeniem na wezwania swojej wybranki.Bawił się z mężczyznami; pozwalał im się zbliżyć, po czym odskakiwał do tyłu.Maurynna była oczarowana jego wdziękiem i sprytem.Żałowała, że Raven tego nie widzi.Właściciel ogiera musiał szaleć z rozpaczy po jego stracie.Choć koń nie wyglądał na zadbanego.Do splątanej grzywy i ogona przylgnęły rzepy i drobne gałązki.Lśniącej skóry nikt od dawna nie szczotkował.Mocne nogi, grube niczym dębowe konary, były ubłocone do kolan.Jeden ze strażników trzymał pętlę z liny i usiłował nakłonić konia do opuszczenia łba.Wyciągał rękę i udawał, że ma jabłko lub marchew.Pogwizdywał przez zęby jak stajenni, kiedy chcą zwabić zwierzę.— Tak go nie złapiesz, durniu! — krzyknął Otter.Zatrzymał się tuż przed kręgiem mężczyzn, pochylił i oparł dłonie na kolanach.Ledwo dyszał.Maurynna stanęła obok.Też oddychała z trudem.— To twój koń? — zapytał groźnie kapitan straży.Bard pokręcił głową.— Nie, ale znam go.— Wyprostował się, gwałtownie łapiąc oddech.— O bogowie.Jestem już za stary na takie bieganie.Miejcie litość, odłóżcie tę pętlę! To nic nie da.— Otarł pot z czoła.Nagle wyrósł przed nim właściciel klaczy.Maurynna poznała po wytwornym, choć brudnym i poszarpanym stroju, że to arystokrata.Współczuła posiadaczowi ogiera.Pechowy jeździec nie wyglądał na takiego, co puszcza płazem obrazę swojej godności.Mężczyzna nadął się i wyprężył, ale nawet tak nie sięgał Otterowi do ramienia.— Więc czyje to bydlę? — zapiszczał.— Zabieraj je stąd albo każę cię wychłostać!Maurynna zacisnęła pięści.Miała ochotę zdzielić tego typa.Jak śmie grozić bardowi! A do tego Otterowi!Nagle ogłuszyło ją wściekłe rżenie ogiera.Raptem znalazł się tuż przy nich.Odsłonił zęby i łypnął jednym okiem na arystokratę.Na pysku miał wypisaną żądzę mordu.Potem przysiadł na zadzie i uniósł przednie kopyta.Trzymał je nisko nad ziemią, o szerokość dłoni od siebie.Wyglądał jak posąg z onyksu — piękny i groźny.Gapie uciszyli się.Nawet klacz zamilkła.Maurynnie zaschło w ustach.Nie znała się na koniach, ale bez trudu odgadła, na co się zanosi.Lada moment ogier skoczy do ataku.Jednym ciosem kopyta rozłupie czaszkę swojej ofiary niczym orzech.Strażnicy rozpierzchli się.Arystokrata począł się cofać na drżących nogach.Zatrzymał się przy klaczy.Tylko Otter stał bez ruchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]