Pokrewne
- Strona Główna
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoć nas połšczy
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Lem Stanislaw Cyberiada (SCAN dal 851)
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- urodze-zycie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były tam kobiety i błyskające kolorowe światła, a on, Sian Po, jakimś cudem wygrał astronomiczną sumę pieniędzy.Stosy banknotów otaczały go ze wszystkich stron.Pukanie do drzwi obudziło go akurat w chwili, kiedy - we śnie - zaczynał tańczyć ze wspaniałą blondynką, która powiedziała mu, że przebyła daleką drogę z Danii specjalnie po to, żeby dotrzymać mu towarzystwa.Sian Po otworzył oczy.Resztki snu uleciały, gdy rozejrzał się po swoim niewielkim mieszkaniu, do którego zasłony nie wpuszczały światła dziennego.Gdzie zniknęła jego seksowna tancerka? Zmarszczył brwi, uświadomiwszy sobie, że nigdy nie istniała, po czym spojrzał na budzik.Była piąta rano.Słyszał coś, czy tylko mu się zdawało?Ponownie rozległo się pukanie do drzwi.Wciąż jeszcze trochę zdezorientowany, zwlókł się z łóżka i podszedł do drzwi w pidżamie.- Kto tam? - zapytał chrapliwym głosem, przecierając oczy.- Coś dla pana od Gaffoora - dotarł z korytarza przytłumiony męski głos.Senność opuściła Sian Po w tej samej chwili, w której usłyszał nazwisko swojego człowieka w CID.Szybko przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi.Stojący w progu mężczyzna miał około trzydziestki.Ubrany był w cywilne rzeczy: jasną koszulę z wełny i sportową kurtkę.Jeszcze jeden detektyw, pomyślał komendant.- Pracujesz w zespole Gaffoora? - zapytał.Mężczyzna wzruszył ramionami, wydobył z wewnętrznej kieszeni kurtki białą kopertę i wyciągnął ją ku Sian Po.- Niech pan to weźmie, ke yi bu ke yi - powiedział.Policjant odebrał przesyłkę.Mężczyzna stał tam jeszcze przez chwilę, patrząc na gospodarza pustym wzrokiem.- Powiem Gaffoorowi, że odebrał pan jego wiadomość - oznajmił, po czym obrócił się i zszedł do holu.Zatrzasnąwszy za nim drzwi, Sian Po niecierpliwie rozerwał kopertę.W środku była złożona na pół kartka papieru.Rozprostował ją i przeczytał krótką wiadomość zapisaną w poprzek arkusika.Na jego ściśniętych rysach odmalowało się podniecenie.Niewiarygodne, pomyślał.Po prostu niewiarygodne.Nie zważając na wczesną porę, Sian Po podbiegł do nocnego stolika, w swoim notatniku odnalazł numer Grubego B i zatelefonował do niego.Pomyślał, że sen, który miał jeszcze przed chwilą, był proroczy.Wygrał właśnie fortunę.22WASZYNGTON l JAPONIA27/28 WRZEŚNIA 2000Prezydent przechadzał się po korytarzu przed Gabinetem Wschodnim Białego Domu.Ze środka docierały do niego odgłosy chaotycznych rozmów dziennikarzy, prominentnych członków Kongresu i innych oficjalnych gości zaproszonych na ceremonię podpisania Karty Morrisona-Fiore'a.Prezydent był zdenerwowany i zarazem zniecierpliwiony: chciał jak najszybciej przyłożyć pióro do papieru.Był zdenerwowany, ponieważ chciał podpisać tę kartę w zaciszu swojego gabinetu, siedząc przy solidnym biurku.Chciał ją podpisać spokojnie o północy, kiedy słońce już zajdzie, a za oknem zabłysną światła miasta otaczającego Kapitol, i kiedy wszyscy ludzie będą już w swoich albo cudzych łóżkach, albo nawet między łóżkami, zapinając guziki, rozpinając guziki, szamocząc się czy robiąc cokolwiek, na co tylko mieliby ochotę.Niecierpliwiło go natomiast, że musi zmienić podpisanie dokumentu w wielkie przedstawienie: złożyć ten cholerny podpis w blasku skupionych na nim reflektorów, obserwowany przez stojące w odległości zaledwie dziewięciu stóp obiektywy kamer stacji C-SPAN.A chciał mieć już to z głowy i zwrócić uwagę opinii publicznej na coś, co jego zdaniem ma o wiele większe znaczenie - na SEAPAC, dziecko, które pieścił i kształtował od samego początku, które na jego oczach i pod jego ścisłą kuratelą nabrało właściwych wymiarów i treści.Był to traktat, który prezydent Ballard uważał za najważniejsze osiągnięcie polityczne swojej kadencji.Wierzył, że ten właśnie dokument stanie się podstawą nowej współpracy strategicznej i logistycznej w całym rejonie Pacyfiku.Był pewny, że umocni on związki Ameryki z jej azjatyckimi partnerami i zabezpieczy interesy w regionie.Czym wobec tego paktu była Karta Morrisona-Fiore'a, jeśli nie tylko rodzącym spory aktemprawnym ułatwiającym wprowadzanie ograniczeń handlowych, które i tak obchodzono, wykorzystując niezliczone furtki prawne.Z każdą chwilą coraz bardziej zniecierpliwiony, nie mogąc się doczekać momentu, w którym usiądzie za biurkiem i podpisze kartę, prezydent zajrzał do sali.Główny organizator ceremonii, sekretarz prasowy Brian Terskoff, stał na prawo od drzwi i gawędził w najlepsze z jakąś młodą kobietą.Ballard rozpoznał w niej ważną figurę działu wiadomości jednej z większych sieci telewizyjnych.Sieci, w której Terskoff mógłby być bardzo mile widziany po tym, jak on, prezydent, kopnie go wreszcie w tyłek, na co ten uparty sukinsyn już dawno sobie zasłużył.A właściwie, czy znajdzie się lepsza chwila, żeby go wyrzucić? - pomyślał nagle Ballard.Pochwycił spojrzenie Terskoffa i przywołał go, kiwając palcem wskazującym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Były tam kobiety i błyskające kolorowe światła, a on, Sian Po, jakimś cudem wygrał astronomiczną sumę pieniędzy.Stosy banknotów otaczały go ze wszystkich stron.Pukanie do drzwi obudziło go akurat w chwili, kiedy - we śnie - zaczynał tańczyć ze wspaniałą blondynką, która powiedziała mu, że przebyła daleką drogę z Danii specjalnie po to, żeby dotrzymać mu towarzystwa.Sian Po otworzył oczy.Resztki snu uleciały, gdy rozejrzał się po swoim niewielkim mieszkaniu, do którego zasłony nie wpuszczały światła dziennego.Gdzie zniknęła jego seksowna tancerka? Zmarszczył brwi, uświadomiwszy sobie, że nigdy nie istniała, po czym spojrzał na budzik.Była piąta rano.Słyszał coś, czy tylko mu się zdawało?Ponownie rozległo się pukanie do drzwi.Wciąż jeszcze trochę zdezorientowany, zwlókł się z łóżka i podszedł do drzwi w pidżamie.- Kto tam? - zapytał chrapliwym głosem, przecierając oczy.- Coś dla pana od Gaffoora - dotarł z korytarza przytłumiony męski głos.Senność opuściła Sian Po w tej samej chwili, w której usłyszał nazwisko swojego człowieka w CID.Szybko przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi.Stojący w progu mężczyzna miał około trzydziestki.Ubrany był w cywilne rzeczy: jasną koszulę z wełny i sportową kurtkę.Jeszcze jeden detektyw, pomyślał komendant.- Pracujesz w zespole Gaffoora? - zapytał.Mężczyzna wzruszył ramionami, wydobył z wewnętrznej kieszeni kurtki białą kopertę i wyciągnął ją ku Sian Po.