[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I pocałowała go.Odpowiedział tym samym, gwałtownie.Ale kiedy odsunęli się od siebie, znowu posmutniał.– Cofnąłbym wszystko, czego dokonałem w życiu, gdybym tylko mógł wrócić do tamtej chwili i ją jedną zmienić.– I co, myślisz, że mógłbyś z nim walczyć? Zapomniałeś, jaki byłeś wtedy mały?– Gdybym tam był, gdyby Achilles wiedział, że patrzę, na pewno by tego nie zrobił.– Albo mógłby zabić i ciebie.– Nie dałby rady zabić nas obojga naraz.Nie z tą krzywą nogą.Gdyby za jednym z nas pogonił, drugie zaczęłoby wrzeszczeć i sprowadziło pomoc.– Albo uderzyłoby go w głowę pustakiem.– Wiesz, Buch by potrafiła, ale ja nie podniósłbym ciężaru powyżej jego głowy.A nie wydaje mi się, żeby upuszczenie mu pustaka na palec u nogi coś pomogło.Zostali przy nabrzeżu jeszcze chwilę, po czym spacerem wrócili do szpitala.Strażnik stał na posterunku.Na świecie wszystko było w porządku.Wszystko.Groszek nie cofnął się do swej dziecięcej rozpaczy, nie płakał, nie wycofał się, nie uciekł w bezpieczne miejsce.Tak się jej przynajmniej wydawało, dopóki ze szpitala nie wrócili do hotelu.Wieczorem leżał w łóżku, łapiąc oddech, aż się zorientowała, że łka, że wstrząsa nim potężny, suchy szloch.Obejmowała go i tuliła, dopóki nie zasnął.Oszustwo Volescu było tak dobrze przygotowane, że przez kilka chwil Petra rzeczywiście się zastanawiała, czy naprawdę nie ma możliwości zbadania embrionów.Ale nie, to tylko sztuczka na pokaz.Volescu był na tyle sprytny i na tyle mądry, by wymyślić przekonującą sztuczkę i oszukać parę niezwykle inteligentnych laików, jak oni, a nawet lekarza, którego ze sobą przyprowadzili.Volescu postarał się, by jego czynności przypominały szpitalne testy dla ustalenia płci dziecka albo chorób wrodzonych.A może lekarz doskonale wiedział, że to wszystko kant, ale milczał – ponieważ wszyscy mechanicy od dzieci stali po tej samej stronie.Udawali, że sprawdzają cechy, których nie da się wykryć, bo wiedzieli, że kiedy oszustwo się wyda, rodzice już dziecko pokochają.A gdyby nawet nie, jak mogą kogokolwiek skarżyć za nieumiejętne wykonanie nielegalnej procedury, takiej jak sortowanie według wydolności fizycznej albo intelektualnej? Może wszystkie tutejsze dziecięce butiki były oszustwem?Petra nie dała się oszukać z jednego tylko powodu: nie obserwowała samej procedury, ale Volescu, i pod koniec testu wiedziała już, że jest zbyt swobodny.Nic, co robił, nie miało naprawdę znaczenia.Test się nie liczył.Mieli dziewięć embrionów.Volescu udał, że zidentyfikował trzy jako posiadające klucz Antona.Próbował przekazać pojemniki jednemu ze swych asystentów, żeby się pozbył zawartości, Groszek uparł się jednak, by zabrał je lekarz.– Nie chciałbym, żeby któryś z tych embrionów omyłkowo stał się dzieckiem – wyjaśnił z uśmiechem.Ale dla Petry to już były dzieci.Cierpiała, widząc, jak pojemniki opróżnia się do zlewu, a potem czyści, żeby któryś z embrionów nie przeżył w jakiejś pozostałej kropelce.Wyobrażam to sobie, myślała.Przecież w pojemnikach mogło niczego nie być.Po co Volescu miałby coś poświęcać, skoro mógł skłamać, że w tych trzech pojemnikach są embriony z kluczem Antona?Przekonując się w ten sposób, że żadne z jej dzieci nie doznało krzywdy, podziękowała Volescu za pomoc.Czekali, aż wyjdzie.Nie wyniósł z pomieszczenia niczego, z czym by tu nie przyszedł.Następnie Petra i Groszek przyglądali się, jak pozostałe sześć embrionów zamrożono, opisano pojemniki i zabezpieczono.Rankiem dnia implantacji obudzili się oboje prawie o pierwszym brzasku, zbyt podnieceni i zdenerwowani, by spać dłużej.Ona leżała w łóżku i czytała, on usiadł przy komputerze, odpowiadał na e-maile i przeglądał sieci.Ale najwyraźniej myślał o porannym zabiegu.– To będzie kosztowne – stwierdził.– Trzymanie strażnika przy tych niezaimplantowanych.Wiedziała, do czego zmierza.– Wiesz, że musimy przechować je zamrożone, dopóki się nie przekonamy, że pierwszy implant się rozwija.Nie zawsze się przyjmują.Groszek skinął głową.– Ale nie jestem też idiotą.Doskonale zdaję sobie sprawę, że chcesz zachować wszystkie embriony i implantować je po jednym, aż będziesz miała tyle moich dzieci, ile tylko zdołasz.– Oczywiście – przyznała Petra.– A jeśli nasze pierworodne okaże się takie paskudne jak Peter Wiggin?– Niemożliwe.Jak moje dziecko mogłoby przejawiać charakter inny niż sama słodycz?– Niewyobrażalne, oczywiście.A jednak jakoś to sobie wyobraziłam.– Czyli musimy je ochraniać przez całe lata.– Po co? – zdziwiła się.– Nikt nie zechce pozostałych dzieci.Zniszczyliśmy te, które miały klucz Antona.– My to wiemy – zgodził się Groszek.– Ale wciąż są to dzieci dwojga członków jeeshu Endera.Nawet bez żadnej szczególnej klątwy warte są porwania.– Ale jeszcze przez długie lata będą za małe, by przedstawiać jakąś wartość.– Nie takie znowu długie.Ile my mieliśmy lat? Ile mamy nawet teraz? Wielu znajdzie się takich, którzy zechcą porwać te dzieci, zainwestować w szkolenie, co wcale nie trwa długo, po czym zaprząc je do pracy.Do gier i do wygrywania wojen.– Nie pozwolę im nawet pomyśleć o szkoleniu wojskowym – zapewniła Petra.– Nie zdołasz ich powstrzymać.– Mamy dużo pieniędzy dzięki rentom, jakie załatwił nam Graff.Dopilnuję, żeby ochrona była szczelna.– Chodziło mi o to, że nie zdołasz powstrzymać dzieci.Będą szukać służby wojskowej.Miał rację, oczywiście.Testy Szkoły Bojowej sprawdzały też skłonności do dowodzenia, do walki o zwycięstwo.Do wojny.Groszek i Petra wykazali, jak silna jest w nich ta pasja.Mało prawdopodobne, by któreś z ich dzieci miało być szczęśliwe, nie pokosztowawszy wojskowego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl