[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim nawet tu dotarliśmy? Och.- Zmieńmy temat.Mam pytanie.Dręczy mnie już od dawna, ale jakoś nie potrafiłem ująć go w słowa.- Literat.- Narkomanka magii.- Jakie masz pytanie, o Archaiczny?- Co się stało z cieniami Duszołap? Pani spojrzała na mnie pustym wzrokiem.- Daj spokój.Ten stary mózg wciąż jeszcze funkcjonuje.Była przecież utalentowaną władczynią cieni.Niewiele cieni jej zostało, ponieważ zwierzaczki Tobo systematycznie je wyławiały.W końcu musiała zrezygnować z ciskania ich przeciwko nam.Ale przecież parę zostawiła sobie gdzieś w rezerwie.Na czarną godzinę.Pani warknęła:- Najczarniejszą godzinę ma już za sobą.- Ale nie kłóciła się.Jej myśli krążyły wokół zadanego pytania.- Jeśli miałabym zaryzy­kować hipotezę, to moim zdaniem Nieznane Cienie pozabijały wszyst­kie.Nie zostały żadne zabójcze cienie.Gdyby było inaczej, wciąż docierałyby do nas raporty o niewytłumaczalnych zgonach.- Może.- Najprawdopodobniej.Gdyby faktycznie grasowały na swobodzie, podniecenie towarzyszące ich atakom jak zawsze byłoby nieproporcjonalnie wielkie do faktycznych szkód.Ludzie na terytoriach tagliańskiego imperium mieli za sobą długą historię udręk do­znawanych od zabójczych cieni.Mimo to wzniosłem się wysoko, a potem przez chwilę leciałem obok Tobo, co Shukrat w końcu uznała za niesmaczne.I gdzieś się zapodziała.Typowa arogancja młodości, uznałem.- Nie mam zamiaru udzielać ci żadnych rad życiowych.- Potem wyjaśniłem chłopakowi powód moich trosk.Najwyraźniej był podobnego zdania jak ja.- Postaram się odkryć, jak się sprawy mają.Obniżałem lot, póki nie zrównałem się z Panią.Zapytała:- Co powiedział?- Sprawdzi.- Nie wydajesz się szczególnie zadowolony.- Powiedział to takim tonem, jakim zawsze zbywa się kogoś, kto marnuje twój czas i rozwodzi nad mało interesującymi rzeczami.104.Taglios:Widok z okna ProtektorkiMogaba czuł, jak powieki ciążą mu coraz bardziej.Dwukrotnie już osuwał się w sen, by przebudzić z gwałtownym drgnieniem, raz na dalekie echo jakiegoś zamieszania w mieście, drugi raz na odgłos krzyków w głębi pałacu, sugerujących, że wartownicy mogli zauwa­żyć Khadidasa.Były najwcześniejsze godziny poranka, kiedy zwal­nia nawet puls świata.Z pewnością dzisiaj już się nie pojawią.Zeszłej nocy nic się nie wydarzyło, poprzedniej również nie.Może czekali, aż wzejdzie księ­życ.Coś ciemnego zamajaczyło za szybą okna, przez które, z miejsca, gdzie siedział, Wielki Generał mógł widzieć własne kwatery i więk­sze partie północnej pierzei Pałacu.Tam były główne bramy.Zamarł.Nieznane Cienie nie potrafiły przedostać się przez szybę i stałe osłony Protektorki.Mogaba wypuścił długo wstrzymywane powietrze.Powoli, niewidzialny w ciemnościach panujących w pomiesz­czeniu, powstał i podkradł się do szyby, skąd widok był lepszy.Przybyli.Nie w chwili, gdy oczekiwał, ale dokładnie na to miej­sce, gdzie się ich spodziewał.Tam za każdym razem przybywali ich posłańcy.Szczyt tej samej co zawsze wieżyczki.Nie poczuł właściwie żadnych emocji.Jeśli już, to tylko odrobinę smutku.Całe życie, i jego, i ich, sprowadzało się wyłącznie do tego.Przez moment zbudziła się w nim pokusa, by wykrzyknąć ostrze­żenie.Zawołać z całych sił, że ten pełen pychy głupiec, który do­konał idiotycznego wyboru w Dejagore, tyle już lat temu, nie chce, żeby tak to się skończyło.Ale nie.Było już za późno.Los rzucił kości.Okrutną grę należało rozegrać do samego końca, niezależnie od woli uczestniczących w niej stron.105.Pałac:Apartamenty Wielkiego GenerałaPani prowadziła, ponura jak zawsze, gdy wchodziła w rolę Stwór­cy Wdów.Nie podobało mi się to.Pierwszy po schodach powinien zejść ktoś dysponujący znacznie większą mocą.Ale Tobo musiał iść ostatni.W przeciwnym razie Wyjec i Voroshk mogą nagle stracić ochotę na udział w operacji.A Wyjec nie mógł ruszyć pierwszy, ponieważ ktoś musiał panować nad latającym dywanem, póki wszys­cy nie zsiedli.Na schodach panował tłok.Nikt nie chciał wejść w tę nieprzebytą ciemność, chociaż tylko Pani, Murgen i ja pamiętaliśmy czasy, gdy ciemność była naszym najgorszym wrogiem.Próbowałem podążać tuż za Panią, głupio wymyśliwszy sobie, że potrafię ją ochronić.