[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On to zrobił, prawda?- Alvin Miller.- A chłopak?- Krzyże.Tak się bałem, że są sługami diabła.Przybysz spojrzał na niego surowo.- Czy twoim zdaniem zbudowanie ołtarza dowodzi, że nimi nie są?Thrower zadrżał ze zgrozy.- Nie myślałem, że diabeł może użyć znaku krzyża.- wyszeptał.- Jesteś tak samo przesądny jak oni wszyscy - stwierdził zimno Przybysz.- Papiści bez przerwy żegnają się znakiem krzyża.Myślałeś, że to jakiś znak strzegący przed diabłem?- Jak więc czegokolwiek mogę być pewnym? Jeżeli diabeł potrafi zbudować ołtarz i wyrysować krzyż.- Nie, nie, Thrower, mój synu.Żaden z nich nie jest diabłem.Diabła poznasz natychmiast.Tam, gdzie ludzie mają włosy na głowie, diabeł ma rogi bawołu.Gdzie ludzie mają stopy, diabeł ma kopyta kozła.Gdzie ludzie mają ręce, diabeł ma wielkie łapy niedźwiedzia.I możesz być pewny, że kiedy przyjdzie, nie będzie robił ołtarzy.- Przybysz odwrócił się.- Teraz to jest mój ołtarz - oznajmił, kładąc na nim obie dłonie.- Nieważne, czyim jest dziełem.Posłuży moim celom.Thrower załkał z ulgi.- Został konsekrowany.uczyniłeś go świętością.Wyciągnął rękę, by dotknąć ołtarza.- Czekaj! - Nawet wypowiadane szeptem słowa Przybysza posiadały moc, co wprawiła w drżenie ściany kościoła.- Wysłuchaj mnie najpierw.- Zawsze cię słucham.Choć nie mogę pojąć, czemu wybrałeś tak godnego wzgardy robaka jak ja.- Nawet robak osiągnie wielkość, gdy dotknie go palec boży - odparł Przybysz.- Nie, nie zrozum mnie źle.Nie jestem Panem Zastępów.Nie oddawaj mi czci.Thrower jednak nie mógł się powstrzymać.Szlochając padł na kolana przed mądrym i potężnym aniołem.Tak, aniołem.Nie wątpił w to ani przez moment, choć Przybysz nie miał skrzydeł i był ubrany raczej jak członek parlamentu.- Człowiek, który zbudował ołtarz, błądzi.Jest w jego duszy mord, który wypłynie na powierzchnię, jeśli ów człowiek zostanie sprowokowany.A dziecko, które wypaliło krzyże.słusznie przypuszczałeś, że nie jest to zwykły chłopiec.Lecz jeszcze nie został przeznaczony do życia dla dobra ani zła.Obie te ścieżki stoją przed nim otworem, a chłopiec podatny jest na wpływy.Rozumiesz?- Czy takie ma być moje zadanie? - upewnił się Thrower.- Czy mam porzucić wszystko inne i poświęcić się nawracaniu tego dziecka na drogę prawdy?- Jeśli okażesz zbyt wielki zapał, rodzice cię odepchną.Pełnij raczej swą służbę jak planowałeś.Lecz w głębi serca pamiętaj, że masz uczynić wszystko, by to niezwykłe dziecko przekonać do mojej sprawy.Albowiem jeśli nie zostanie mym sługą nim skończy czternaście lat, zniszczę go.Thrower nie mógł nawet znieść myśli o tym, że Alvin Miller miałby doznać jakiejś krzywdy albo wręcz zginąć.Poczucie straty byłoby tak wielkie, że chyba matka i ojciec nie przeżywaliby jej mocniej od niego.- Wszystko uczynię, co może zrobić człowiek słaby dla ratowania dziecka - zawołał zrozpaczony, wznosząc głos niemal do krzyku.Przybysz kiwnął głową, a jego twarz rozjaśniła się cudownym, pełnym miłości uśmiechem.Wyciągnął rękę.- Ufam ci - zapewnił.Głos jego był niby uzdrawiająca woda lana na bolesną ranę.- Wiem, że dasz sobie radę.A co do diabła.nie wolno ci się go lękać.Thrower chciał chwycić wyciągniętą dłoń, by pokryć ją pocałunkami.Lecz w miejscu, gdzie powinien dotknąć ciała, nie było nic.Przybysz zniknął.Rozdział 9BajarzBajarz pamiętał jeszcze te czasy, kiedy mógł wspiąć się na drzewo w tej okolicy i zobaczyć setkę mil kwadratowych puszczy.Czasy, kiedy dęby żyły po sto lat albo i więcej, a ich wciąż grubsze konary tworzyły prawdziwe góry drewna.Czasy, kiedy liście rosły tak gęsto, że w lesie spotykało się kawałki ziemi zupełnie nagiej z braku światła.Ten świat wiecznego zmierzchu zanikał.Wciąż istniały obszary dziewiczej puszczy, gdzie Czerwoni skradali się ciszej od jeleni; Bajarz czuł się tam, jakby wkroczył do katedry najszczerzej wielbionego Boga.Miejsca takie spotykał jednak rzadko.W ostatnim roku swych wędrówek nieczęsto trafiał mu się dzień, gdy ze szczytu drzewa nie dostrzegał żadnej przerwy w pokrywie lasu.Cały region pomiędzy Hio i Wobbish został zasiedlony niezbyt gęsto, ale równomiernie.Choćby teraz, siedząc na wierzbie rosnącej na szczycie pagórka, Bajarz dostrzegał ze trzy tuziny ognisk, wysyłających kolumny dymu ku chłodnemu, jesiennemu niebu.I wszędzie widział wykarczowaną puszczę, zaorane i obsiane pola, zebrane plony.Tam, gdzie wielkie drzewa osłaniały ziemię przed okiem niebios, teraz porośnięty szczeciną ściernisk grunt leżał obnażony, czekając na zimę, by zakryła jego nagość.Bajarz przypomniał sobie własną wizję pijanego Noego.Stworzył rycinę przedstawiającą to zdarzenie dla nowej edycji Księgi Rodzaju, przeznaczonej dla szkółek niedzielnych obrządku szkockiego.Nagi Noe z otwartymi ustami wciąż ściska w palcach puchar; obok Cham śmieje się pogardliwie; Jafet i Sem podchodzą tyłem, by okryć ojca szatą i nie widzieć, jak się obnaża w pijackim oszołomieniu.Bajarz drgnął nagle; zrozumiał, że była to prorocza wizja.Oto on, Bajarz, siedzi na drzewie i spogląda na nagą ziemię, czekającą za skromne, zimowe okrycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl