[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedział inżynier.- Nie przy­puszczałem, że jeszcze żyjesz.- Inżynierze, muszę natychmiast z tobą porozmawiać.W cztery oczy.Młodzieniec podał pistolet Kroniemu, ale zwrócił się do inży­niera:- On był uzbrojony.- Chodźmy do mnie - powiedział Razi.- Tu nie jest odpo­wiednie miejsce na rozmowy.- Ja bym na twoim miejscu mu nie ufał - wykrztusił wresz­cie jednooki.- Jak on znalazł tę drogę?- Spotkałem szczurołapa - powiedział Kroni.- On mi ją po­kazał.- A skąd cię ten szczurołap znał?- Kiedy byłem rurarzem, spotykaliśmy się w tunelach.Pewnie mnie zapamiętał.- Jednak lepiej wrzucić go do szybu - powiedział garbus.- Taki z niego rurarz, jak ze mnie pan Kalgar.Inżynier Razi zajmował jeden z pokojów w korytarzu, w którym kiedyś Kroni znalazł książkę z planami podziemi.Razi wszedł pierwszy i usiadł przy stole.Powiedział:- Najpierw muszę podziękować ci, rurarzu, za książkę planów i pistolet, nie mówiąc już o całej reszcie.- Robiłem to również dla siebie - odparł Kroni.Do pokoju wtłoczyło się ze dwudziestu ludzi.- Dawno stamtąd wyruszyłeś? - zapytał któryś z nich.- Jakieś półtorej godziny temu.- A my siedzimy tu już czwarty dzień - powiedział mężczyzna o twarzy tak wąskiej, że oczy nie bardzo się na niej mieściły, więc nos widziany z góry był grubości kartki papieru.- Mój zastępca - powiedział Razi.- Szewc Lodi.- Cieszę się, że cię widzę - powiedział Lodi.- Razi mi o to­bie wspominał.Robiliśmy zawały, żeby bronić się za nimi, kiedy przyjdzie policja.- Proponuję, aby wszyscy wrócili do swojej pracy - powie­dział Razi.- Zostaniemy tylko my: Dżiń, Lodi i ja.- Teraz będziesz mówił? - zapytał Razi, kiedy reszta opuściła pokój.- Masz w oddziale człowieka ucho - odparł Kroni.- Będę rozmawiał tylko z tobą.A ty, z kim będziesz uważał.- Nie ma wśród nas agentów Glizdy - oburzył się jednooki.- To ciebie nasłali.- Moje wiadomości są bardzo ważne i pilne - powiedział Kroni.- Nie zostawię cię z nim samego! - wykrzyknął jednooki.Kroni wydobył paralizator i położył go na stole.- To zostanie u inżyniera - powiedział.- Kroni ma rację - powiedział nagle Lodi.- Razi nam wszy­stko później opowie, a my mamy swoją robotę.- A jednak.- zaczął jednooki.- Chodźmy - Lodi wziął go za ramię i poprowadził w stronę drzwi.- Nie ufaj mu, inżynierze! - zdążył krzyknąć Dżiń od progu, zanim Lodi wypchnął go na korytarz i starannie zamknął drzwi za sobą.- No więc zostaliśmy sami - powiedział inżynier.- Bardzo się zmieniłeś, Kroni.Gdzie byłeś?- Wszystko ci opowiem, ale najpierw powiem rzecz najważniej­szą.Dowiedziałem się od młodego Spela, że mniej więcej za godzi­nę Glizda rozpocznie obławę.Masz mapę tego poziomu?Razi bez słowa położył przed nim plan.- Zawołam Dżinia.On dawniej był strzałowym w kopalni.- Zawołaj lepiej Lodiego.- Dlaczego? - Inżynier uniósł głowę i mrużąc powieki zajrzał Kroniemu w oczy.- W waszej grupie jest agent, jednooki i czarnowłosy.Masz jeszcze jakiegoś innego człowieka z jednym okiem?- Jednooki?.Według mnie.To niemożliwe!- Chciałbym się mylić, inżynierze, ale lepiej nie ryzykować.I jeszcze jedno.Kiedy prosiłem, żeby mnie do ciebie zaprowadził, Dżiń chciał mnie zamknąć, ale jak tylko powiedziałem, że Glizda zaczyna obławę, postanowił mnie zabić.Możesz zapytać wartow­ników.- Zgoda.Lepiej nie ryzykować.Razi wyjrzał na korytarz i zawołał Lodiego.Potem w dwóch słowach przekazał mu treść rozmowy z rurarzem.Lodi w żaden sposób nie okazał swojego zdenerwowania lub niewiary.- Powiem jednemu z moich chłopców, żeby miał oko na Dżinia.A co się tyczy obławy, to trzeba wysłać część ludzi na wyższy po­ziom, żeby zaszli policjantów od tyłu.My na razie będziemy trzy­mać się tutaj.Lodi wyszedł.- Muszę być z nimi - powiedział Razi.- Poczekaj.To, co ci powiem, jest ważniejsze.Daj mi dzie­sięć minut czasu.Wystarczyło osiem.Razi ani razu mu nie przerwał.Postukiwał tylko ołówkiem po blacie stołu, a potem położył paralizator na kartce papieru i za­czął go obrysowywać, zupełnie, zda się, pogrążony w tym bez­myślnym zajęciu.Czasem za drzwiami rozlegał się tupot kroków, potem odgłos wleczenia czegoś ciężkiego.Gdzieś w oddali wy­buchły krzyki, strzał - i wszystko znów ucichło.- Jesteś szczęśliwym człowiekiem, Kroni - powiedział Razi, kiedy opowieść rurarza dobiegła końca.- Chciałbym być na two­im miejscu.- Potrzebujesz dowodów, inżynierze? - zapytał Kroni.- Nie.Lodi otworzył gwałtownie drzwi i stanął w progu.- Dżiń uciekł.Ogłuszył mojego chłopaka i uciekł.Nasi pogo­nili za nim, ale chyba spóźnili się.- Szkoda - odparł inżynier.- Technik bardzo dużo wie.- Owszem - przytaknął Lodi.- Wie, jak są rozmieszczeni nasi ludzie.- Czy twój człowiek już wrócił z fabryki?- Jeszcze nie.Wszystkich tkaczy zapędzili do hali produkcyj­nej i zamknęli.- Jest nas bardzo niewielu - powiedział Razi do Kroniego.- I broni mamy o wiele mniej niż policja.- Ale za to teraz mamy się gdzie wycofać - powiedział Kroni.- Lodi - zwrócił się inżynier do swego zastępcy.- Kroni był w Mieście na Górze.Tam można żyć.Tam są rośliny, świeże powietrze, woda i światło.- Mówisz prawdę? - zapytał krótko Lodi, który w ogóle był małomówny.- Tak - odparł Kroni.- Byłem tam i zostawiłem tam przy­jaciół, którzy pomogą nam, jeśli wydostaniemy się na po­wierzchnię.- A dlaczego oni nie mogą zejść na dół? Dlaczego nie wytłuką policjantów i nas nie wyzwolą?- Oni są tu obcy - wyjaśnił Kroni - i nie znają naszego miasta.Gdyby wszystko było jak dawniej, nie musielibyśmy się spieszyć.Pomagalibyśmy ludziom wydostać się z miasta tak, aby Dyrektorzy i policjanci nie mogli ich złapać.Ale teraz jest na to za późno.Zaraz zacznie się bitwa, więc nie mamy czasu na tłu­maczenie.- Powiem to swoim ludziom - zdecydował Lodi.- Łatwiej im będzie walczyć, jeśli się dowiedzą.Siedzimy tu już piąty dzień i czekamy, aż nas wytłuką jak szczury.A to dlatego, że nie mie­liśmy dokąd uciekać.- Dobrze - powiedział Razi.- Ale najpierw musimy pokonać policjantów.- Przepraszam - wtrącił się Kroni - Lodi powiedział, że skie­ruje część ludzi na wyższy poziom, żeby uderzyli na policjantów od tyłu.Może wszyscy powinniśmy wycofać się tą samą drogą?- Lodi, zawołaj tu wszystkich starszych grup.Naradzimy się.Nie zdążyli tego zrobić.Z mroków odległych tuneli dobiegły, wypełniając wąskie rury szybów i korytarzy, dudniąc na placach miasta Przodków, gęste odgłosy strzałów.Policja ruszyła do ataku na podziemny obóz po­wstańców.Kroni ukrył się za niską barykadą i starał się strzelać w roz­błyski strzałów.Za zakrętem korytarza rozległy się krzyki.Światło lało się zza rogu, jak z otwartych drzwiczek pieca.Policja ustawiała tam re­flektor.Znajoma rozczochrana dziewuszka podbiegła do niego, po­chylając się nisko, żeby pozostać pod osłoną barykady.- Cześć - poznał ją Kroni.- Też ci się udało uciec?- Pewnie! - odpowiedziała z dumą w głosie.- Oni pomyśleli, że jestem głupia.Pan inżynier kazał strzelać do ich wielkiej lampy.Już w pierwszych chwilach walki stało się jasne, jak wielką przewagę mają policjanci - wprawni w posługiwaniu się bronią i wyćwiczeni w obławach.Powstańcy strzelali chaotycznie i łatwo wpadali w panikę.Barykady w bocznym przejściu nie zdążyli dokończyć i zapora z rzuconych w poprzek korytarza kamiennych bloków sięgała co najwyżej do pasa, a i to nie wszędzie.Reflektor celował w kamienie i oślepiał zaskoczonych, zdezorientowanych obrońców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl