Pokrewne
- Strona Główna
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Carter Scott Cherie Jesli zycie jest gra oto jej re
- Scott Justin Blekitne Bractwo (SCAN dal 687)
- Scott Justin Poscig na oceanie (SCAN dal 805
- Smith Scott Prosty Plan (SCAN dal 924)
- Olivia Cunning  Sinners on tour 02 Rock Hard
- Hogan James P Giganci T 1 Gwiezdne dziedzictwo
- Ludlum.Robert. .Przesylka.z.sal
- Balzac Honoriusz Ojciec Goriot
- Zajdel Janusz A. Lalande 21185
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka dni chłopiec grzebał w komputerze i dłubał w programie.W tym czasie nie zajmował się niczym innym.Z początku próbował.Przy obiedzie mówił z matką o tym, jakie książki powinni przeczytać, a przy kolacji dyskutował z ojcem o Newtonie i Einsteinie, aż wreszcie Alvin musiał mu przypomnieć, że jest biologiem, a nie matematykiem.Nikogo jednak nie zmyliły te próby skończenia z obsesją.Program do tarota ciągnął Joego z powrotem po każdym posiłku i po każdej przerwie.Wreszcie przestał jeść i robić jakiekolwiek przerwy w pracy.- Musisz coś jeść.Nie możesz umrzeć z powodu tej głupiej gry - powiedziała matka.Joe milczał.Postawiła obok niego kanapkę i trochę zjadł.- Joe, tego już za wiele.Zacznij nad sobą panować - powiedział ojciec.- Panuję nad sobą - odparł Joe, nie podnosząc wzroku, i pracował dalej.Po sześciu dniach Alvin stanął między synem i monitorem.- Ta bzdura musi się skończyć - powiedział.- Zachowujesz się jak mały chłopiec.Najlepszym wyjściem będzie odłączenie komputera od prądu i zaraz to zrobię, jeśli nie przestaniesz pracować nad tym idiotycznym programem.Staramy się dać ci swobodę, ale jeśli robisz coś takiego nam i sobie, to.- W porządku - przerwał mu Joe.-I tak już z grubsza skończyłem.Wstał i poszedł do łóżka.Przespał czternaście godzin.Alvin odetchnął z ulgą.- Już myślałem, że traci rozum.Connie była zdenerwowana bardziej niż zwykle.- Jak myślisz, co zrobi, jeśli ten program nie będzie działał?- Działał? Jak to może działać? Jakim cudem? Cyganka prawdę ci powie.- Nie słyszałeś, co mówił?- Od paru dni nic nie mówił.- On wierzy w to, co robi.Jest przekonany, że jego program będzie mówił prawdę.Alvin zaśmiał się.- Może ten twój doktor, “Jak mu tam", miał rację.Może Joe ma uszkodzony mózg?Connie spojrzała na niego z przerażeniem.- Mój Boże, Alvinie.- Na Boga, żartowałem tylko.- To nie było śmieszne.Więcej nie poruszali tego tematu, ale kilka razy w środku nocy każde z nich wstawało i szło popatrzeć na śpiącego syna.Kim jesteś? - pytała w myślach Connie.- Co zrobisz, jeżeli twój projekt okaże się fiaskiem? Co zrobisz, jeśli się powiedzie?Alvin tylko kiwał głową.Uznał, że nie warto się denerwować.To tylko taka faza rozwojowa.Dorastające dzieci przechodzą przez okresy szaleństwa.- Jeśli musisz, Joe, bądź trzynastoletnim szaleńcem.Wkrótce znowu wrócisz do rzeczywistości.Jesteś moim synem i wiem, że w końcu wybierzesz rzeczywistość.Następnego wieczoru Joe nalegał, by ojciec pomógł mu przetestować program.- Nie zechce na mnie działać - zaprotestował Alvin.- Nie wierzę we wróżby.To tak jak wiara czyniąca cuda i branie witaminy C na przeziębienia.Nigdy nie działają na sceptyków.Connie stała przygarbiona obok lodówki.Alvin zauważył, że unika brania udziału w rozmowie.- A ty spróbowałaś? - zwrócił się do niej.Przytaknęła.- Mama testowała go cztery razy - rzekł Joe poważnym głosem.- A co, za pierwszym razem były błędy? - spytał ojciec.To miał być żart.- Nigdy nie było błędów - odparł chłopiec.Alvin spojrzał na Connie.Z początku na niego patrzyła, potem odwróciła wzrok.Bała się? Wstydziła się czegoś? Była zmieszana? Alvin nie wiedział.Czuł jednak, że podczas jego pobytu w pracy wydarzyło się coś bolesnego.- Mam to zrobić? - spytał Connie.- Nie - wyszeptała.- Proszę - powiedział Joe.- Jak mam go przetestować, skoro nie chcesz mi pomóc? Nie wiem, czy działa dobrze, czy źle, chyba że przetestuję go na ludziach, których znam.- Cóż z ciebie za wróżka? - zdziwił się Alvin.- Masz przecież przepowiadać przyszłość obcych ludzi.- Nie przepowiadam przyszłości - zaprotestował Joe.- Program po prostu mówi prawdę.- Ach, prawdę! - powtórzył Alvin.- Prawdę o czym?- O tym, kim się naprawdę jest.- Czy ja udaję kogoś innego?- Program podaje imiona człowieka.Opowiada jego historię.Spytaj mamę.- Dobrze - powiedział Alvin - Zagram dla ciebie w tę twoją grę.Ale nie oczekuj, że będę to uważać za prawdę.Zrobiłbym dla ciebie prawie wszystko, ale nie będę kłamał.- Wiem.- A więc zrozumiałeś?- Tak.Alvin usiadł za klawiaturą.Z kuchni dobiegł go jęk, przypominający skomlenie bitego psa.To była Connie.Przerażona.Jej strach, cokolwiek go wywołało, okazał się zaraźliwy.Alvin zadrżał i natychmiast zadrwił z samego siebie, że dał się wyprowadzić z równowagi.Panował nad sobą i wszelkie obawy nie miały sensu.Nie da się ogłupić przez własnego syna.- Co mam robić?- Po prostu wstukaj coś.- Co takiego?- Cokolwiek przyjdzie ci do głowy.- Słowa? Liczby? Skąd mam wiedzieć, co napisać, jeśli mi nie powiesz?- To nie ma znaczenia.Napisz, na co masz ochotę.Nie mam ochoty nic pisać, pomyślał Alvin.Nie mam najmniejszej ochoty zajmować się tą bzdurą.Nie mógł jednak powiedzieć tego synowi.Musiał być cierpliwym ojcem, który daje uczciwe szansę nawet absurdalnemu przedsięwzięciu.Zaczął wymyślać jakieś liczby i słowa.Po chwili jednak z tego, co pisał, zniknęła przypadkowość i wolne skojarzenia.W naturze Alvina nie leżało dać się prowadzić przypadkowi.Zaczął wprowadzać kod genetyczny ostatnio wyhodowanej przez siebie bakterii: fragmenty nazw i danych liczbowych, które odzwierciedlały strukturę DNA.Wiedział, że w ten sposób oszukuje syna, przecież Joe chciał, by napisał coś od siebie.Powiedział sobie jednak: cóż może być bardziej częścią mnie niż to, co sam stworzyłem?- Wystarczy? - zapytał.Joe wzruszył ramionami.- A myślisz, że tak?- Mogłem napisać pięć słów i też byłbyś zadowolony?- Jeśli uważasz, że skończyłeś, to skończyłeś - powiedział cicho Joe.- Jesteś naprawdę dobry - stwierdził Alvin.- Nawet w hokus pokus [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Przez kilka dni chłopiec grzebał w komputerze i dłubał w programie.W tym czasie nie zajmował się niczym innym.Z początku próbował.Przy obiedzie mówił z matką o tym, jakie książki powinni przeczytać, a przy kolacji dyskutował z ojcem o Newtonie i Einsteinie, aż wreszcie Alvin musiał mu przypomnieć, że jest biologiem, a nie matematykiem.Nikogo jednak nie zmyliły te próby skończenia z obsesją.Program do tarota ciągnął Joego z powrotem po każdym posiłku i po każdej przerwie.Wreszcie przestał jeść i robić jakiekolwiek przerwy w pracy.- Musisz coś jeść.Nie możesz umrzeć z powodu tej głupiej gry - powiedziała matka.Joe milczał.Postawiła obok niego kanapkę i trochę zjadł.- Joe, tego już za wiele.Zacznij nad sobą panować - powiedział ojciec.- Panuję nad sobą - odparł Joe, nie podnosząc wzroku, i pracował dalej.Po sześciu dniach Alvin stanął między synem i monitorem.- Ta bzdura musi się skończyć - powiedział.- Zachowujesz się jak mały chłopiec.Najlepszym wyjściem będzie odłączenie komputera od prądu i zaraz to zrobię, jeśli nie przestaniesz pracować nad tym idiotycznym programem.Staramy się dać ci swobodę, ale jeśli robisz coś takiego nam i sobie, to.- W porządku - przerwał mu Joe.-I tak już z grubsza skończyłem.Wstał i poszedł do łóżka.Przespał czternaście godzin.Alvin odetchnął z ulgą.- Już myślałem, że traci rozum.Connie była zdenerwowana bardziej niż zwykle.- Jak myślisz, co zrobi, jeśli ten program nie będzie działał?- Działał? Jak to może działać? Jakim cudem? Cyganka prawdę ci powie.- Nie słyszałeś, co mówił?- Od paru dni nic nie mówił.- On wierzy w to, co robi.Jest przekonany, że jego program będzie mówił prawdę.Alvin zaśmiał się.- Może ten twój doktor, “Jak mu tam", miał rację.Może Joe ma uszkodzony mózg?Connie spojrzała na niego z przerażeniem.- Mój Boże, Alvinie.- Na Boga, żartowałem tylko.- To nie było śmieszne.Więcej nie poruszali tego tematu, ale kilka razy w środku nocy każde z nich wstawało i szło popatrzeć na śpiącego syna.Kim jesteś? - pytała w myślach Connie.- Co zrobisz, jeżeli twój projekt okaże się fiaskiem? Co zrobisz, jeśli się powiedzie?Alvin tylko kiwał głową.Uznał, że nie warto się denerwować.To tylko taka faza rozwojowa.Dorastające dzieci przechodzą przez okresy szaleństwa.- Jeśli musisz, Joe, bądź trzynastoletnim szaleńcem.Wkrótce znowu wrócisz do rzeczywistości.Jesteś moim synem i wiem, że w końcu wybierzesz rzeczywistość.Następnego wieczoru Joe nalegał, by ojciec pomógł mu przetestować program.- Nie zechce na mnie działać - zaprotestował Alvin.- Nie wierzę we wróżby.To tak jak wiara czyniąca cuda i branie witaminy C na przeziębienia.Nigdy nie działają na sceptyków.Connie stała przygarbiona obok lodówki.Alvin zauważył, że unika brania udziału w rozmowie.- A ty spróbowałaś? - zwrócił się do niej.Przytaknęła.- Mama testowała go cztery razy - rzekł Joe poważnym głosem.- A co, za pierwszym razem były błędy? - spytał ojciec.To miał być żart.- Nigdy nie było błędów - odparł chłopiec.Alvin spojrzał na Connie.Z początku na niego patrzyła, potem odwróciła wzrok.Bała się? Wstydziła się czegoś? Była zmieszana? Alvin nie wiedział.Czuł jednak, że podczas jego pobytu w pracy wydarzyło się coś bolesnego.- Mam to zrobić? - spytał Connie.- Nie - wyszeptała.- Proszę - powiedział Joe.- Jak mam go przetestować, skoro nie chcesz mi pomóc? Nie wiem, czy działa dobrze, czy źle, chyba że przetestuję go na ludziach, których znam.- Cóż z ciebie za wróżka? - zdziwił się Alvin.- Masz przecież przepowiadać przyszłość obcych ludzi.- Nie przepowiadam przyszłości - zaprotestował Joe.- Program po prostu mówi prawdę.- Ach, prawdę! - powtórzył Alvin.- Prawdę o czym?- O tym, kim się naprawdę jest.- Czy ja udaję kogoś innego?- Program podaje imiona człowieka.Opowiada jego historię.Spytaj mamę.- Dobrze - powiedział Alvin - Zagram dla ciebie w tę twoją grę.Ale nie oczekuj, że będę to uważać za prawdę.Zrobiłbym dla ciebie prawie wszystko, ale nie będę kłamał.- Wiem.- A więc zrozumiałeś?- Tak.Alvin usiadł za klawiaturą.Z kuchni dobiegł go jęk, przypominający skomlenie bitego psa.To była Connie.Przerażona.Jej strach, cokolwiek go wywołało, okazał się zaraźliwy.Alvin zadrżał i natychmiast zadrwił z samego siebie, że dał się wyprowadzić z równowagi.Panował nad sobą i wszelkie obawy nie miały sensu.Nie da się ogłupić przez własnego syna.- Co mam robić?- Po prostu wstukaj coś.- Co takiego?- Cokolwiek przyjdzie ci do głowy.- Słowa? Liczby? Skąd mam wiedzieć, co napisać, jeśli mi nie powiesz?- To nie ma znaczenia.Napisz, na co masz ochotę.Nie mam ochoty nic pisać, pomyślał Alvin.Nie mam najmniejszej ochoty zajmować się tą bzdurą.Nie mógł jednak powiedzieć tego synowi.Musiał być cierpliwym ojcem, który daje uczciwe szansę nawet absurdalnemu przedsięwzięciu.Zaczął wymyślać jakieś liczby i słowa.Po chwili jednak z tego, co pisał, zniknęła przypadkowość i wolne skojarzenia.W naturze Alvina nie leżało dać się prowadzić przypadkowi.Zaczął wprowadzać kod genetyczny ostatnio wyhodowanej przez siebie bakterii: fragmenty nazw i danych liczbowych, które odzwierciedlały strukturę DNA.Wiedział, że w ten sposób oszukuje syna, przecież Joe chciał, by napisał coś od siebie.Powiedział sobie jednak: cóż może być bardziej częścią mnie niż to, co sam stworzyłem?- Wystarczy? - zapytał.Joe wzruszył ramionami.- A myślisz, że tak?- Mogłem napisać pięć słów i też byłbyś zadowolony?- Jeśli uważasz, że skończyłeś, to skończyłeś - powiedział cicho Joe.- Jesteś naprawdę dobry - stwierdził Alvin.- Nawet w hokus pokus [ Pobierz całość w formacie PDF ]