Żart na skalę iście kosmiczną.Na dół dotarliśmy bez żadnych przeszkód.I mimo że robiliśmy po­tworny wręcz hałas, nie przyciągnęliśmy niczyjej uwagi.Pani mruk­nęła:- Mogaba pewnie śpi snem sprawiedliwego.Cały ten hałas umar­łego poderwałby z grobu.- Hm?- Jego kwatera jest prosto przed nami.Doskonale o tym wiedziałem.Zanim wyruszyliśmy, kilkukrotnie przećwiczyliśmy całą operację.Jednak bez szczególnego zapału.Czyli zdecydowanie za mało dokładnie, jak na mój gust.- On ma mocny sen - powiedziałem.Przed dezercją była to jedna z naprawdę nielicznych jego wad.To oraz głębia targających nim na­miętności, które nawet jego bracia Nar odczuwali jako deprymujące.Jednak mówiłem już tylko w mroczną przestrzeń.Pani poszła przodem.Ktoś wyczarował światło, słaby płomyk, który kołysał się nad naszymi głowami.Promieniował obcością, podejrzewałem więc, że stanowi dzieło jednego z Voroshk.W miarę jak robiło się coraz jaś­niej, rosło również poczucie pewności, spokoju.Może przynajmniej jeden z tych zdziwaczałych starców nie był tak głupi, jakiego udawał.- Światłość jest moim sprzymierzeńcem - mruknął ktoś w jed­nym z dialektów Hsien.Fraza wypowiedziana została w kadencji rytualnej intonacji.Później dowiedziałem się, że była to część inkantacji zamierzonych dla odstraszenia Nieznanych Cieni, których nie lubił nikt prócz Tobo.Stwory niewidzialnego świata kłębiły się wszędzie wokół nas.Ich niepokój był tak wyraźny, że nawet ja go czułem.Tobo wyszeptał:- Coś jest tu bardzo nie w porządku.Wcześniej umieściłem w Pa­łacu całe setki istot ukrytego ludku.Ale żadna z nich jak dotąd nie pojawiła się z raportem.Jakby ich tutaj nie było.- Wciąż przemawiał szeptem do otaczającej nas, strasznej ciemności.Niewidzialne stwo­rzenia kłębiły się wokół nas, potrącając od strony, w którą nie pa­trzyliśmy.Część ogłupiającego mnie napięcia gdzieś się ulotniła.Pani skinęła na żołnierzy.Nadeszła chwila, by wtargnąć do apar­tamentów Mogaby.Chociaż do akcji rzucano zbyt wielkie siły.Drzwi nie były zamknięte.Jeśli wierzyć Pani, nigdy ich nie zamykał.Ona i Shukrat ruszyły przodem.Znały rozkład pomieszczeń.Chy­ba że sprytny Mogaba zmienił położenie mebli w pokoju.Żołnierze ruszyli za nimi.Voroshk i Wyjec ostrożnie weszli do środka.Murgen za nimi.Pani i Shukrat zaczęły się szeptem kłócić, która ma poszukać lampy.Ktoś wpadł na kogoś.Ktoś upadł.I znowu ktoś zderzył się z kimś.I wtedy czyjś głos stwierdził kategorycznie:- O cholera!Idąca tuż przede mną Arkana właśnie wchodziła do pomieszcze­nia, kiedy stojący za moimi plecami Tobo również zrozumiał, co się dzieje.Gwałtownie zaczął się przeciskać obok.- Z drogi, do diabła!Brzęk tłuczonej ceramiki.Nie wiedziałem, że Mogaba był kole­kcjonerem, chociaż zaiste w tej części świata zdarzali się uzdolnieni mistrzowie.Wrzask.Zanim ucichł, dołączyły do niego kolejne.Kule ogniste wysko­czyły z małych miotaczy.I natychmiast zrozumiałem, dlaczego tylu ludzi krzyczy i dlaczego wpadli w taką panikę, że gotowi byli strze­lać do siebie nawzajem.Cienie.Stary diabeł.Zabójcze cienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl