[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko zmrużył oczy.– Jeśli odmówisz, zranisz mnie.– Jegosłowa były niewiele głośniejsze od szeptu, ale uderzyły Julię, jakby jewykrzyczał.Przełknęła ślinę i przez minutę zbierała myśli.– Tak mi przykro.Są piękne.I nie umiem wyrazić, jak tocudownie, że pragniesz mi je dać, ale to nie jest w porządku.Zobaczyła, jak bardzo to nim wstrząsnęło.To już nie był tylkozraniony mężczyzna.Spuściła wzrok na obrus, chcąc ukryć oczy.– Nie rozumiesz, Julianno.Ja nie daję ci ich, bo uważam, żepowinnaś mieć coś po Grace.To nie jest ekwiwalent apaszki czysznurka pereł.Zagryzła wargę, czekając, co powie dalej.Pochylił się nad stołem i przyłożył dłoń do jej policzka.– Daję ci je, by upamiętnić fakt, że już ci oddałem swoje serce.–Przełknął z trudem ślinę, a jego oczy wpatrzyły się w nią badawczo.–To mój sposób powiedzenia ci, Julianno, że jesteś miłością mojegożycia.Pragnę, żebyś na zawsze miała coś mojego.Nie rozumiesz? Tediamenty symbolizują moje serce.Nie możesz ich nie przyjąć.Julia wyczytała w jego oczach, że mówi absolutnie poważnie.Wiedziała, że gdyby dał jej pierścionek zaręczynowy, byłabyzaszokowana, ale przyjęłaby go.Nikt inny na świecie dla niej nieistniał, tylko on.Dlaczego więc się waha?Na jednej szali była jej duma, na drugiej świadomość – chociażbolesna – że go zrani, odmawiając przyjęcia tego prezentu.A niechciała go zranić.Kochała go, co znaczyło, że decyzja została jużpodjęta.– Są piękne.To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiekdostałam, oprócz twojej miłości.Dziękuję.W geście wdzięczności ucałował jej palce.– Grace byłaby szczęśliwa, że się odnaleźliśmy.Wierzę w to,Julianno.Wierzę, że patrzy na nas z góry i daje nam swojebłogosławieństwo.I byłaby zachwycona, że mogę ofiarować jejkolczyki kobiecie, którą kocham.Uśmiechnął się, wyciągając rękę i przyciągając ją, by uścisnąćnamiętnie.– Dziękuję – szepnął.Kiedy ją pocałował, wyjął pudełeczko z jej dłoni i pomógłwłożyć kolczyki.Złożył delikatny pocałunek na każdym uchu.– Meravigliosa.Cudowna.Julia zaśmiała się nerwowo.– Na dole wszyscy na nas patrzą.– Nie wszyscy.Kelner jest w kuchni.– Oboje się roześmiali.Pochylił się, by wyszeptać jej do ucha:– O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja.Julia zarumieniła się mocno, słysząc z ust Gabriela słowa zPieśni nad pieśniami i wymruczała w jego szyję:– Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałamgo, lecz nie znalazłam.Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy.Gabriel odpowiedział powolnym, zaskoczonym uśmiechem icałował ją, dopóki nie wrócił kelner.Kiedy Julia zrezygnowała z deseru, a butelka wina była już pusta,szczęśliwa para jak na skrzydłach ruszyła do hotelu.– Jak twoje stopy? – Gabriel spojrzał tęsknie na jej piękneszpilki.Uścisnęła jego rękę.– Stóp w ogóle nie czuję.W tej chwili nie czuję nic, opróczszczęścia.Uśmiechnął się do niej czule.– Moja słodka dziewczynka.Wybrał jeden kosmyk jej włosów i delikatnie owinął go wokółpalca, po czym puścił.– Wytrzymasz okrężną drogę? Duomo w nocy jest piękne, anigdy nie całowałem cię w jego cieniu.Skinęła głową, a on poprowadził ją w stronę katedry, żeby moglipodziwiać kopułę Brunelleschiego.Było to niezwykłe arcydziełoarchitektury renesansowej, wielka jajowata kopuła z dachówkowymdachem, wznosząca się nad piękną świątynią.Podeszli do frontubudynku, niedaleko naprzeciwległego baptysterium, patrząc na fasadę ina dach.Widok zapierał dech w piersi, nawet w nocy.Gabriel przyciągnął Julię do siebie i pocałował z uczuciem,wplatając palce w luźne pasma jej włosów.Na pół jęknęła, kiedy przeniósł wargi do jej ucha, delikatniewciągając je do ust.– Nie masz pojęcia, jak to jest, wiedzieć, że ci je dałem.– Trąciłnosem kolczyk.– Wiedzieć, że nosisz moją miłość, tak by wszyscy jąwidzieli.Julia odpowiedziała na to entuzjastycznym pocałunkiem.Ze splecionymi palcami zawędrowali na Ponte Santa Trinita,most, na którym Dante zobaczył Beatrycze.Stojąc tam, patrzyli w dółna Arno, rozjaśnione przez światła stojących na jego brzegachbudynków.– Julianno – szepnął Gabriel, trzymając ją w ramionach, gdypatrzyli na płynącą rzekę.– Gabrielu.– Uśmiechnęła się do niego i uniosła twarz dopocałunku.Pocałował ją, najpierw delikatnie, ale z czasem pocałunki nabrałyintensywności.Odsunął się, w pełni świadom tego, że robią z siebiewidowisko.– Tak się cieszę, że znowu cię znalazłem.Nigdy nie byłem takiszczęśliwy.– Leniwie pogładził jej policzek i przycisnął wargi doczoła.Impulsywnie wyciągnęła rękę i chwyciła jego jedwabny krawat,przyciągając go tak, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry.– Chcę ciebie – szepnęła.Po czym przyciągnęła go jeszcze bliżeji pocałowała.I co to był za pocałunek.Za maską kociątka krył się tygrys.Namiętność Julii, rozpalona uczuciem Gabriela, popłynęła do jego ust,gdy usiłowała pokazać mu, co do niego czuje.Jej ręce, które zazwyczajspoczywały na jego ramionach lub włosach, puściły krawat, bywędrować po jego torsie i plecach, gładzić mięśnie przez ubranie, przyciskać go mocno do siebie.Jej agresja zachwyciła go.Odwzajemnił ją w granicach rozsądku,w pełni świadom balustrady za swoimi plecami, a także grupekimpertynenckiej młodzieży, które wciąż ich mijały.Kiedy obojgu zaczęło brakować tchu, dziewczyna przysunęławargi do jego ucha.– Chcę być twoja.Teraz.– Jesteś pewna? – wykrztusił, pieszcząc jej biodra i pupę.– Z całego serca.Musnął kciukiem jej obrzmiałą dolną wargę.– Tylko jeśli jesteś gotowa.– Pragnęłam cię od zawsze, Gabrielu.Proszę, nie każ mi dłużejczekać.Zaśmiał się cicho.– W takim razie powinniśmy się zwijać z tego mostu.Pocałował ją jeszcze raz i przeprosił, żeby wykonać krótkitelefon.Rozmawiał z kimś po włosku.Brzmiało to tak, jakbypotwierdzał coś z konsjerżem, lecz Julia nie słyszała wszystkiego.Odwrócił się do niej plecami i specjalnie mówił cicho.Kiedy spytała go o to, wyszczerzył tylko zęby.– Zobaczysz.Dotarcie do hotelu potrwało trochę dłużej, niż powinno, bo cokilka kroków któreś z nich wciągało drugie w namiętny pocałunek.Były w tym śmiech i delikatne pieszczoty, były czułe uściski iwymruczane uwodzicielskie słowa, a także raz czy dwa razy tango podścianą w mrocznej alejce.Ale prawdziwe uwodzenie mieli już za sobą.Bo wydarzyło się wstarym sadzie przed laty.Zanim Gabriel doprowadził Julię do penthouse’u i na taras, drżelioboje niczym porażeni prądem, bardzo, bardzo siebie spragnieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl