Pokrewne
- Strona Główna
- Bulyczow Kir Nowe Opowiadania Guslarskie
- Bulyczow Kir Pieriestrojka w Wielkim Guslarze (2)
- Bulyczow Kir Swiatynia czarownic
- Kir Bulyczow Miasto na Gorze
- Roman Warszewski Skrzydlaci ludzie z Naca
- Carrithers M. Dlaczego ludzie majš kultury całoć
- John Steinbeck Myszy i Ludzie (2)
- Siesicka Krystyna Ludzie jak wiatr
- Steinbeck John Myszy i Ludzie
- Howatch Susan Bogaci są różni 01 Bogaci są różni
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jacek94.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak ci się udało go tak wytresować? - zapytałem szczerze zdziwiony.- Wcale go nie tresowałam.On sam wszystko umie.Zmieszany szusza przebierał przednimi łapami.Zapanowała niezręczna cisza.- Ale jednak.- powiedziałem wreszcie.- Przepraszam - rozległ się wysoki zachrypnięty głos.To mówił szusza.- Ale ja się naprawdę sam nauczyłem.To przecież nietrudne.- Przepraszam.- wykrztusiłem.- To nietrudne - powtórzył szusza.- Przecież pan sam pokazywał wczoraj Alisie bajkę o królu modliszek.- Nie, już nie o to mi chodzi.Kto cię nauczył mówić?- Ja go uczyłam - powiedziała Alisa.- Nic nie rozumiem.Dziesiątki biologów obserwują szusze i nigdy żaden szusza nie odezwał się słowem.- A nasz szusza nawet czytać umie.Umiesz?- On mi tyle ciekawych rzeczy opowiada.Żyjemy z Alisą w wielkiej przyjaźni.A więc dlaczego milczałeś tak długo?Bo się wstydził - odpowiedziała za szuszę Alisa.Szusza spuścił oczy.Przełożyła IRENA LEWANDOWSKAO PEWNYM WIDMIELatem mieszkamy we Wnukowie.Jest to bardzo wygodne, ponieważ chodzi tam jednoszynowa kolejka, a od przystanku do naszego domku jest pięć minut drogi.W lesie, po przeciwnej stronie szosy, rosną opieńki i koźlaki, ale jest ich znacznie mniej niż zbieraczy grzybów.Przyjechałem na letnisko prosto z zoo i zamiast, żeby wypocząć, wpadłem w kipiący wir miejscowego życia.Jego ośrodkiem był chłopczyk sąsiadów, Kola, słynny na całe Wnukowo, ponieważ zabierał innym dzieciom zabawki.Przyjeżdżał nawet do niego psycholog z Leningradu, który potem napisał pracę naukową o chłopczyku Koli.Psycholog studiował Kolę, a Kola jadł konfitury i marudził przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.Przywiozłem mu z miasta trzykołową rakietę fotonową, żeby wreszcie przestał.Oprócz tego przebywała tam babcia Koli, która lubiła rozmawiać o genetyce i pisała powieść o Mendlu, babcia Alisy, chłopczyk Jura, jego mama Karma, trojaczki z sąsiedniej ulicy, które chórem śpiewały pod moimi oknami i wreszcie widmo.Widmo mieszkało gdzieś pod jabłonią i pojawiło się stosunkowo niedawno.W widmo wierzyły Alisa i babcia Koli.I nikt więcej.Siedzieliśmy z Alisą na tarasie i czekaliśmy, aż nowy robot produkcji szczełkowskiej fabryki ugotuje manną kaszę.Robot już dwa razy się przepalił, więc Alisa i ja wymyślaliśmy fabryce, ale nie chciało nam się brać do gotowania, a nasza babcia pojechała do teatru.Alisa powiedziała:- On dziś przyjdzie.- Kto on?- Mój widm.- Widmo, ono - poprawiłem ją automatycznie, nie spuszczając oczu z robota.- Dobrze - Alisa nie zamierzała dyskutować.- Niech będzie mój widmo.A Kola zabrał trojaczkom orzechy.Czy to nie jest okropnie zdumiewające?- Okropnie.Więc coś ty mówiła o widmie?- On jest dobry.- Twoim zdaniem wszyscy są dobrzy.- Prócz Koli.- No powiedzmy oprócz Koli.Myślę, że gdybym przywiózł smoka ziejącego ogniem, to też byś się z nim zaprzyjaźniła.- Na pewno.A czy on jest dobry?- Nikt jeszcze nie zdołał porozmawiać z nim na ten temat.Smok żyje na Marsie i pluje kipiącym jadem.- Na pewno ktoś go skrzywdził.Po co zabraliście go z Marsa?Na to pytanie nic nie mogłem odpowiedzieć.To była święta prawda.Nikt nie pytał smoka o zdanie, kiedy go wywożono z Marsa.A smok w czasie podróży pożarł ulubionego psa załogi statku “Kaługa", czym zasłużył sobie na nienawiść wszystkich kosmonautów.- A więc co z tym widmem? Do czego ono jest podobne?- Ono chodzi tylko wtedy, kiedy jest ciemno.- Rozumie się.Tak jest od wieków.Nasłuchałaś się bajek babci tego Koli.- Babcia Koli opowiada tylko o historii genetyki.Jak prześladowano Mendla.- Ale, ale, jak reaguje twoje widmo na pianie koguta?- Nijak.A dlaczego?- Rozumiesz, przyzwoite widmo ma obowiązek znikać przy akompaniamencie straszliwych przekleństw, kiedy kogut zapieje.- Zapytam go dzisiaj o koguta.- Dobrze.- I dzisiaj pójdę później spać.Muszę porozmawiać z widmem.- Proszę bardzo.No dobrze, dosyć tych żartów.Robot już na pewno całą kaszę rozgotował.Alisa siadła do kaszy, a ja do Zeszytów Naukowych Gwianskiego Ogrodu Zoologicznego.Był tu wyjątkowo interesujący artykuł o ukusamach.Przewrót w zoologii.Udało im się doprowadzić do rozmnażania ukusamów w niewoli.Małe rodziły się ciemnozielone, chociaż pancerze rodziców były niebieskie.Ściemniło się.Alisa powiedziała:- No to ja idę.- Dokąd?- Do widma.Przecież obiecałeś.- Myślałem, że żartowałaś.Ale jeśli tak bardzo chcesz, to idź do ogrodu, tylko włóż sweterek, bo zrobiło się chłodno.I nie idź za daleko.Najwyżej do jabłoni.- Po co mam iść dalej? On tam na mnie czeka.Alisa wybiegła do ogrodu.Patrzyłem za nią spod oka.Nie chciałem się wdzierać w świat jej fantazji.Niechże ją otaczają widma, wróżki, odważni rycerze, dobre wielkoludy z bajkowej błękitnej planety.Oczywiście pod warunkiem, że będzie chodziła spać o właściwej porze i regularnie jadła.Zgasiłem światło na werandzie, żeby lepiej obserwować Alisę.Podeszła do starej rozłożystej jabłoni i stanęła.I wtedy.od pnia jabłoni oddzielił się błękitny cień i ruszył na spotkanie Alisy.Cień jakby.płynął w powietrzu nie dotykając trawy.Schwyciwszy coś ciężkiego biegłem w dół po schodach, przeskakując po trzy stopnie.To mi się nie podobało.Albo czyjś głupi żart, albo.Co mianowicie “albo" nie wymyśliłem.- Ostrożnie, tatusiu! - powiedziała głośnym szeptem Alisa.- Spłoszysz go.Złapałem Alisę za rękę.Tuż przede mną rozpływała się w powietrzu błękitna sylwetka.- Coś ty zrobił, tatusiu! Przecież ja go prawie uratowałam.Alisa haniebnie szlochała, kiedy ją niosłem na taras.Co to było pod jabłonią? Halucynacja?- Dlaczego to zrobiłeś? - szlochała Alisa.- Przecież obiecałeś.- Nic takiego nie zrobiłem - odpowiedziałem.- Widma nie istnieją.- Przecież sam go widziałeś.Dlaczego mówisz nieprawdę? A przecież on nie znosi ruchu powietrza.Czy ty nie rozumiesz, że do niego trzeba podchodzić powoli, żeby go wiatr nie zdmuchnął?Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.Jednego byłem pewien - jak tylko Alisa uśnie, pójdę z latarką i starannie przeszukam ogród.- A on mi dał list do ciebie.Tylko ja ci go teraz nie oddam.- Jaki znowu list?- Nie dam.Teraz dopiero zauważyłem, że zaciska w piąstce kawałek papieru.Alisa spojrzała na mnie, ja na nią, i jednak dała mi tę kartkę.Na kartce moim charakterem pisma był zanotowany harmonogram karmienia czerwonych krumsów.Szukałem tej kartki już trzy dni.- Alisa, skąd wzięłaś moje notatki?- Odwróć kartkę.Widmo nie miało papieru, to.ja mu dałam twój.Na drugiej stronie nieznanym charakterem było napisane po angielsku: “Szanowny panie profesorze!Ośmielam się zwrócić do pana, ponieważ znalazłem się w nieprzyjemnej sytuacji, z której wyjście mogę znaleźć jedynie przy postronnej pomocy.Niestety, nie mogę również opuścić kręgu o promieniu jednego metra, którego środkiem jest jabłoń.Zobaczyć mnie w moim obecnym godnym pożałowania położeniu można niestety tylko w ciemności.Dzięki pańskiej córce, istocie dobrej i wrażliwej, udało mi się wreszcie nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym.Ja, profesor Kuraki, jestem ofiarą nieudanego eksperymentu.Doświadczenia, które przeprowadzałem, dotyczyły przesyłania materii na dalekie odległości.Udało mi się przesłać z Tokio do Paryża dwie indyczki i kota.Moi koledzy przejęli zwierzęta w idealnym stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.- Jak ci się udało go tak wytresować? - zapytałem szczerze zdziwiony.- Wcale go nie tresowałam.On sam wszystko umie.Zmieszany szusza przebierał przednimi łapami.Zapanowała niezręczna cisza.- Ale jednak.- powiedziałem wreszcie.- Przepraszam - rozległ się wysoki zachrypnięty głos.To mówił szusza.- Ale ja się naprawdę sam nauczyłem.To przecież nietrudne.- Przepraszam.- wykrztusiłem.- To nietrudne - powtórzył szusza.- Przecież pan sam pokazywał wczoraj Alisie bajkę o królu modliszek.- Nie, już nie o to mi chodzi.Kto cię nauczył mówić?- Ja go uczyłam - powiedziała Alisa.- Nic nie rozumiem.Dziesiątki biologów obserwują szusze i nigdy żaden szusza nie odezwał się słowem.- A nasz szusza nawet czytać umie.Umiesz?- On mi tyle ciekawych rzeczy opowiada.Żyjemy z Alisą w wielkiej przyjaźni.A więc dlaczego milczałeś tak długo?Bo się wstydził - odpowiedziała za szuszę Alisa.Szusza spuścił oczy.Przełożyła IRENA LEWANDOWSKAO PEWNYM WIDMIELatem mieszkamy we Wnukowie.Jest to bardzo wygodne, ponieważ chodzi tam jednoszynowa kolejka, a od przystanku do naszego domku jest pięć minut drogi.W lesie, po przeciwnej stronie szosy, rosną opieńki i koźlaki, ale jest ich znacznie mniej niż zbieraczy grzybów.Przyjechałem na letnisko prosto z zoo i zamiast, żeby wypocząć, wpadłem w kipiący wir miejscowego życia.Jego ośrodkiem był chłopczyk sąsiadów, Kola, słynny na całe Wnukowo, ponieważ zabierał innym dzieciom zabawki.Przyjeżdżał nawet do niego psycholog z Leningradu, który potem napisał pracę naukową o chłopczyku Koli.Psycholog studiował Kolę, a Kola jadł konfitury i marudził przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.Przywiozłem mu z miasta trzykołową rakietę fotonową, żeby wreszcie przestał.Oprócz tego przebywała tam babcia Koli, która lubiła rozmawiać o genetyce i pisała powieść o Mendlu, babcia Alisy, chłopczyk Jura, jego mama Karma, trojaczki z sąsiedniej ulicy, które chórem śpiewały pod moimi oknami i wreszcie widmo.Widmo mieszkało gdzieś pod jabłonią i pojawiło się stosunkowo niedawno.W widmo wierzyły Alisa i babcia Koli.I nikt więcej.Siedzieliśmy z Alisą na tarasie i czekaliśmy, aż nowy robot produkcji szczełkowskiej fabryki ugotuje manną kaszę.Robot już dwa razy się przepalił, więc Alisa i ja wymyślaliśmy fabryce, ale nie chciało nam się brać do gotowania, a nasza babcia pojechała do teatru.Alisa powiedziała:- On dziś przyjdzie.- Kto on?- Mój widm.- Widmo, ono - poprawiłem ją automatycznie, nie spuszczając oczu z robota.- Dobrze - Alisa nie zamierzała dyskutować.- Niech będzie mój widmo.A Kola zabrał trojaczkom orzechy.Czy to nie jest okropnie zdumiewające?- Okropnie.Więc coś ty mówiła o widmie?- On jest dobry.- Twoim zdaniem wszyscy są dobrzy.- Prócz Koli.- No powiedzmy oprócz Koli.Myślę, że gdybym przywiózł smoka ziejącego ogniem, to też byś się z nim zaprzyjaźniła.- Na pewno.A czy on jest dobry?- Nikt jeszcze nie zdołał porozmawiać z nim na ten temat.Smok żyje na Marsie i pluje kipiącym jadem.- Na pewno ktoś go skrzywdził.Po co zabraliście go z Marsa?Na to pytanie nic nie mogłem odpowiedzieć.To była święta prawda.Nikt nie pytał smoka o zdanie, kiedy go wywożono z Marsa.A smok w czasie podróży pożarł ulubionego psa załogi statku “Kaługa", czym zasłużył sobie na nienawiść wszystkich kosmonautów.- A więc co z tym widmem? Do czego ono jest podobne?- Ono chodzi tylko wtedy, kiedy jest ciemno.- Rozumie się.Tak jest od wieków.Nasłuchałaś się bajek babci tego Koli.- Babcia Koli opowiada tylko o historii genetyki.Jak prześladowano Mendla.- Ale, ale, jak reaguje twoje widmo na pianie koguta?- Nijak.A dlaczego?- Rozumiesz, przyzwoite widmo ma obowiązek znikać przy akompaniamencie straszliwych przekleństw, kiedy kogut zapieje.- Zapytam go dzisiaj o koguta.- Dobrze.- I dzisiaj pójdę później spać.Muszę porozmawiać z widmem.- Proszę bardzo.No dobrze, dosyć tych żartów.Robot już na pewno całą kaszę rozgotował.Alisa siadła do kaszy, a ja do Zeszytów Naukowych Gwianskiego Ogrodu Zoologicznego.Był tu wyjątkowo interesujący artykuł o ukusamach.Przewrót w zoologii.Udało im się doprowadzić do rozmnażania ukusamów w niewoli.Małe rodziły się ciemnozielone, chociaż pancerze rodziców były niebieskie.Ściemniło się.Alisa powiedziała:- No to ja idę.- Dokąd?- Do widma.Przecież obiecałeś.- Myślałem, że żartowałaś.Ale jeśli tak bardzo chcesz, to idź do ogrodu, tylko włóż sweterek, bo zrobiło się chłodno.I nie idź za daleko.Najwyżej do jabłoni.- Po co mam iść dalej? On tam na mnie czeka.Alisa wybiegła do ogrodu.Patrzyłem za nią spod oka.Nie chciałem się wdzierać w świat jej fantazji.Niechże ją otaczają widma, wróżki, odważni rycerze, dobre wielkoludy z bajkowej błękitnej planety.Oczywiście pod warunkiem, że będzie chodziła spać o właściwej porze i regularnie jadła.Zgasiłem światło na werandzie, żeby lepiej obserwować Alisę.Podeszła do starej rozłożystej jabłoni i stanęła.I wtedy.od pnia jabłoni oddzielił się błękitny cień i ruszył na spotkanie Alisy.Cień jakby.płynął w powietrzu nie dotykając trawy.Schwyciwszy coś ciężkiego biegłem w dół po schodach, przeskakując po trzy stopnie.To mi się nie podobało.Albo czyjś głupi żart, albo.Co mianowicie “albo" nie wymyśliłem.- Ostrożnie, tatusiu! - powiedziała głośnym szeptem Alisa.- Spłoszysz go.Złapałem Alisę za rękę.Tuż przede mną rozpływała się w powietrzu błękitna sylwetka.- Coś ty zrobił, tatusiu! Przecież ja go prawie uratowałam.Alisa haniebnie szlochała, kiedy ją niosłem na taras.Co to było pod jabłonią? Halucynacja?- Dlaczego to zrobiłeś? - szlochała Alisa.- Przecież obiecałeś.- Nic takiego nie zrobiłem - odpowiedziałem.- Widma nie istnieją.- Przecież sam go widziałeś.Dlaczego mówisz nieprawdę? A przecież on nie znosi ruchu powietrza.Czy ty nie rozumiesz, że do niego trzeba podchodzić powoli, żeby go wiatr nie zdmuchnął?Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.Jednego byłem pewien - jak tylko Alisa uśnie, pójdę z latarką i starannie przeszukam ogród.- A on mi dał list do ciebie.Tylko ja ci go teraz nie oddam.- Jaki znowu list?- Nie dam.Teraz dopiero zauważyłem, że zaciska w piąstce kawałek papieru.Alisa spojrzała na mnie, ja na nią, i jednak dała mi tę kartkę.Na kartce moim charakterem pisma był zanotowany harmonogram karmienia czerwonych krumsów.Szukałem tej kartki już trzy dni.- Alisa, skąd wzięłaś moje notatki?- Odwróć kartkę.Widmo nie miało papieru, to.ja mu dałam twój.Na drugiej stronie nieznanym charakterem było napisane po angielsku: “Szanowny panie profesorze!Ośmielam się zwrócić do pana, ponieważ znalazłem się w nieprzyjemnej sytuacji, z której wyjście mogę znaleźć jedynie przy postronnej pomocy.Niestety, nie mogę również opuścić kręgu o promieniu jednego metra, którego środkiem jest jabłoń.Zobaczyć mnie w moim obecnym godnym pożałowania położeniu można niestety tylko w ciemności.Dzięki pańskiej córce, istocie dobrej i wrażliwej, udało mi się wreszcie nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym.Ja, profesor Kuraki, jestem ofiarą nieudanego eksperymentu.Doświadczenia, które przeprowadzałem, dotyczyły przesyłania materii na dalekie odległości.Udało mi się przesłać z Tokio do Paryża dwie indyczki i kota.Moi koledzy przejęli zwierzęta w idealnym stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]