[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dojdę bosa albo do Chreptiowa, albo do śmierci - myślałaBasia.I uśmiech żałosny rozświecał jej twarzyczkę, bo cieszyło jąjednak, że idzie tak wytrwale i że jeśli zamrze w drodze, to Michałnie będzie mógł jej pamięci nic a nic zarzucić.I ponieważ terazrozmawiała już ciągle z mężem, więc zaraz rzekła:419 Henryk Sienkiewicz Oj, Michałku, inna by i tyle nie dokazała, na przykład Ewka.O Ewce przychodziło jej nieraz myśleć w czasie tej ucieczki, nie-raz też modliła się za nią, bo to było dla niej jasne, że jeśli Azjanie kochał tej dziewczyny, tedy los jej i wszystkich innych jeńcóww Raszkowie pozostałych będzie straszny. Gorzej im niż mnie - powtarzała sobie co chwila i na myślo tym nabierała nowych sił.Ale teraz, gdy upłynęła jedna godzi-na, druga i trzecia, sił tych ubywało za każdym krokiem.Powolisłońce zatoczyło się za Dniestr i oblawszy niebo zorzą czerwonązgasło.Znieg nabrał fioletowego odblasku.Potem owa złocistai purpurowa topiel zórz poczęła ciemnieć i zwężać się coraz bardziej;z morza rozlanego do wpół nieba zmieniła się w jezioro, z jezioraw rzekę, z rzeki w strumień, na koniec zabłyszczała jak świetlistanić rozciągnięta na zachodzie - i ustąpiła ciemności.Nastała noc.Upłynęła jeszcze godzina.Bór stał się czarny i tajemniczy, a nieporuszony żadnym powiewem, milczał, jakby się skupiał rozwa-żał, co ma uczynić z tym oto biednym, zabłąkanym stworzeniem.Nie było jednak nic dobrego w tej jego martwocie i ciszy, owszem,była nieczułość i zdrętwiałość.Basia szła ciągle, chwytając corazszybciej spieczonymi ustami powietrze, padała też coraz częścieji z powodu ciemności, i braku sił.Główkę miała zadartą do góry, ale nie patrzyła już na przewodniWielki Wóz, bo straciła zupełnie poczucie kierunku.Szła, żebyiść.Szła dlatego, że poczęły na nią nadlatywać przedśmiertne wi-dzenia, bardzo jasne i słodkie.Oto na przykład cztery strony borupoczynają się zbiegać szybko, łączą się w cztery ściany i tworząświetlicę chreptiowską.Basia jest w niej i widzi wszystko wyraznie.Na kominie pali się wielki ogień, a na ławach siedzą, jako zwykle,oficerowie; pan Zagłoba przekomarza się z panem Snitką; panMotowidło siedzi milczący i patrzy w płomień, a gdy w płomieniucoś zapiszczy, to mówi swym przeciągłym głosem:  Duszo czyść-cowa, czego potrzebujesz? Pan Muszalski i pan Hromyka grają420 Pan Wołodyjowskiw kości z Michałem.Basia przychodzi ku nim i mówi:  Michałku,siędę na ławie i trocha się przytulę, bo mi nieswojo. Michał wnetją obejmuje:  Co ci, kocie? a może?. I pochyla się do jej ucha,i coś szepce, a ona odpowiada:  Oj, jak mi nieswojo! Co to za jasnai spokojna świetlica, jaki kochany ten Michał - jeno Basi coś taknieswojo, że aż ją trwoga bierze.Basi jest tak dalece nieswojo, że gorączka opuszcza ją nagle,bo już zmogło ją przedśmiertne osłabienie.Widzenia znikają.Przytomność, a z nią pamięć wraca. Uciekam przed Azją - mówisobie Basia - jestem w lesie, w nocy, nie mogę dojść do Chreptiowai umieram.Po gorącu chłód obejmuje ją teraz szybko i przedostaje się przezciało aż do kości.Nogi uginają się pod nią i klęka wreszcie w śniegu,przed drzewem.Najmniejsza chmurka nie zaciemnia teraz jej umy-słu.%7łal jej życia okrutnie, ale wie doskonale, że umiera, i pragnącpolecić duszę Bogu, poczyna mówić przerywanym głosem:- W imię Ojca i Syna.Dalszą modlitwę przerywają jej naraz jakieś głosy dziwaczne,ostre, przerazliwe i skrzypiące; rozlegają się one przykro i donośniew ciszy nocnej.Basia otwiera usta.Pytanie:  Co to jest? , zamierajej na wargach.Na chwilę przykłada drżące palce do twarzy, jakbysię chciała rozbudzić, jakby uszom własnym nie chciała dać wiary,i z ust jej wyrywa się nagle krzyk:- O Jezu, o Jezu! to żurawie studzienne, to Chreptiów! o Jezu!Po czym ta konająca przed chwilą istota zrywa się i dysząc,drżąc, z oczyma wezbranymi łzami, z falującą piersią pędzi przezlas, upada i podnosi się znowu, powtarzając:- Tam konie poją! To Chreptiów! to nasze żurawie! Chociaż dobramy! choć do bramy.O Jezu!.Chreptiów, Chreptiów!.A tu las rzednie, odkrywa się śnieżne pole i wzgórze, z któregokilkanaście par błyszczących oczu spogląda na biegnącą Basię.Leczto nie oczy wilcze.Ach, to okna chreptiowskie migocą słodkim,421 Henryk Sienkiewiczjasnym i zbawczym światłem - to fortalicja, tam na wzgórzu, wła-śnie tą wschodnią stroną zwrócona do lasu.Było jeszcze drogi nastajanie, ale Basia nie wiedziała już, kiedy ją przebiegła.%7łołnierzestojący od strony wsi przy bramie nie poznali jej po ciemku, alepuścili sądząc, że to pachołek za czymś wysłany wraca do komen-danta; więc ostatnim tchem wpadła do środka, przebiegła przezmajdan obok żurawianych studni, przy których dragoni, wróciwszyprzed chwilą z objazdu, poili na noc konie - i stanęła we drzwiachgłównego domu.Mały rycerz z panem Zagłobą siedzieli właśniekonno na ławie przed ogniem i popijając krupnik rozmawialio Basi, mniemając, że ona tam hen, gdzieś, zagospodarowywa sięw Raszkowie.Obaj byli markotni, bo im tęskno było za nią okrutnie,i obaj co dzień spierali się o termin jej powrotu.- Broń Boże nagłych odwilży, dżdżów i roztopów, to Bóg wie,kiedy wróci - mówił posępnie pan Zagłoba.- Zima jeszcze zdzierży - odrzekł mały rycerz - a za jakie ośmalbo dziesięć dni będę już coraz to spoglądał ku Mohilowu.- Wolałbym, żeby nie była wyjeżdżała.Nic tu po mnie bez niejw Chreptiowie.- A czemuś waćpan radził?- Nie zmyślaj, Michale! Twoją się to głową stało.- Byle tylko zdrowo wróciła!Tu westchnął mały rycerz i dodał:- Zdrowo i jako najprędzej!.Wtem skrzypnęły drzwi i jakieś małe, nędzne, obdarte, pokryteśniegiem stworzenie poczęło piszczeć żałośnie u proga:- Michale, Michale!.Mały rycerz zerwał się, ale w pierwszej chwili tak zdumiał, że sta-nął jak skamieniały na miejscu, ręce otworzył, oczyma jął mrugać -i stał.Lecz ona zbliżyła się mówiąc z wysileniem, a raczej jęcząc:- Michale!.Azja zdradził.mnie chciał porwać.alem uciekłai [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl