Pokrewne
- Strona Główna
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (2)
- Cole Allan Bunch Chris Swiaty Wilka (3)
- Kresley Cole Urok CAŁOĆ
- Carter Scott Cherie Jesli zycie jest gra oto jej re
- Cherie Carter Scott Jesli milos
- Dzieła ÂŚw. Jan od Krzyża
- Harry Turtledove Zaginiony Legion (2)
- Ania01 Ania z Zielonego Wzgorza
- Abigail Roux Cut&Run 9 Crash & Burn
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wpserwis.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wychodzę z niej, a Amber odwraca się do mniezdziwiona.Makijaż jej się rozmazał od potu.Czujęzapach tego potu i powstrzymuję się, żeby się niewzdrygnąć. Nie twoja wina, to ja uspokajam. Alkoholowykutas.Kłamię, ale co za różnica.Kiwa ze zrozumieniemgłową, jakby bez przerwy miała do czynienia z tymproblemem.Ze współczuciem klepie mnie po ramieniu,jakby mnie w ogóle obchodziło, co sobie pomyśli.Uśmiecham się z wdzięcznością za jejwyrozumiałość.Wrzucam gumkę do śmieci i wychodzę.Wręczam Danowi dwudziestaka. To za jej drinki do końca wieczoru.Dan się uśmiecha. Jasne.Do zobaczenia!Kiwam głową, wychodzę i wsiadam do Dangera.Mójsamochód jest wygodny i znajomy.Uspokajam się wnim.Opieram głowę o siedzenie i wciągam zapachskóry i świeżego powietrza.Jest tu milion razy lepiej niżw tym zaduchu w barze.Z otwartymi oknami i ryczącąna cały głos muzyką wracam do domu.Szosa jest czarna i długa, frunie mi pod kołami, aledojeżdżam do domu stanowczo za szybko.Nie jestemjeszcze gotowy.Stoję na podjezdzie, patrzę na ciemnybudynek i po raz pierwszy w życiu czuję, że nie mamochoty tam wejść, bo jest za pusto.Mieszkanie samemu jest rewelacyjne, ale czasamiczłowiek jest kurewsko sam.Stoję tak przez chwilę, ręce mi zwisają wzdłuż boków,a potem wracam do auta.Jeszcze nie czas.Nie wiem, czemu zmierzam akurat do Bear s Den,małego barku w mieście.Wiem, że będzie tam pewnieJill i jej koleżanki, a gdybym chciał spędzić z nimi czas,wystarczyłoby, żebym zadzwonił.Nie chcę, żeby mi sięnarzucały, kiedy nie jestem w nastroju.A zdecydowanie nie jestem.Chcę tam po prostu wejść,usiąść przy barze i pobyć wśród ludzi, nie musząc znimi rozmawiać.Czy to tak wiele? Nie mam dzisiajochoty na barowe dziwki.Parkuję, trzaskam drzwiami, głęboko wciągam haustnocnego powietrza i wchodzę do środka.Ostatnipowiew świeżości zanim przekroczę próg zadymionegobaru.Usiłuję coś zobaczyć poprzez chmurę dymu, któraunosi się w powietrzu.Miejscowi siedzą i rozmawiają.Inni grają w bilard albo rzutki bardziej z tyłu.Znam ichtwarze, ale imion nie.Nie jestem bardzo towarzyski.Tak, jak się spodziewałem, jest i Jill.Z tyłu,przycupnęła na stoliku i półnagim tyłkiem świeci wtwarz innego naiwniaka.To by było na tyle, jeśli chodzio jej obietnicę, że poszuka pomocy.Prawdę mówiąc,odkąd wiem, że ma dzieciaki, czuję do niej obrzydzenie.Co za strata tlenu.Zauważa, że na nią patrzę i jej wypacykowana twarzsię rozpromienia.Zrywa się prawie ze stolika i rusza wmoją stronę.Kręcę głową i przekazuję jej bezgłośnie słowo nie.Najpierw jest zdziwiona, potem dotknięta, ale staje jakwryta, Odwracam się tyłem i idę do baru.Siadam nastołku, a kątem oka widzę, że ona też wróciła.Czuję nasobie jej pełne urazy spojrzenie, ale nie patrzę.Mój czasz nią chyba dobiegł końca.Niech ktoś inny będzie terazzaopatrzeniowcem i dba o jej zmarnowane życie.Znam imię tutejszego barmana, bo ma je wypisane naplakietce przy koszuli.To bardzo ułatwia zapamiętaniego pijanym gościom.Albo takim, którzy mają to wdupie.Jak ja. Cześć, Mickey witam go. Poproszę jacka.Podwójnego.Mickey kiwa głową.To żylasty facet, który lepsze dnima już wyraznie za sobą.A barowych bijatyk zaliczyłwięcej niż trzeba.Ma bliznę biegnącą od ucha napoliczek.Nigdy nie pytałem, jak ją zdobył, a on się niekwapił do zwierzeń. Jak tam, Tate? pyta i stawia przede mną szklankę.Podnoszę ją, wypijam jednym haustem i odstawiam. Już lepiej odpowiadam. Daj jeszcze jedną.Dolewaj mi cały wieczór.Kiwa głową, dolewa, a potem przechodzi do innegoklienta.Upijam mały łyk, odstawiam szklankę izamykam oczy.Dobrze być wśród ludzi, ale niewyróżniać się.Nie podejdzie do mnie nikt, poza Jill, ajej już wybiłem to z głowy.Jestem sam, ale to lepszasamotność niż domu.Nagle wpada mi w ucho damski chichot i gwałtownieotwieram oczy.Znam ten śmiech.Odwracam się i widzę Milę z siostrą zataczające się wkierunku toalety.Wygląda na to, że jedna drugąpodtrzymuje i aż wywracam oczami.Chyba jakieś jaja!Nawet tu musiałem na nią wpaść? To ostatnie miejsce, wktórym spodziewałbym się ją spotkać.Ona i jej siostrawyglądają, jakby przyleciały z innego kosmosu.Mila podnosi wzrok i się zatrzymuje.Gdy mniepoznaje, śmiech jej zamiera na ustach.Otwiera szerokooczy i wygląda, jakby chciała podejść i coś powiedzieć,ale siostra ciągnie ją za rękę i chociaż Mila patrzy przezramię, pozwala się wyprowadzić.Jestem pewien, żeMadison ją ciągnie specjalnie i zaciskam zęby.Mila jestdorosła.Może podejmować własne decyzje.Choć nie twierdzę, że jej decyzje są zawsze mądre.Dociera to do mnie bardzo szybko, gdy wracają idołączają do paru miejscowych chłopaków, którzy grająw rzutki.Oczywiście nie w rzutkach problem, tylko wchłopakach.Co ona sobie myśli? Każdy z tych gości zjadłby ją naśniadanie.Pewnie jej się wydaje, że jest bezpieczna, bozna ich całe życie.Ale to gady.Widywałem ich w tymbarze z różnymi kobietami.Z żadną dwa razy.Wzdycham, osuszam szklankę i gestem proszę onastępną.To nie moja sprawa.Jasno powiedziała, że tonie jest dobry pomysł.Więc pieprzyć ją.Odwracam się, gdy jeden z nich kładzie mięsistą łapęna jej smukłej talii i przyciąga, rzekomo, żeby pokazać,jak prawidłowo rzucać& Chce mi się rzygać, więcsiadam plecami do nich.Robię wszystko, żeby nie zwracać na nich uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wychodzę z niej, a Amber odwraca się do mniezdziwiona.Makijaż jej się rozmazał od potu.Czujęzapach tego potu i powstrzymuję się, żeby się niewzdrygnąć. Nie twoja wina, to ja uspokajam. Alkoholowykutas.Kłamię, ale co za różnica.Kiwa ze zrozumieniemgłową, jakby bez przerwy miała do czynienia z tymproblemem.Ze współczuciem klepie mnie po ramieniu,jakby mnie w ogóle obchodziło, co sobie pomyśli.Uśmiecham się z wdzięcznością za jejwyrozumiałość.Wrzucam gumkę do śmieci i wychodzę.Wręczam Danowi dwudziestaka. To za jej drinki do końca wieczoru.Dan się uśmiecha. Jasne.Do zobaczenia!Kiwam głową, wychodzę i wsiadam do Dangera.Mójsamochód jest wygodny i znajomy.Uspokajam się wnim.Opieram głowę o siedzenie i wciągam zapachskóry i świeżego powietrza.Jest tu milion razy lepiej niżw tym zaduchu w barze.Z otwartymi oknami i ryczącąna cały głos muzyką wracam do domu.Szosa jest czarna i długa, frunie mi pod kołami, aledojeżdżam do domu stanowczo za szybko.Nie jestemjeszcze gotowy.Stoję na podjezdzie, patrzę na ciemnybudynek i po raz pierwszy w życiu czuję, że nie mamochoty tam wejść, bo jest za pusto.Mieszkanie samemu jest rewelacyjne, ale czasamiczłowiek jest kurewsko sam.Stoję tak przez chwilę, ręce mi zwisają wzdłuż boków,a potem wracam do auta.Jeszcze nie czas.Nie wiem, czemu zmierzam akurat do Bear s Den,małego barku w mieście.Wiem, że będzie tam pewnieJill i jej koleżanki, a gdybym chciał spędzić z nimi czas,wystarczyłoby, żebym zadzwonił.Nie chcę, żeby mi sięnarzucały, kiedy nie jestem w nastroju.A zdecydowanie nie jestem.Chcę tam po prostu wejść,usiąść przy barze i pobyć wśród ludzi, nie musząc znimi rozmawiać.Czy to tak wiele? Nie mam dzisiajochoty na barowe dziwki.Parkuję, trzaskam drzwiami, głęboko wciągam haustnocnego powietrza i wchodzę do środka.Ostatnipowiew świeżości zanim przekroczę próg zadymionegobaru.Usiłuję coś zobaczyć poprzez chmurę dymu, któraunosi się w powietrzu.Miejscowi siedzą i rozmawiają.Inni grają w bilard albo rzutki bardziej z tyłu.Znam ichtwarze, ale imion nie.Nie jestem bardzo towarzyski.Tak, jak się spodziewałem, jest i Jill.Z tyłu,przycupnęła na stoliku i półnagim tyłkiem świeci wtwarz innego naiwniaka.To by było na tyle, jeśli chodzio jej obietnicę, że poszuka pomocy.Prawdę mówiąc,odkąd wiem, że ma dzieciaki, czuję do niej obrzydzenie.Co za strata tlenu.Zauważa, że na nią patrzę i jej wypacykowana twarzsię rozpromienia.Zrywa się prawie ze stolika i rusza wmoją stronę.Kręcę głową i przekazuję jej bezgłośnie słowo nie.Najpierw jest zdziwiona, potem dotknięta, ale staje jakwryta, Odwracam się tyłem i idę do baru.Siadam nastołku, a kątem oka widzę, że ona też wróciła.Czuję nasobie jej pełne urazy spojrzenie, ale nie patrzę.Mój czasz nią chyba dobiegł końca.Niech ktoś inny będzie terazzaopatrzeniowcem i dba o jej zmarnowane życie.Znam imię tutejszego barmana, bo ma je wypisane naplakietce przy koszuli.To bardzo ułatwia zapamiętaniego pijanym gościom.Albo takim, którzy mają to wdupie.Jak ja. Cześć, Mickey witam go. Poproszę jacka.Podwójnego.Mickey kiwa głową.To żylasty facet, który lepsze dnima już wyraznie za sobą.A barowych bijatyk zaliczyłwięcej niż trzeba.Ma bliznę biegnącą od ucha napoliczek.Nigdy nie pytałem, jak ją zdobył, a on się niekwapił do zwierzeń. Jak tam, Tate? pyta i stawia przede mną szklankę.Podnoszę ją, wypijam jednym haustem i odstawiam. Już lepiej odpowiadam. Daj jeszcze jedną.Dolewaj mi cały wieczór.Kiwa głową, dolewa, a potem przechodzi do innegoklienta.Upijam mały łyk, odstawiam szklankę izamykam oczy.Dobrze być wśród ludzi, ale niewyróżniać się.Nie podejdzie do mnie nikt, poza Jill, ajej już wybiłem to z głowy.Jestem sam, ale to lepszasamotność niż domu.Nagle wpada mi w ucho damski chichot i gwałtownieotwieram oczy.Znam ten śmiech.Odwracam się i widzę Milę z siostrą zataczające się wkierunku toalety.Wygląda na to, że jedna drugąpodtrzymuje i aż wywracam oczami.Chyba jakieś jaja!Nawet tu musiałem na nią wpaść? To ostatnie miejsce, wktórym spodziewałbym się ją spotkać.Ona i jej siostrawyglądają, jakby przyleciały z innego kosmosu.Mila podnosi wzrok i się zatrzymuje.Gdy mniepoznaje, śmiech jej zamiera na ustach.Otwiera szerokooczy i wygląda, jakby chciała podejść i coś powiedzieć,ale siostra ciągnie ją za rękę i chociaż Mila patrzy przezramię, pozwala się wyprowadzić.Jestem pewien, żeMadison ją ciągnie specjalnie i zaciskam zęby.Mila jestdorosła.Może podejmować własne decyzje.Choć nie twierdzę, że jej decyzje są zawsze mądre.Dociera to do mnie bardzo szybko, gdy wracają idołączają do paru miejscowych chłopaków, którzy grająw rzutki.Oczywiście nie w rzutkach problem, tylko wchłopakach.Co ona sobie myśli? Każdy z tych gości zjadłby ją naśniadanie.Pewnie jej się wydaje, że jest bezpieczna, bozna ich całe życie.Ale to gady.Widywałem ich w tymbarze z różnymi kobietami.Z żadną dwa razy.Wzdycham, osuszam szklankę i gestem proszę onastępną.To nie moja sprawa.Jasno powiedziała, że tonie jest dobry pomysł.Więc pieprzyć ją.Odwracam się, gdy jeden z nich kładzie mięsistą łapęna jej smukłej talii i przyciąga, rzekomo, żeby pokazać,jak prawidłowo rzucać& Chce mi się rzygać, więcsiadam plecami do nich.Robię wszystko, żeby nie zwracać na nich uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]