[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułem, że mam zesztywniały kark i pieką mnie wysuszone oczy.Moneta podniósł delikatnie rysunek, umieścił go na ścianie wśród innych, podob-nych. Kto to był? Liść.Czasem przychodzi rysować. Był dziwny.Ten rysunek też jest dziwny.Co to jest?Moneta długo szukał odpowiedniego znaku.Przerobiliśmy  Duże GrozneZwierzę ,  Ptaka z Włosami ,  Kota z Piórami..Można było zgłupieć od tego.W końcu po prostu wcisnąłem mu do rąk pióro i kazałem napisać.Potrząsnął tyl-ko głową, porażony prostotą rozwiązania i narysował zgrabny znak oznaczający Gryfa.Gryf? Gotów byłem kłócić się do omdlenia rąk, że gryfy tak nie wyglądają.Liść miał pomieszane w głowie.Niespodzianie Moneta rozzłościł się.Usiłowałjednocześnie coś mi wytłumaczyć i obrazić.Wyszła z tego sieczka gestów, więcznów uciekł się do pomocy pióra.Patrzyłem mu przez ramię i w miarę jak pisał,odczytywałem historię Liścia.Był zakwalifikowany jako Obserwator, choć nigdy nie stanął i nie staniew Kręgu Mistrzów.Talent okazał się dla niego przekleństwem, a ceną, jaką zapła-cił, było odcięcie od świata.Przytłoczony własną doskonałością, żył jak we śnie.Nie nakarmiony, umarłby z głodu.Trzeba było opiekować się nim jak dzieckiem.Przeciętny Obserwator śledził myśli ludzkie i zwierzęce instynkty na ograniczo-nym poziomie.Mistrz wychwytywał je na bardzo duże odległości, klarowne i ob-darzone indywidualnymi  charakterami.Natomiast Liść odbierał cudze doznaniaz niewyobrażalnych dali.A jedynym dla niego sposobem na kontakt z otoczeniembyło przelewanie na papier swych wizji.Moneta pokazał mi rysunki Liścia.Były na nich niezwykłe zwierzęta, ludz-kie twarze nieznanych ras, budowle nie z tego świata.Przedmioty niewiadomegoprzeznaczenia lub fragmenty większych całości  dłoń, część głowy, niekom-pletny krajobraz, jakby zródło przekazu zniknęło nagle.Umarło?41 Tak więc gryf z rysunku Liścia musiał być prawdziwy.%7łył gdzieś, może na Za-chodnich Kontynentach, a może na niezbadanym Wschodzie.Wyobrażenia tychmitycznych stworzeń, jakie widziałem w książkach i na dziesiątkach świątynnychmalowideł, nadawały się na zelówki do sandałów.Zrozumiałem dziwne zachowanie Liścia.On rzeczywiście nie dostrzegał animnie, ani Monety.Byliśmy dla niego tylko zjawami wśród innych zjaw.Zadrżałem.Mój talent odebrał mi słuch.Jak blisko byłem tej granicy, którąprzekroczył Liść?Moneta zaniepokoił się.Opacznie zrozumiał mój lęk. Czy ty nie lubisz magów? Obawiasz się? Nie chcesz.?Przerwałem mu gestem. To nie to.Odprężył się i dalej składał znaki, starannie jak nigdy dotąd. Tutaj wszyscy są niedokończeni.Prawie magowie.Prawie magowie.Wiedziałem, że nadmiernie wybujały talent może stłamsićosobowość lub okaleczyć ciało.Ale były też inne sytuacje, gdy magiczne talentyledwie kiełkowały.A nawet niewielka ich cząstka zmieniała życie.Tak więc był toDom Innych Ludzi, naprawdę innych niż pozostali.Znalazły tu opiekę niewidomedzieci, rozpoznające kolory palcami, Obserwatorzy, których zdolności zawodziły,przychodząc i odchodząc kapryśnie.Iskry nie panujące nad swymi groznymi wła-ściwościami albo ociemniali Przewodnicy Snów, oglądający świat tylko w swychwizjach.W ten sposób Krąg roztaczał patronat nad uboższymi krewnymi. Tylko ty i twój przyjaciel nie jesteście obdarzeni  dokończył Moneta z za-kłopotaniem.Z trudem opanowałem śmiech.Biedny Moneta! Gdyby wiedział, jaknaprawdę mocno jesteśmy  obdarowani !* * *Zostałem w nadmorskiej osadzie.Nie miałem się gdzie podziać, a zresztą czu-łem, że pasuję do tego miejsca.%7łycie potrafi sprawiać niespodzianki.Miedzianyz przyjemnością przekazał mi część swoich obowiązków.Moje zadanie polegałona przepisywaniu notatek i rachunków gospodarskich, które prowadził na nie-chlujnych świstkach.Poza tym pomagałem tam, gdzie akurat byłem potrzebny.Pożeracz Chmur znosił króliki i zające z poprzetrącanymi karkami, zaopatru-jąc kuchnię w mięso.Wygadany, inteligentny i dowcipny, wkrótce stał się ulu-bieńcem mieszkańców.Co tu kryć, miał wdzięk, którego mnie brakowało.Odda-laliśmy się od siebie coraz bardziej.Wciąż jeszcze dzieliliśmy posłanie, ale corazrzadziej prowadziliśmy nasze  rozmowy.W końcu i to się urwało.On miał swoje42 sprawy, ja swoje.Zaczęliśmy mijać się jak obcy.* * *Dom Innych Ludzi i jego mieszkańcy mogliby dostarczyć tematów do za-pełnienia obszernego tomu.O samym Monecie można pisać w nieskończoność,a Miedziany był chodzącą księgą o barwnym życiorysie.Chciałbym napisać o Li-ściu lub o Nocnym Motylu, która potrafiła szyć, trzymając igłę palcami stóp.Alboo grupce głuchoniemych: małym Powoju  Iskrze, straszącym kota nieszkodli-wymi ognikami, Wiernym  który może kiedyś doczeka się tatuażu z Kręgiemi %7łółwiem, o Koralu  dziewczynce miewającej prorocze sny.Postanowiłem jed-nak, że więcej miejsca poświęcę Mgle, bo właśnie ją i jej okropne makatki chciał-bym dobrze zapamiętać.* * *Ja i Mgła należeliśmy do odmiennych światów.Dla niej życie było stąpa-niem w ciemnościach wypełnionych zapachem, dzwiękiem i dotykiem.Dla mnieprzede wszystkim światłem, kolorem i kształtem.Ja nie czytałem z ust, ona niewidziała znaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl