[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janet Emery, korpulentna pielęgniarka pełniąca nocny dyżur, weszła do środka.Jej blond włosy jaśniały w półmroku.Milcząc, zbliżyła się do łóżka.Gumowe podeszwy butów sprawiały, że jej kroki były niesłyszalne.Zaświeciła małą latarkę, po czym zmierzyła Becky ciśnienie krwi, tętno i temperaturę.Dziewczynka poruszyła się przez sen, lecz natychmiast ponownie znieruchomiała.— Wszystko ładnie i w normie — odezwała się cicho Janet.Kim skinął głową.— Może powinniście państwo iść do domu — dodała pielęgniarka.— Nie spuszczę z oka waszego małego aniołka.— Dziękuję, ale wolę zostać — oznajmił Kim.— Wydaje mi się, że odpoczynek dobrze by państwu zrobił — upierała się.— To był długi dzień.— Niech pani po prostu robi swoje — mruknął Kim.— Oczywiście — odparła Janet wesoło.Przesunęła się w stronę drzwi i zniknęła cicho.Tracy otworzyła oczy i ujrzała Kima.Przedstawiał opłakany widok; jego włosy były rozwichrzone, twarz pokryta szczeciną.Mdłe światło akcentowało jego zapadłe policzki, nadając oczodołom wygląd czarnych dziur.— Kim! — odezwała się.— Nie możesz nad sobą panować? W ten sposób nie pomagasz nikomu, nawet sobie.Tracy czekała na odpowiedź, ale ta nie nadeszła.Kim sprawiał wrażenie rzeźby przedstawiającej milczące cierpienie.Tracy westchnęła i przeciągnęła się.— Jak tam Becky?— Trzyma się.Operacja usunęła bezpośrednie zagrożenie.Zabieg trwał krótko.Prawdę mówiąc — jak James poinformował Kima — większość czasu dokładnie płukali jamę brzuszną, żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia.Po operacji Becky leżała przez jakiś czas w sali pooperacyjnej, potem wróciła na poprzednie piętro.Kim poprosił, aby umieszczono ją w sali intensywnej opieki, ale prośbę odrzucono.— Opowiedz mi jeszcze raz o kolostomii — poprosiła Tracy.— Mówiłeś, że rana może się zagoić w kilka tygodni.— Coś koło tego — przyznał ze zmęczeniem Kim.— Jeśli wszystko dobrze pójdzie.— Dla Becky to był wielki wstrząs.Do tego jeszcze ta rurka w nosie.Z trudem daje sobie radę.Co gorsza, czuje się oszukana, bo nikt jej nie uprzedził, co może ją spotkać.— Nic nie można było na to poradzić — warknął Kim.Odchylił się i opadł na krzesło podobne do tego, na którym siedziała Tracy.Oparł łokcie na twardych podłokietnikach, ukrył twarz w dłoniach.Teraz Tracy widziała tylko czubek jego głowy wystający nad łóżkiem Becky.Nie poruszał się.Posąg przedstawiający milczące cierpienie zastygł w jeszcze bardziej ekspresyjnej pozie.Widok przygnębionego Kima zmusił Tracy do zastanowienia się nad całą sytuacją z jego punktu widzenia.Odwołując się do swoich doświadczeń terapeutycznych, Tracy uświadomiła sobie, jak ciężko musi mu być w tej chwili, biorąc pod uwagę nie tylko jego wiedzę medyczną, ale także — co ważniejsze — jego narcyzm.Raptownie złość, jaką do niego czuła, stopniała bez śladu.— Kim, — odezwała się.— Może powinieneś pójść do domu.Myślę, że musisz nabrać trochę dystansu i odpocząć.Poza tym masz jutro pacjentów.Ja mogę zostać.Opuszczę kilka lekcji.— Nie zmrużyłbym oka, nawet gdybym pojechał do domu — odparł Kim, nie odejmując rąk od twarzy.— Za dużo już wiem.Gdy Becky znajdowała się w sali operacyjnej, Kim studiował w bibliotece publikacje na temat zespołu hemolityczno-mocznicowego.To, czego się dowiedział, było przerażające i przytłaczające.Wszystko, o czym mówiła mu Kathleen, okazało się prawdą.Zespół hemolityczno-mocznicowy był straszną chorobą.Kim mógł mieć tylko nadzieję, że Becky zapadła na coś innego.Problem w tym, że wszystko wskazywało na ten właśnie syndrom.— Wiesz, Kim, zaczynam rozumieć, jak trudna jest dla ciebie ta sytuacja, pominąwszy twoje wykształcenie medyczne — wyznała szczerze Tracy.Kim odsunął ręce od twarzy i spojrzał w stronę Tracy.— Błagam, nie serwuj mi swoich psychologicznych bzdur.Nie teraz!— Nazwij to, jak chcesz — odparła.— Ale zdaję sobie sprawę, że pewnie pierwszy raz w życiu stanąłeś wobec poważnego problemu, którego nie możesz pokonać ani siłą woli, ani swoimi kwalifikacjami.Myślę, że to ciąży ci najbardziej.— Owszem, ja natomiast sądzę, że ciebie to w ogóle nie obchodzi.— Wręcz przeciwnie — zaoponowała Tracy.— Bardzo mnie obchodzi.Ale dla ciebie to co innego.Myślę, że musisz uporać się z czymś więcej niż tylko stan zdrowia Becky.Musisz zmierzyć się z nowymi granicami, nowymi barierami, które przeszkadzają ci skutecznie nieść pomoc Becky.Za to płaci się wysoką cenę.Rozdział 10Czwartek, 22 styczniaKoniec końców Kim pojechał do domu, ale tak jak się spodziewał, spał bardzo krótko, dręczony przez niespokojne sny.Kilka z nich było dla niego niezrozumiałych; wyśmiewano się z niego za słabe oceny, które dostał z testów w college’u.O wiele bardziej przerażający koszmar dotyczył Becky i Kim łatwo mógł go zrozumieć.We śnie Becky spadła z nabrzeża do spienionego morza.Chociaż on także tam był, nie mógł podać Becky ręki, niezależnie od tego, jak bardzo się starał.Gdy się obudził, był zlany potem.Mimo że mało wypoczął, powrót do domu dał mu okazję, żeby wziąć prysznic i ogolić się.Przynajmniej nieco odświeżony, Kim był z powrotem w samochodzie tuż po piątej rano.Jechał po prawie pustych ulicach lśniących od śniegowego puchu.Stan Becky nie zmienił się od czasu, gdy ją opuścił.Spała pogrążona w złudnie spokojnym śnie.Tracy również mocno spała — zwinęła się na winylowym krześle, okryta szpitalnym kocem.W dyżurce pielęgniarek Kim podszedł do Janet Emery wypełniającej karty szpitalne pacjentów.— Przepraszam, jeśli byłem wczoraj zbyt szorstki — odezwał się Kim.Usiadł ciężko na krześle obok Janet.Wyjął z półki kartę Becky.— Nie wzięłam sobie tego do serca — odpowiedziała Janet.— Wiem, jaki to stres, kiedy ma się dziecko w szpitalu.Przeżyłam to z moim synem.— Jak minęła noc? Stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?— Stan Becky jest stabilny.Najważniejsze, że temperatura utrzymuje się na normalnym poziomie — stwierdziła Janet.— Bogu dzięki — westchnął Kim.Znalazł zapis operacyjny, który podyktował James i który naniesiono na kartę chorobową ostatniej nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl