[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkiego wartodoświadczyć.Ja nie zostaję, bo dostatecznie często brałem już udział w takichobrzędach, ale wy możecie się tu czuć bezpieczni.Jeśli z tych waszych głupich główspadnie choć jeden włos, zamienię Gorfyddyda w ślimaka.Teraz muszę już iść.Iorweth twierdzi, że w pobliżu granicy z Demetią mieszka stara kobieta, która możepamiętać coś ważnego.Zakładając, oczywiście, że żyje i że nie szwankuje jej pamięć.Nie znoszę rozmawiać ze staruszkami.Kiedy ktoś dotrzymuje im towarzystwa, są zato tak wdzięczne, że plotą bez końca i zwykle nie na temat.Co za perspektywa!Powiedz Nimue, że bardzo chcę ją zobaczyć! - Powiedziawszy to wyszedł nadziedziniec.Po południu niebo się zachmurzyło i zaczęło nieprzyjemnie mżyć.DruidIorweth przyszedł nas zapewnić, że możemy czuć się bezpieczni, ale taktownienapomknął, że nadużylibyśmy wymuszonej gościnności Gorfyddyda, biorąc udział wwieczornej uczcie, w której mieli uczestniczyć jego sojusznicy, wyruszający wkrótcez Caer Sws na południe, aby dołączyć do reszty armii w Branogenium.Obiecaliśmy,że nie przyjdziemy na ucztę.Druid podziękował nam uśmiechem, po czym usiadł naławie przy drzwiach.- Jesteście przyjaciółmi Merlina? - zapytał.- Lord Derfel zna go od lat - odparł Galahad.Iorweth przetarł zmęczone oczy.Był starcem o przyjaznej, łagodnej twarzy.Na jego łysinie widniały tuż nad uszami ślady tonsury.- Mam nieodparte wrażenie - powiedział - że mój brat Merlin oczekuje zbyt wiele od bogów.Wierzy, że na świecie można przywrócić dawny porządek i żeprzeszłość da się wymazać jak rysunek na piasku.A tak nie jest.- Podrapał się pobrodzie, bo dokuczała mu wesz.Potem spojrzał na Galahada, który miał zawieszonyna szyi krzyż.- Zazdroszczę temu waszemu chrześcijańskiemu Bogu - stwierdził,kręcąc głową.- Jest jeden, ale w trzech osobach.Jest równocześnie żywy i martwy.Jest wszędzie i nigdzie.%7łąda, byście oddawali mu cześć, ale nie pozwala czcić innychbogów.W obliczu takich sprzeczności człowiek może wierzyć we wszystko albo wnic.Z naszymi bogami jest inaczej.Są jak królowie, kapryśni i potężni.Kiedy chcą,zapominają o nas.Nieważne, w co wierzymy.Liczy się jedynie ich wola.Nasze czarydziałają tylko wtedy, gdy oni na to pozwolą.Merlin oczywiście by się ze mną niezgodził.Sądzi, że jeśli będziemy dostatecznie głośno krzyczeć, bogowie zwrócą nanas uwagę.Ale co się robi z krzyczącym dzieckiem?- Sprawdza się, co mu dolega - powiedziałem.- Dostaje lanie, lordzie Derfel - stwierdził Iorweth.- Bije się je, dopóki nieumilknie.Mam obawy, że lord Merlin już od dawna zbyt głośno krzyczy.- Wstał ipodniósł swoją laskę.- Przykro mi, że nie możecie jeść dziś kolacji z wojownikami,ale księżniczka Helledd zaprasza was do siebie.Galahad powiedział, że to dla nas zaszczyt, ale nie byłem pewien, czyrzeczywiście.Helledd z Elmet była żoną Cuneglasa i Gorfyddyd mógł ją celowonakłonić, aby nas zaprosiła, chcąc pokazać, że powinniśmy zasiadać do stołu zkobietami i dziećmi.Na wieczerzy u Helledd spotkałem Ceinwyn.Bardzo chciałem znowu jązobaczyć.Pragnąłem tego od chwili, gdy Galahad zaproponował, że uda się z misjądo Powys, i dlatego czyniłem tak rozpaczliwe wysiłki, by mu towarzyszyć.Nieprzybyłem do Caer Sws, aby ocalić pokój, lecz żeby ujrzeć ponownie twarz Ceinwyn,i teraz zobaczyłem ją w drżącym świetle świec.Mimo upływu czasu wcale się nie zmieniła.Miała równie delikatne rysy,nienaganne maniery, jasne włosy i cudowny uśmiech jak przed laty.Kiedy weszliśmydo sali, droczyła się z małym chłopcem, próbując nakarmić go jabłkiem.Był toPerddel, syn Cuneglasa.- Postraszyłam go, że jeżeli nie będzie jadł, okrutni wojownicy z Dumnoniizabiorą go ze sobą - oznajmiła z uśmiechem.- Chyba chce z wami jechać, bo niczegonie ruszył.Helledd z Elmet, matka Perddla, była wysoką kobietą o wydatnej szczęce i jasnych oczach.Gdy się zjawiliśmy, rozkazała służącej nalać nam miodu, a potemprzedstawiła nas swoim ciotkom, Tonwyn i Elsel.Najwyrazniej przeszkodziliśmy imw rozmowie i ich cierpkie spojrzenia sugerowały, że powinniśmy natychmiast wyjść,ale Helledd była bardziej uprzejma.- Znacie księżniczkę Ceinwyn? - zapytała.Galahad ukłonił się jej i przykucnął obok Perddla.Zawsze lubił dzieci, a one zkolei ufały mu od pierwszego wejrzenia.Już po chwili dwaj książęta bawili się wpolowanie.Kawałki jabłka były lisami, które miały norę w ustach Perddla, a palceGalahada chartami.Jabłko błyskawicznie zniknęło.- Dlaczego o tym nie pomyślałam? - zapytała Ceinwyn.- Bo nie wychowała cię matka Galahada, pani - powiedziałem - która zpewnością karmiła go w taki sam sposób.Do dzisiaj nie zaczyna jeść, dopóki ktoś niezagra na myśliwskim rogu.Roześmiała się i nagle zauważyła broszkę, którą miałem na piersi.Wstrzymała oddech i zarumieniła się.Przez moment sądziłem, że popełniłemniewybaczalny błąd.Po chwili jednak powiedziała z uśmiechem:- Czy nie powinnam cię pamiętać, lordzie Derfel?- Nie, pani.Byłem wtedy bardzo młody.- Zachowałeś tę broszkę? - zapytała, wyraznie zaskoczona, że ktoś ceni sobiejej dar.- Tak, pani, choć wszystko poza tym straciłem.Księżniczka Helledd przerwała naszą rozmowę, pytając, co sprowadzaGalahada i mnie do Caer Sws.Z pewnością już to wiedziała, ale wypadało jejudawać, że nie orientuje się w sprawach, które omawiają w sali mężczyzni.Odparłem, że przysłano nas, abyśmy ustalili, czy wojna jest nieunikniona.- I co sądzicie? - zapytała księżniczka ze zrozumiałą troską, gdyż następnegodnia jej mąż miał wyruszyć na południe, aby walczyć.- Niestety, pani, dojdzie chyba do wojny - oznajmiłem.- To wszystko winaArtura - stwierdziła zdecydowanie księżniczka Helledd, a jej ciotki skwapliwieprzytaknęły.- Artur przyznałby ci rację, pani - powiedziałem - i bardzo ubolewa nad tym,co uczynił.- Więc dlaczego z nami walczy? - dopytywała się Helledd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl