Pokrewne
- Strona Główna
- Dick Philip K Klany Ksiezyca Alfy (SCAN dal 9
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.5.Night.Huntress
- Aldani Lino Ksiezyc dwudziestu rak (SCAN da
- Bahdaj Adam Order z ksiezyca (SCAN dal 804) (2)
- Aldan Lino Ksiezyc dwudziestu rak
- Andre Norton Ksiezyc trzech pierscieni
- Bahdaj Adam Order z ksiezyca (2)
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.2
- King Stephen Lsnienie
- Crichton Michael Norton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po co psuć ją zadawaniem nieprzyjemnych, strasz-liwych pytań, które prowadzą wyłącznie do przerażających odpowiedzi? Na przy-kład: Jak sądzisz, w jaki sposób on nas zje, Pepsi? Przy pomocy noża i widelca?142A może po prostu wsadzi nas głową do musztardy, jak wiedeńskie parówki? Nie, nie sądzę, żeby to było tak, Mamo.Już nam pokazał, że potrafi byćwstrętny.Myślę, że zrobi coś innego. Więc teraz potrafisz czytać także w moich myślach? Zanim przytaknął,wydawał się zakłopotany. Jak często to robisz, młody człowieku? Tylko wtedy, gdy wyglądasz na zmartwioną albo naprawdę przestraszoną,Mamo.Słowo daję, tylko wtedy. Hmm.Twoja matka nie jest uradowana czytaniem w jej myślach.Bardzodziękuję.Podałam mu ostatnią z kanapek Sidneya Fasoli, które dano nam, zanim opu-ściliśmy łąkę.Mimo iż to ładnie brzmi, nie był to całkowicie altruistyczny gestz mojej strony, bo już od wieków nie byłam głodna.Chyba czasem coś jadłam,ale nie pamiętam gdzie ani kiedy. Chodzmy, Mamo.Mgła się chyba podnosi. Jak każdy dzieciak jadł ka-napkę przez całą drogę w dół i jeszcze wtedy, gdy wchodziliśmy wprost w zmą-coną mgłę.Szliśmy przez jakiś czas, zanim dotarliśmy do pierwszego dziecka.Mgła bar-dzo starannie je przed nami ukrywała.Delikatne, wiklinowe krzesła piaskowego koloru były ustawione wzdłużścieżki, mniej więcej co dwie stopy.Dzieci siedziały na nich.Niektóre miałyzatarte, powykrzywiane rysy twarzy rezultat najgorszych figlów natury albopracy szalonego chirurga-sadysty.Czarne, podbiegłe krwią sińce i jaskrawe żółtelub brązowe blizny wielkości szyn kolejowych porywały ten wyniszczony ludzkipejzaż.Niektóre z dzieci wyglądały, jakby w niewytłumaczalny sposób przeżyływypadki, w których, jeśli było na tym świecie jakieś miłosierdzie, powinno się impozwolić jak najszybciej umrzeć.Każdy kawałek ich ciała był albo obandażowanyi brutalnie wystawiony a pokaz, albo obficie krwawił.Wiele z tych poszarpanych,porozrywanych dzieci najwyrazniej było po prostu podpartych, bo kiedy je mi-jaliśmy, wolno osuwały się z krzeseł.Nie było słychać żadnego dzwięku.Ze strony dzieci nie dobiegały żadne jęki,krzyki ani płacze.Sytuację pogarszała szarawa mgła wisząca w powietrzu dookołai zakrywająca tło, które mogłoby zmiękczyć surowość widoku.Pepsi trzymał mnie za rękę i prowadził przez to piekło różowych i szaro nie-bieskich piżam, poplamionych bandaży, małych ciałek, które powinny hasać nahuśtawkach, w piaskownicach, na malutkich rowerkach z ciągle jeszcze docze-pionymi z tyłu dodatkowymi kółkami. Kim one są? Myślę, że to dzieci z Cafe, Mamo.Chodz, nie zatrzymuj się.Rząd dzieci ciągnął się i ciągnął, aż nadeszła chwila, kiedy wiedziałam, że niezniosę widoku następnego dziecka, więc zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Pep-143si mnie prowadził.Gdy tylko to zrobiłam, ze wszystkich stron uderzył we mniedzwięk ich głosów oraz ich ból.Wołały mamy, ojców, prosiły o wodę.Chciałymieć braciszków, zabawki, chciały, żeby przestało boleć.Dla dzieci wszystko jestwiększe, więc jaki musi być ich ból.Bez przerwy się potykałam, ale mimo to nieotworzyłam oczu.Pozbawiony wzroku mój umysł potęgował dzwięki dziecięcychpłaczów, ale nic nie mogło być gorsze od ich widoku.Nic. Mgła znika, Mamo.Widzę ścieżkę w górze, przed nami. Ile jeszcze musimy przejść? Nie wiem.Przed nami jest jeszcze wzgórze, które musimy pokonać.Myślę,że na nim jest Cafe.Znów się potykając, poczułam, jak grunt wznosi się.Zcisnęłam Pepsi za rękę,a on odwzajemnił mój uścisk. Teraz wszystko zniknęło.Chcesz spojrzeć, Mamo? Nie, nie chcę zobaczyć dzieci.Ich krzyki nasilały się, w miarę jak wzgórze piętrzyło się pod moimi stopami.Czułam, jak siła ciężkości czy też coś podobnego ciągnie nas w tył.Jak bardzopragnęłam poddać się tej sile! Cofnąć się o tysiąc.o milion mil, tak żeby towszystko zniknęło.Powrócił strach i inne uczucia, których pokonaniem tak bardzo się szczyci-łam.Zastanawiałam się, czy to moja krew jest tą rzeczą, która zaczęła mnie bolećw każdym zakątku ciała, ale to przecież głupota wszystko mnie bolało, bo za-częłam poddawać się panice.Bolało, bo tego nienawidziłam, bo wiedziałam, żestrach wygra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Po co psuć ją zadawaniem nieprzyjemnych, strasz-liwych pytań, które prowadzą wyłącznie do przerażających odpowiedzi? Na przy-kład: Jak sądzisz, w jaki sposób on nas zje, Pepsi? Przy pomocy noża i widelca?142A może po prostu wsadzi nas głową do musztardy, jak wiedeńskie parówki? Nie, nie sądzę, żeby to było tak, Mamo.Już nam pokazał, że potrafi byćwstrętny.Myślę, że zrobi coś innego. Więc teraz potrafisz czytać także w moich myślach? Zanim przytaknął,wydawał się zakłopotany. Jak często to robisz, młody człowieku? Tylko wtedy, gdy wyglądasz na zmartwioną albo naprawdę przestraszoną,Mamo.Słowo daję, tylko wtedy. Hmm.Twoja matka nie jest uradowana czytaniem w jej myślach.Bardzodziękuję.Podałam mu ostatnią z kanapek Sidneya Fasoli, które dano nam, zanim opu-ściliśmy łąkę.Mimo iż to ładnie brzmi, nie był to całkowicie altruistyczny gestz mojej strony, bo już od wieków nie byłam głodna.Chyba czasem coś jadłam,ale nie pamiętam gdzie ani kiedy. Chodzmy, Mamo.Mgła się chyba podnosi. Jak każdy dzieciak jadł ka-napkę przez całą drogę w dół i jeszcze wtedy, gdy wchodziliśmy wprost w zmą-coną mgłę.Szliśmy przez jakiś czas, zanim dotarliśmy do pierwszego dziecka.Mgła bar-dzo starannie je przed nami ukrywała.Delikatne, wiklinowe krzesła piaskowego koloru były ustawione wzdłużścieżki, mniej więcej co dwie stopy.Dzieci siedziały na nich.Niektóre miałyzatarte, powykrzywiane rysy twarzy rezultat najgorszych figlów natury albopracy szalonego chirurga-sadysty.Czarne, podbiegłe krwią sińce i jaskrawe żółtelub brązowe blizny wielkości szyn kolejowych porywały ten wyniszczony ludzkipejzaż.Niektóre z dzieci wyglądały, jakby w niewytłumaczalny sposób przeżyływypadki, w których, jeśli było na tym świecie jakieś miłosierdzie, powinno się impozwolić jak najszybciej umrzeć.Każdy kawałek ich ciała był albo obandażowanyi brutalnie wystawiony a pokaz, albo obficie krwawił.Wiele z tych poszarpanych,porozrywanych dzieci najwyrazniej było po prostu podpartych, bo kiedy je mi-jaliśmy, wolno osuwały się z krzeseł.Nie było słychać żadnego dzwięku.Ze strony dzieci nie dobiegały żadne jęki,krzyki ani płacze.Sytuację pogarszała szarawa mgła wisząca w powietrzu dookołai zakrywająca tło, które mogłoby zmiękczyć surowość widoku.Pepsi trzymał mnie za rękę i prowadził przez to piekło różowych i szaro nie-bieskich piżam, poplamionych bandaży, małych ciałek, które powinny hasać nahuśtawkach, w piaskownicach, na malutkich rowerkach z ciągle jeszcze docze-pionymi z tyłu dodatkowymi kółkami. Kim one są? Myślę, że to dzieci z Cafe, Mamo.Chodz, nie zatrzymuj się.Rząd dzieci ciągnął się i ciągnął, aż nadeszła chwila, kiedy wiedziałam, że niezniosę widoku następnego dziecka, więc zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Pep-143si mnie prowadził.Gdy tylko to zrobiłam, ze wszystkich stron uderzył we mniedzwięk ich głosów oraz ich ból.Wołały mamy, ojców, prosiły o wodę.Chciałymieć braciszków, zabawki, chciały, żeby przestało boleć.Dla dzieci wszystko jestwiększe, więc jaki musi być ich ból.Bez przerwy się potykałam, ale mimo to nieotworzyłam oczu.Pozbawiony wzroku mój umysł potęgował dzwięki dziecięcychpłaczów, ale nic nie mogło być gorsze od ich widoku.Nic. Mgła znika, Mamo.Widzę ścieżkę w górze, przed nami. Ile jeszcze musimy przejść? Nie wiem.Przed nami jest jeszcze wzgórze, które musimy pokonać.Myślę,że na nim jest Cafe.Znów się potykając, poczułam, jak grunt wznosi się.Zcisnęłam Pepsi za rękę,a on odwzajemnił mój uścisk. Teraz wszystko zniknęło.Chcesz spojrzeć, Mamo? Nie, nie chcę zobaczyć dzieci.Ich krzyki nasilały się, w miarę jak wzgórze piętrzyło się pod moimi stopami.Czułam, jak siła ciężkości czy też coś podobnego ciągnie nas w tył.Jak bardzopragnęłam poddać się tej sile! Cofnąć się o tysiąc.o milion mil, tak żeby towszystko zniknęło.Powrócił strach i inne uczucia, których pokonaniem tak bardzo się szczyci-łam.Zastanawiałam się, czy to moja krew jest tą rzeczą, która zaczęła mnie bolećw każdym zakątku ciała, ale to przecież głupota wszystko mnie bolało, bo za-częłam poddawać się panice.Bolało, bo tego nienawidziłam, bo wiedziałam, żestrach wygra [ Pobierz całość w formacie PDF ]