[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dennis skinął głową ponuro.Miał nadzieję, że złodzieje zdołają odzyskać plecak w stanie nienaruszonym, a gdyby nawet nie - że podziemnymi kanałami dowiedzą się czegoś na temat „nietutejszych” przedmiotów.Niektóre z nich mogły się nawet pokazać na bazarze.Najbardziej prawdopodobne było jednak to, iż plecak znaj­duje się już w rękach barona Kremera.Być może w tej właśnie chwili Kremer potrząsa przed nosem księżniczki Linnory ma­szynką do gotowania albo golarką, domagając się wyjaśnienia, do czego one służą.L'Toff, mimo otaczającego ich nimbu tajemniczości, byliby prawdopodobnie równie bezradni wobec należących do Den­nisa przedmiotów, jak wszyscy inni na Tatirze.Linnora nie będzie w stanie czegokolwiek Kremerowi wyjaśnić.Dennis miał tylko nadzieję, że wprawiając barona w paskudny nastrój, nie przyczynił się mimowolnie do pogorszenia jej sytuacji.Rozległo się ciche pukanie do drzwi.Mężczyźni zamarli.Pukanie powtórzyło się nierównym rytmem pięć razy, potem jeszcze dwa.Dopiero wtedy Perth podniósł się i odsunął bolec.Do pokoju weszła stara kobieta w szykownej czarnej sukni.Rzuciła na podłogę spory worek, spoglądając spod oka na wstających od stołu i kłaniających się uprzejmie mężczyzn.- Panowie - powiedziała, pochylając się w niskim ukło­nie.- Kulisty gobelin, o który prosiliście, jest już gotowy.Wedle waszego życzenia na jego bokach zaznaczyłam tylko delikatne kształty chmur i ptaków.Możecie sami doprowadzić tę scenę do doskonałości.Jeżeli ta niewielka kula odpowiada waszym oczekiwaniom, rozpocznę pracę nad jej większą wer­sją natychmiast po otrzymaniu odpowiednich materiałów.Arth podniósł płachtę z pozszywanych kawałków delikat­nego welwetu udając, że przygląda się jej bacznie.Potem przekazał ją czekającemu niecierpliwie Dennisowi i ponownie ukłonił się Lady Aren.- Jesteś, pani, doprawdy zbyt łaskawa - powiedział gło­sem, który nagle zabrzmiał niemal jak głos arystokraty.- Nie będziemy kalać pani rąk papierowymi pieniędzmi czy bursztynem.Jednak nasza wdzięczność nie ograniczy się tylko do gołych słów.Czy moglibyśmy, jak w przeszłości, tak i teraz się choćby nieznacznie do utrzymania pani domostwa?Stara kobieta wykrzywiła twarz w udawanym niezadowo­leniu.- Można chyba przyjąć, że tego typu rozwiązanie nie przekracza granic dobrego smaku.Jutro pod jej drzwiami pojawi się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kosz pełen jedzenia.Pozory zostaną zachowane.Dennis nie przyglądał się zakończeniu transakcji.Podziwiał „kulisty gobelin”.Coylianie posiadali kilka znaczących umiejętności.Istniały rzeczy, które powinny być użyteczne od chwili powstania i nie mogły być zużywane bez kompletnego ich zniszczenia.Przy­kładem mógł być tu papier.Czasami kartka papieru musi przeleżeć w szufladzie tygodnie czy miesiące czekając, aż będzie potrzebna na notatki lub list.Tak więc cała jej „papiero-wość” powinna być gotowa do użytku od początku i bez przerwy.Kiedy kartka zostanie już zapisana, być może znowu przyjdzie jej leżeć całymi latami, zanim ktoś do niej wróci.Nie może więc niszczeć, jak to się tutaj dzieje z innymi porzuconymi rzeczami - tymi, których jakość zależy wyłącz­nie od stopnia zużycia.Nic więc dziwnego, że w tym świecie używano papiero­wych pieniędzy i nikt na to nie narzekał.Wartość surowca, z którego je wykonywano, równała się wartości złota czy bursztynu.Z wytwórstwem papieru wiązała się produkcja filcu.Dennis prosił złodziei, żeby ,.postarali się” o mniej więcej dziesięć metrów kwadratowych najcieńszego filcu, jaki będą mogli znaleźć.Jeżeli wstępny eksperyment się powiedzie, będą mu­sieli „starać się” znacznie bardziej, kradnąc prawdopodobnie całe zapasy tego materiału, jakie znajdują się w mieście.Dennis był lekko zaskoczony tym, że właściwie nie czuje winy, uczestnicząc w akcji rabunkowej na wielką skalę.Mieściło się to, jak z odrobiną goryczy sobie uświadomił w granicach w pełni racjonalnej reakcji na ten świat.Miesz­kańcy Ziemi byli zmuszeni do trwających całe tysiąclecia poszukiwań i eksperymentów, zanim osiągnęli stopień kom­fortu, do jakiego tutejsi ludzie doszli jakby mimowolnie i nie­mal bezmyślnie.Z łatwością potrafił sobie wytłumaczyć, że może od nich wziąć wszystko, co mu jest potrzebne.Tak czy inaczej największy w Zuslik kupiec tekstylny i monopolista na rynku papieru był bliskim krewnym barona.Jego monopol i ostentacyjne bogactwo stanowiły gwarancję tego, że poza zamkiem znajdzie się niewielu takich, którzy będą go żałować.„Kulisty gobelin” był otwartą z jednego końca sferą, uszyła z cienkiego jak papier materiału.Na jego bokach widniały delikatnie wyszyte chmury i ptaki.Szwy były dość nierówne, chociaż Lady Aren najwyraźniej uważała się za artystkę.Jeżeli jednak sceny byłyby oglądane dostatecznie długo przez patrzące życzliwie oczy, stałyby się prawdziwym dzie­łem sztuki.Sztuka, obok nauki, również podlegała tu prawom dobroczynnego Efektu Zużycia.Dennis, Sigel i Gath czekali, aż Lady Aren zakończy szeptaną rozmowę z Arthem i Maggin.Sigel spojrzał surowo na chłopca, gdy ten zaczął niecierpliwie bębnić palcami po stole.Oczekiwanie zdawało się nie mieć końca.Arth natomiast najwyraźniej wcale się nie spieszył.Wręcz przeciwnie - robił wrażenie, że znakomicie się bawi!Dennis odetchnął głęboko, żeby się odprężyć.Prawdopo­dobnie sam znalazłby przyjemność w wysłuchiwaniu plotek, gdyby, jak Arth, wrócił do domu po drugim pobycie w wię­zieniu.Stwierdził, że nieco tęskni za wiedzą o tym kto, co, komu i w jaki sposób ostatnio zrobił w starym, dobrym Instytucie Saharańskim.Przez chwilę zastanawiał się leniwie nad tym, czy Bernal­dowi Brady'emu udało się w końcu zdobyć serce nadobnej Gabrieli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl