[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stoisz - zdumiał się Rashid.Był najwyrazniej zaskoczony.Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.-Cóż, być możechwilowo.- Posłuchaj mnie - powiedziałam.- Ta wojna nie toczy się przeciwko ludziom, rozumiesz? To wojna przeciwkodżinnom.Przeciwko tobie.Możesz walczyć teraz albo pózniej, kiedy Perła będzie o wiele silniejsza.Wybór należy dociebie.- Proponujesz mi, żebym walczył po twojej stronie? Biorąc pod uwagę, jak dobrze ci idzie do tej pory? Jestemzaszczycony.- Spojrzał w ciemność, jakby nasłuchiwał czegoś w oddali.- Coś po ciebie jedzie.Powinnaś uciekać.- Rashid - prychnęłam.- Walcz ze mną albo zejdz mi z drogi raz na zawsze.Nowe dżinny muszą być zawstydzone, żejest wśród nich taki tchórz.Zamarł, twarz mu znieruchomiała, oczy zapłonęły, a pózniej usłyszałam głuche warknięcie, które narastając, odbiło sięechem od ścian.Szkło, które jeszcze się nie roztrzaskało, pękło w tej chwili z ostrym, głośnym brzękiem.58 Pózniej Rashid odwrócił się i oparł przy mnie plecami o ścianę.- Jeżeli zginiesz - odezwał się -.nie będzie mi zbyt przykro.Ale nie pozwolę, żebyś przeżyła i opowiadała swojekłamstwa o moim tchórzostwie.- Uwierz, że mnie też nie będzie przykro, jeżeli ty zginiesz - powiedziałam i zakaszlałam.Krew zrosiła powietrzedelikatną mgłą, ale poczułam się lepiej.- Kto po nas jedzie?- Nie kto, tylko: co - sprostował.Ulica eksplodowała z hukiem rozpadającej się skały.W gejzerze dymu oraz pyłu fruwały kawałki metalu i kamienia, icoś.podniosło się z gruzów.Nie.Powstało z gruzów.Kawałek po kawałku, kamień po kamieniu.Z bardzo niewyraznie przypominającym głowęgłazem.Ze straszliwie powykręcanym metalem w miejsce rąk, zakończonych ostrymi pazurami, które iskrzyły odprzepływającego prądu elektrycznego z podziemnych linii napięcia.Ciało ukształtowane z gorącego asfaltunaszpikowanego śmieciami, metalem i krzycząca twarz wtopiona w tors, była to twarz pechowego przechodniaschwytanego w to szaleństwo w chwili śmierci.Kolejna dusza na moim sumieniu.Bestia odwróciła głowę w naszą stronę.Kiedy zaczęła się toczyć z łoskotem w stronę budynku, uderzyła w poskręcanywrak harleya, którym wcześniej jechałam, odkształciła go jeszcze bardziej i zdeformowała, a potem pochłonęła,wzmacniając swoją zbrojną szatę.Bestia przypominała golema, którego ktoś wskrzesił.A golem będzie się odradzał bez przerwy, dopóki nie zostaniezniszczone nasienie, z którego powstał.Ale szukanie nasienia przypominałoby szukanie igły w stogu siana.- Nie jest dobrze - powiedział Rashid.- Wiesz, jak to powstrzymać?- Teoretycznie.- Poza teorią nie masz nic - prychnął.- Przyjdzie po jedno z nas i nie zwróci uwagi na drugie; niezależnie od tego,które z nas wybierze, drugie musi podjąć działania.I żadnego gadania o tchórzostwie czy hańbie, bo inaczej odetnę cidrugą rękę i cię nią nakarmię.Miałam wrażenie, że nie żartuje.- Jeżeli upadnę.- zaczęłam.- To nie żyjesz - odpowiedział.- A ja mogę odejść, nie dając powodu do dalszych obelg na temat mojej odwagi.Wydaje mi się zatem, że byłoby lepiej, gdybyś nie umarła, jeżeli chcesz, żebym walczył z tobą przeciw twoim wrogom.Uśmiechnęłam się do niego, pokazując zakrwawione zęby.Rashid, z powodów, których nie byłam w stanie pojąć, roześmiał się i odsunął ode mnie, wychodząc naprzeciwczekającego potwora.Z każdym krokiem robił się coraz większy.Rósł w oczach, mając za nic jakiekolwiek ludzkie zasady.Kiedy znalazł się tuż obok golema, był mu prawierówny.Uchylił się przed nikczemnymi, wyszczerbionymi szponami bestii, przystawił mu ramię do piersi i pchnął go w tył zogłuszającym zgrzytem metalu trącego o kamień.Golem cały czas się formował, cały czas uczył się siły i równowagi, którezmieniały się, gdy pochłaniał coraz nowsze szczątki, nową masę ze zniszczonej ulicy.Kiedy uderzył o smukły metalowysłup latarni, światło rozbłysnęło, zamigotało i cała konstrukcja zgięła się i skręciła, oplatając golema jak winorośl.Przezsekundę myślałam, że jest w pułapce, że to Rashid go spętał, ale golem po prostu wchłonął metal, wyrywając słup z beto-nowych fundamentów.Zmylił Rashida ogłuszającym hukiem, jakby walącej się budowli, a kiedy Rashid się cofnął, golem odwrócił się ipodbiegł do mnie wstrząsającym ziemią truchtem.Jednak to ja byłam jego prawdziwym celem.A golema nie dało się po prostu zabić.Jak powiedział wcześniej Rashid: ponieważ to mnie chciał zniszczyć golem, jedynym moim zadaniem było przeżyć.Rashid natomiast miał tak wykorzystać nastawiony na jeden cel umysł golema, żeby go zniszczyć.Teoretycznie powinnamdoznać ulgi na myśl o tym, że kiedy uciekałam i walczyłam o życie, był ktoś, kto wysilał się, żeby zapewnić mi przeżycie.A ponieważ tym kimś był Rashid, nie miałam żadnej gwarancji, że podejdzie do tego zadania z pełnym zaan-gażowaniem.Nie zachęcało mnie to do ryzyka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl