Pokrewne
- Strona Główna
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- DeMille Nelson John Corey 01 liwkowa Wyspa
- John Ringo Dziedzictwo Aldenata 03 Taniec z Diabłem
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki Ringo John
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Chmielewska Joanna Studnie Przodkow
- Moorcock Michael Rune Stuff tom III
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hez miał trzydzieści jeden lat i starzał się szybko.Jego siwe włosy były dowodem utrapień związanych z czterdziestoma siedmioma mieszkańcami Bloku.Na ścianie nad biurkiem sekretarki w hallu wisiał mały kalendarz z wydrukowanymi u góry słowami: URODZINY W BLOKU ŚMIERCI Każdy dostawał egzemplarz, nic więcej.Budżet był napięty, a kalendarze drukowano zazwyczaj z pieniędzy zebranych w biurze.Pod kierownictwem Kerry’ego pracowało dwóch prawników i tylko jedna sekretarka.Kilku ochotników z wydziału prawa przychodziło do pomocy na parę godzin w tygodniu.Goodman rozmawiał z Kerrym przez ponad godzinę.Planowali ruchy na przyszły wtorek — ustalili, że Kerry będzie pełnił wartę w siedzibie Sądu Najwyższego stanu Missisipi.Goodman postanowił pilnować spraw w biurze gubernatora.John Bryan Glass miał zostać zwerbowany, by siedzieć w filii Piątego Obwodu przy sądzie federalnym w Jakcson.Jeden z byłych współpracowników Goodmana z Krawitz & Bone, który pracował teraz w Waszyngtonie, zgodził się już dyżurować przy biurze Urzędnika do Spraw Śmierci.Adam miał siedzieć ze swoim klientem na terenie Bloku i koordynować ostatnie działania.Kerry zgodził się uczestniczyć w specjalnym projekcie Goodmana.O jedenastej Goodman wrócił do gabinetu gubernatora w siedzibie władz stanowych i wręczył panu Larramore’owi pisemną prośbę o przeprowadzenie rozprawy rewizyjnej.Gubernator był na spotkaniu, miał dużo zajęć w tych dniach, lecz Larramore miał widzieć go zaraz po lunchu.Goodman zostawił swój numer telefonu w Millsaps–Bowie House i powiedział, że sam będzie dzwonił co jakiś czas.Pojechał następnie do swojego nowego biura, wyposażonego teraz w najlepsze meble, jakie udało mu się wynająć na dwa miesiące, za gotówkę oczywiście.Składane krzesła były pozostałością po kościelnej sali zebrań, jak wskazywały pieczątki na spodzie.Chwiejne stoliki również przeżyły swój limit nieoczekiwanych kolacji i hucznych wesel.Adwokat z podziwem przyjrzał się swojej pośpiesznie zorganizowanej siedzibie.Usiadł i z nowego telefonu komórkowego zadzwonił do swojej sekretarki w Chicago, gabinetu Adama w Memphis, swojej żony, by w końcu połączyć się z „gorącą linią” w biurze gubernatora, wyposażonego terazDo godziny szesnastej w czwartek Sąd Najwyższy stanu Missisipi nie odrzucił jeszcze wniosku o stwierdzenie niepoczytalności Sama.Niemal trzydzieści godzin minęło od jego złożenia.Adam, wściekły, sam zadzwonił do sądu.Nie chciało mu się wyjaśniać rzeczy oczywistych — pragnął tylko poznać odpowiedź.Nie łudził się, że sąd rozważa zasadność wniosku.Według Adama sąd opóźniał po prostu sprawę i uniemożliwiał Adamowi wniesienie jej do sądu federalnego.Adam czuł, że złagodzenie wyroku przez sąd stanowy jest nierealne.W sądach federalnych też panował zastój.Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych nie wydał jeszcze decyzji na temat legalności komory gazowej.Piąty Obwód przetrzymywał wniosek o stwierdzenie niewłaściwie prowadzonej obrony.W czwartek nic nie posuwało się naprzód.Sądy zachowywały się, jakby miały do czynienia ze zwykłymi pismami procesowymi, które należało przyjąć, zarejestrować, a potem odłożyć i rozpatrywać całymi latami.Adam potrzebował jakiejś zmiany sytuacji, najlepiej odroczenia, a jeśli to było niemożliwe, to przynajmniej debaty lub rozprawy, lub choćby odrzucenia wniosku, by mógł udać się z nim do następnej instancji.Spacerował gniewnie wokół stołu, nasłuchując brzęczenia telefonu.Miał dość i spacerowania, i telefonu.Po gabinecie walały się dziesiątki roboczych wersji kolejnych pism.Stół pokrywały zwały papieru.Do półki przyklejone były różowe i żółte karteczki z wiadomościami.Adam stwierdził nagle, że nie wytrzyma ani chwili dłużej.Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza.Powiedział Darlene, że idzie się przejść, i opuścił budynek.Dochodziła piąta, było widno i wciąż bardzo ciepło.Poszedł do Peabody Hotel na Union i wypił drinka w kącie koło fortepianu.Był to jego pierwszy drink od piątku w Nowym Orleanie i chociaż smakował mu, nie mógł przestać myśleć o Lee.Szukał jej wzrokiem w tłumie uczestników zjazdu kłębiącym się przy recepcji.Patrzył, jak Hall zapełnia się dobrze ubranymi ludźmi, i z jakiegoś powodu miał nadzieję, że ciotka pojawi się wśród nich.Gdzie chowa się ktoś, kto ma pięćdziesiąt lat i walczy o życie?Mężczyzna z włosami spiętymi w kucyk zatrzymał się opodal, przyjrzał Adamowi, a potem podszedł bliżej.— Przepraszam, sir.Czy pan jest może Adamem Hallem, obrońcą Samt j Cayhalla?Adam skinął głową.Mężczyzna uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że go rozpoznał.— Jestem Kirk Kleckner z „New York Timesa”.— Położył wizytówkę przed Adamem.— Jestem tutaj w związku z egzekucją pana Cayhalla.Waśnie przyleciałem.Czy mogę się dosiąść?Adam wskazał puste krzesło po drugiej stronie małego, okrągłego stolika.Kleckner usiadł.— Miałem szczęście, że pana tu znalazłem — powiedział, szczerząc zęby.Miał czterdzieści parę lat i typowy wygląd zahartowanego w bojach dziennikarza — zarost, bawełniany bezrękawnik narzucony na drelichową koszulę, dżinsy.— Rozpoznałem pana dzięki zdjęciom, które oglądałem w samolocie.— Miło mi — powiedział Adam sucho.— Czy możemy porozmawiać?— O czym?— Och, o wielu rzeczach.Rozumiem, że pański klient nie udziela wywiadów.— Zgadza się.— A pan?— Ja też nie.Możemy pogawędzić, ale tylko nieoficjalnie.— To utrudnia sprawę.— Naprawdę mnie to nie obchodzi.Nie interesuje mnie, jak trudna może j być pańska praca.— Cóż, to uczciwe podejście.— Miła kelnerka w krótkiej spódniczce podeszła do stolika, by przyjąć zamówienie.Kleckner poprosił o czarną kawę.— Kiedy ostatni raz widział pan swojego dziadka?— We wtorek.— Kiedy zobaczy się pan z nim ponownie?— Jutro.— Jak on się czuje?— Jakoś sobie radzi.Napięcie wzrasta, ale on się nie poddaje.— A pan?— Ja świetnie się bawię.— Nie, poważnie.Ma pan kłopoty z zaśnięciem, tego typu rzeczy?— Jestem zmęczony.Tak, mam kłopoty ze snem.Pracuję do późna, j jeżdżę w tę i z powrotem do więzienia.Sprawa zdecyduje się w ostatniej chwili, więc następne dni będą pełne roboty.— Opisywałem egzekucję Bundy’ego na Florydzie.To był dopiero cyrk.Jego obrońcy nie spali po czterdzieści osiem godzin/— Rzeczywiście, trudno jest znaleźć czas na relaks.— Czy podejmie się pan tego zadania ponownie? Wiem, że to nie pańska specjalność, ale czy kiedykolwiek jeszcze zgodzi się pan reprezentować człowieka skazanego na śmierć?— Tylko wtedy, kiedy będzie to kolejny członek rodziny.Teraz ja zadam panu pytanie.Dlaczego pisze pan o tych sprawach?— Od lat zajmuję się karą śmierci.To fascynujący temat.Chciałbym przeprowadzić wywiad z panem Cayhallem.Adam potrząsnął głową i dopił swojego drinka.— Nie ma mowy.Sam nie rozmawia z nikim.— Czy poprosi go pan w moim imieniu?— Nie.Nadeszła kelnerka z kawą.Kleckner zamieszał łyżeczką czarny płyn.Adam obserwował dum.— Rozmawiałem wczoraj w Waszyngtonie z Beniaminem Keysem.Nie był zaskoczony tym, że oskarżacie go teraz o niewłaściwie prowadzoną obronę.Powiedział, że spodziewał się tego.W tej chwili Adama niewiele obchodził Beniamin Keys i jego opinie.— To standardowe postępowanie.Muszę pędzić.Miło było pana spotkać.— Ale chciałem porozmawiać jeszcze o…— Proszę posłuchać, miał pan szczęście, że mnie pan spotkał — przerwał mu Adam wstając gwałtownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Hez miał trzydzieści jeden lat i starzał się szybko.Jego siwe włosy były dowodem utrapień związanych z czterdziestoma siedmioma mieszkańcami Bloku.Na ścianie nad biurkiem sekretarki w hallu wisiał mały kalendarz z wydrukowanymi u góry słowami: URODZINY W BLOKU ŚMIERCI Każdy dostawał egzemplarz, nic więcej.Budżet był napięty, a kalendarze drukowano zazwyczaj z pieniędzy zebranych w biurze.Pod kierownictwem Kerry’ego pracowało dwóch prawników i tylko jedna sekretarka.Kilku ochotników z wydziału prawa przychodziło do pomocy na parę godzin w tygodniu.Goodman rozmawiał z Kerrym przez ponad godzinę.Planowali ruchy na przyszły wtorek — ustalili, że Kerry będzie pełnił wartę w siedzibie Sądu Najwyższego stanu Missisipi.Goodman postanowił pilnować spraw w biurze gubernatora.John Bryan Glass miał zostać zwerbowany, by siedzieć w filii Piątego Obwodu przy sądzie federalnym w Jakcson.Jeden z byłych współpracowników Goodmana z Krawitz & Bone, który pracował teraz w Waszyngtonie, zgodził się już dyżurować przy biurze Urzędnika do Spraw Śmierci.Adam miał siedzieć ze swoim klientem na terenie Bloku i koordynować ostatnie działania.Kerry zgodził się uczestniczyć w specjalnym projekcie Goodmana.O jedenastej Goodman wrócił do gabinetu gubernatora w siedzibie władz stanowych i wręczył panu Larramore’owi pisemną prośbę o przeprowadzenie rozprawy rewizyjnej.Gubernator był na spotkaniu, miał dużo zajęć w tych dniach, lecz Larramore miał widzieć go zaraz po lunchu.Goodman zostawił swój numer telefonu w Millsaps–Bowie House i powiedział, że sam będzie dzwonił co jakiś czas.Pojechał następnie do swojego nowego biura, wyposażonego teraz w najlepsze meble, jakie udało mu się wynająć na dwa miesiące, za gotówkę oczywiście.Składane krzesła były pozostałością po kościelnej sali zebrań, jak wskazywały pieczątki na spodzie.Chwiejne stoliki również przeżyły swój limit nieoczekiwanych kolacji i hucznych wesel.Adwokat z podziwem przyjrzał się swojej pośpiesznie zorganizowanej siedzibie.Usiadł i z nowego telefonu komórkowego zadzwonił do swojej sekretarki w Chicago, gabinetu Adama w Memphis, swojej żony, by w końcu połączyć się z „gorącą linią” w biurze gubernatora, wyposażonego terazDo godziny szesnastej w czwartek Sąd Najwyższy stanu Missisipi nie odrzucił jeszcze wniosku o stwierdzenie niepoczytalności Sama.Niemal trzydzieści godzin minęło od jego złożenia.Adam, wściekły, sam zadzwonił do sądu.Nie chciało mu się wyjaśniać rzeczy oczywistych — pragnął tylko poznać odpowiedź.Nie łudził się, że sąd rozważa zasadność wniosku.Według Adama sąd opóźniał po prostu sprawę i uniemożliwiał Adamowi wniesienie jej do sądu federalnego.Adam czuł, że złagodzenie wyroku przez sąd stanowy jest nierealne.W sądach federalnych też panował zastój.Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych nie wydał jeszcze decyzji na temat legalności komory gazowej.Piąty Obwód przetrzymywał wniosek o stwierdzenie niewłaściwie prowadzonej obrony.W czwartek nic nie posuwało się naprzód.Sądy zachowywały się, jakby miały do czynienia ze zwykłymi pismami procesowymi, które należało przyjąć, zarejestrować, a potem odłożyć i rozpatrywać całymi latami.Adam potrzebował jakiejś zmiany sytuacji, najlepiej odroczenia, a jeśli to było niemożliwe, to przynajmniej debaty lub rozprawy, lub choćby odrzucenia wniosku, by mógł udać się z nim do następnej instancji.Spacerował gniewnie wokół stołu, nasłuchując brzęczenia telefonu.Miał dość i spacerowania, i telefonu.Po gabinecie walały się dziesiątki roboczych wersji kolejnych pism.Stół pokrywały zwały papieru.Do półki przyklejone były różowe i żółte karteczki z wiadomościami.Adam stwierdził nagle, że nie wytrzyma ani chwili dłużej.Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza.Powiedział Darlene, że idzie się przejść, i opuścił budynek.Dochodziła piąta, było widno i wciąż bardzo ciepło.Poszedł do Peabody Hotel na Union i wypił drinka w kącie koło fortepianu.Był to jego pierwszy drink od piątku w Nowym Orleanie i chociaż smakował mu, nie mógł przestać myśleć o Lee.Szukał jej wzrokiem w tłumie uczestników zjazdu kłębiącym się przy recepcji.Patrzył, jak Hall zapełnia się dobrze ubranymi ludźmi, i z jakiegoś powodu miał nadzieję, że ciotka pojawi się wśród nich.Gdzie chowa się ktoś, kto ma pięćdziesiąt lat i walczy o życie?Mężczyzna z włosami spiętymi w kucyk zatrzymał się opodal, przyjrzał Adamowi, a potem podszedł bliżej.— Przepraszam, sir.Czy pan jest może Adamem Hallem, obrońcą Samt j Cayhalla?Adam skinął głową.Mężczyzna uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że go rozpoznał.— Jestem Kirk Kleckner z „New York Timesa”.— Położył wizytówkę przed Adamem.— Jestem tutaj w związku z egzekucją pana Cayhalla.Waśnie przyleciałem.Czy mogę się dosiąść?Adam wskazał puste krzesło po drugiej stronie małego, okrągłego stolika.Kleckner usiadł.— Miałem szczęście, że pana tu znalazłem — powiedział, szczerząc zęby.Miał czterdzieści parę lat i typowy wygląd zahartowanego w bojach dziennikarza — zarost, bawełniany bezrękawnik narzucony na drelichową koszulę, dżinsy.— Rozpoznałem pana dzięki zdjęciom, które oglądałem w samolocie.— Miło mi — powiedział Adam sucho.— Czy możemy porozmawiać?— O czym?— Och, o wielu rzeczach.Rozumiem, że pański klient nie udziela wywiadów.— Zgadza się.— A pan?— Ja też nie.Możemy pogawędzić, ale tylko nieoficjalnie.— To utrudnia sprawę.— Naprawdę mnie to nie obchodzi.Nie interesuje mnie, jak trudna może j być pańska praca.— Cóż, to uczciwe podejście.— Miła kelnerka w krótkiej spódniczce podeszła do stolika, by przyjąć zamówienie.Kleckner poprosił o czarną kawę.— Kiedy ostatni raz widział pan swojego dziadka?— We wtorek.— Kiedy zobaczy się pan z nim ponownie?— Jutro.— Jak on się czuje?— Jakoś sobie radzi.Napięcie wzrasta, ale on się nie poddaje.— A pan?— Ja świetnie się bawię.— Nie, poważnie.Ma pan kłopoty z zaśnięciem, tego typu rzeczy?— Jestem zmęczony.Tak, mam kłopoty ze snem.Pracuję do późna, j jeżdżę w tę i z powrotem do więzienia.Sprawa zdecyduje się w ostatniej chwili, więc następne dni będą pełne roboty.— Opisywałem egzekucję Bundy’ego na Florydzie.To był dopiero cyrk.Jego obrońcy nie spali po czterdzieści osiem godzin/— Rzeczywiście, trudno jest znaleźć czas na relaks.— Czy podejmie się pan tego zadania ponownie? Wiem, że to nie pańska specjalność, ale czy kiedykolwiek jeszcze zgodzi się pan reprezentować człowieka skazanego na śmierć?— Tylko wtedy, kiedy będzie to kolejny członek rodziny.Teraz ja zadam panu pytanie.Dlaczego pisze pan o tych sprawach?— Od lat zajmuję się karą śmierci.To fascynujący temat.Chciałbym przeprowadzić wywiad z panem Cayhallem.Adam potrząsnął głową i dopił swojego drinka.— Nie ma mowy.Sam nie rozmawia z nikim.— Czy poprosi go pan w moim imieniu?— Nie.Nadeszła kelnerka z kawą.Kleckner zamieszał łyżeczką czarny płyn.Adam obserwował dum.— Rozmawiałem wczoraj w Waszyngtonie z Beniaminem Keysem.Nie był zaskoczony tym, że oskarżacie go teraz o niewłaściwie prowadzoną obronę.Powiedział, że spodziewał się tego.W tej chwili Adama niewiele obchodził Beniamin Keys i jego opinie.— To standardowe postępowanie.Muszę pędzić.Miło było pana spotkać.— Ale chciałem porozmawiać jeszcze o…— Proszę posłuchać, miał pan szczęście, że mnie pan spotkał — przerwał mu Adam wstając gwałtownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]