- Niech pan to weźmie, ke yi bu ke yi - powiedział.Policjant odebrał przesyłkę.Mężczyzna stał tam jeszcze przez chwilę, patrząc na gospodarza pustym wzrokiem.- Powiem Gaffoorowi, że odebrał pan jego wiadomość - oznajmił, po czym obrócił się i zszedł do holu.Zatrzasnąwszy za nim drzwi, Sian Po niecierpliwie rozerwał kopertę.W środku była złożona na pół kartka papieru.Rozprostował ją i przeczytał krótką wiadomość zapisaną w poprzek arkusika.Na jego ściśniętych rysach odmalowało się podniecenie.Niewiarygodne, pomyślał.Po prostu niewiarygodne.Nie zważając na wczesną porę, Sian Po podbiegł do nocnego stolika, w swoim notatniku odnalazł numer Grubego B i zatelefonował do niego.Pomyślał, że sen, który miał jeszcze przed chwilą, był proroczy.Wygrał właśnie fortunę.22WASZYNGTON l JAPONIA27/28 WRZEŚNIA 2000Prezydent przechadzał się po korytarzu przed Gabinetem Wschodnim Białego Domu.Ze środka docierały do niego odgłosy chaotycznych rozmów dziennikarzy, prominentnych członków Kongresu i innych oficjalnych gości zaproszonych na ceremonię podpisania Karty Morrisona-Fiore'a.Prezydent był zdenerwowany i zarazem zniecierpliwiony: chciał jak najszybciej przyłożyć pióro do papieru.Był zdenerwowany, ponieważ chciał podpisać tę kartę w zaciszu swojego gabinetu, siedząc przy solidnym biurku.Chciał ją podpisać spokojnie o północy, kiedy słońce już zajdzie, a za oknem zabłysną światła miasta otaczającego Kapitol, i kiedy wszyscy ludzie będą już w swoich albo cudzych łóżkach, albo nawet między łóżkami, zapinając guziki, rozpinając guziki, szamocząc się czy robiąc cokolwiek, na co tylko mieliby ochotę.Niecierpliwiło go natomiast, że musi zmienić podpisanie dokumentu w wielkie przedstawienie: złożyć ten cholerny podpis w blasku skupionych na nim reflektorów, obserwowany przez stojące w odległości zaledwie dziewięciu stóp obiektywy kamer stacji C-SPAN.A chciał mieć już to z głowy i zwrócić uwagę opinii publicznej na coś, co jego zdaniem ma o wiele większe znaczenie - na SEAPAC, dziecko, które pieścił i kształtował od samego początku, które na jego oczach i pod jego ścisłą kuratelą nabrało właściwych wymiarów i treści.Był to traktat, który prezydent Ballard uważał za najważniejsze osiągnięcie polityczne swojej kadencji.Wierzył, że ten właśnie dokument stanie się podstawą nowej współpracy strategicznej i logistycznej w całym rejonie Pacyfiku.Był pewny, że umocni on związki Ameryki z jej azjatyckimi partnerami i zabezpieczy interesy w regionie.Czym wobec tego paktu była Karta Morrisona-Fiore'a, jeśli nie tylko rodzącym spory aktemprawnym ułatwiającym wprowadzanie ograniczeń handlowych, które i tak obchodzono, wykorzystując niezliczone furtki prawne.Z każdą chwilą coraz bardziej zniecierpliwiony, nie mogąc się doczekać momentu, w którym usiądzie za biurkiem i podpisze kartę, prezydent zajrzał do sali.Główny organizator ceremonii, sekretarz prasowy Brian Terskoff, stał na prawo od drzwi i gawędził w najlepsze z jakąś młodą kobietą.Ballard rozpoznał w niej ważną figurę działu wiadomości jednej z większych sieci telewizyjnych.Sieci, w której Terskoff mógłby być bardzo mile widziany po tym, jak on, prezydent, kopnie go wreszcie w tyłek, na co ten uparty sukinsyn już dawno sobie zasłużył.A właściwie, czy znajdzie się lepsza chwila, żeby go wyrzucić? - pomyślał nagle Ballard.Pochwycił spojrzenie Terskoffa i przywołał go, kiwając palcem wskazującym [ Pobierz całość w formacie PDF ]