[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinienem był zrozumieć od razu, ale nie zrozu-miałem; tak trudno jest naszym umysłom % pamiętającym tak wiele, tak bardzo wykształco-nym, wiedzącym o tylu rzeczach % nawiązać kontakt z żywą rzeczywistością, o którą sięocieramy.Mając głowę pełną narzuconych z góry wyobrażeń, jak należy postępować w spra-wie  Ludożerstwa wśród rozbitków na morzu , zapytałem:% Więc pan miał takie szczęście przy ciągnieniu losów?% Losów? % powiedział.% Jakich losów? Pan myśli, że byłbym pozwolił, aby puszczonomoje życie na losowanie?Zrozumiałem, że oparłby się temu bezwzględnie, choćby kosztem cudzego życia.% To było wielkie nieszczęście.Straszne.Okropne % powiedział.% Wielu ludzi straciłozmysły, ale najlepsi przetrwali.% Najtwardsi, chciał pan powiedzieć rzekłem.Zamyślił się nad tym słowem.Może go nieznał, chociaż mówił tak dobrze po angielsku.105 % Tak % potwierdził wreszcie.% Najlepsi.Przy końcu każdy polegał na sobie, a okręt byłdostępny dla wszystkich.I tak od pytania do pytania wydobyłem z niego całą historię.Zdaje mi się, że tylko w tensposób mogłem mu pomóc tej nocy.Na pozór przynajmniej przyszedł zupełnie do siebie;pierwszą tego oznaką był powrót dziwacznego gestu, polegającego na przeciąganiu rękami potwarzy; ów gest nabrał teraz dla mnie znaczenia w połączeniu z lekkim wstrząsem całegociała i namiętnym niepokojem tych rąk, odsłaniających głodną, nieporuszoną twarz i rozsze-rzone zrenice spragnionych, niemych, przykuwających oczu.Działo się to na żelaznym parowcu bardzo solidnego pochodzenia.Zbudował go burmistrzmiasta, gdzie się Falk urodził.Był to pierwszy wypadek, że spuszczono tam parowiec na mo-rze.Ochrzciła go córka burmistrza.Wieśniacy okoliczni przebyli w wózkach całe mile, abygo obejrzeć.Falk opowiedział mi to wszystko.Przyjęto go w charakterze, jak się u nas mówi,pierwszego oficera.Zdaje się, iż uważał to za wyróżnienie; a trzeba dodać, że w swojej ro-dzinnej okolicy ten miłośnik życia był dobrze skoligacony.Burmistrz miał postępowe pojęcia o zawodzie armatora.W owych czasach nie każdy po-siadał dość wiadomości, aby wysłać parowiec z ładunkiem na Ocean Spokojny.Naładowanostatek balami smołowej sosny i popłynął na poszukiwanie szczęścia.Zdaje się, że Wellingtonbył pierwszym portem, do którego mieli zawinąć.Zresztą, to nie ma znaczenia, ponieważ naczterdziestym czwartym stopniu szerokości południowej, gdzieś wpół drogi między Przyląd-kiem Dobrej Nadziei i Nową, Zelandią, pękł wał śrubowy i śruba odpadła.Płynęli wówczas w silnym sztormie od rufy pod wszystkimi żaglami, żeby pomóc maszy-nom.Ale sama siła pędna żagli nie wystarczała do utrzymania sterownej szybkości.Kiedyśruba się urwała, statek wykręcił nagle burtą do wiatru i fali, a maszty zmiotło z pokładu.Utrata masztów miała tę złą stronę, że nie było na czym wywiesić sygnałów flagowych,aby dać się widzieć na odległość.W ciągu paru pierwszych dni kilka okrętów nie dostrzegło Borgmestra Dahla , a sztorm znosił statek z uczęszczanego szlaku.Od pierwszej chwili po-dróż nie zapowiadała się ani bardzo pomyślnie, ani bardzo harmonijnie.Kłótnie wybuchałyna pokładzie.Kapitan, człowiek zdolny, był melancholikiem i nie miał wielkiej władzy nadzałogą.Okręt został obficie zaopatrzony w żywność, ale tak się jakoś stało, że kilka beczekmięsa zepsuło się i wkrótce po opuszczeniu kraju trzeba je było wyrzucić za burtę ze wzglę-dów zdrowotnych.Załoga  Borgmestra Dahla myślała potem o tej zgniłej padlinie ze łzamiżalu, pożądania i rozpaczy.Statek dryfował na południe.Z początku zachowywano pozory pewnej organizacji, alewkrótce więzy karności się rozluzniły.Wszystkich ogarnęło ponure lenistwo.Patrzyli na wid-nokrąg posępnymi oczami.Sztormy były coraz częstsze, statek leżał w dolinie fali; grzywaczeprzewalały się wciąż po pokładzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl