[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebył tak potężny, jak miecz, którym walczył ze mną w Cippanhamm, ale itak był to kawał ciężkiej, solidnej broni, choć w jego olbrzymiej łapieprezentował się dość niepozornie.Pyrlig dzierżył włócznię na dzika -krótką, mocną i o szerokim grocie.Nieustannie powtarzał jedno zdanie Ein tad, yr hwn wyt yn y nefoedd, sancteiddier dy enw.Zdradził mi pózniej,że była to modlitwa, której Jezus nauczył swych apostołów.Steapamamrotał pod nosem, że Duńczycy to bękarty.- Bękarty - zabełkotał, po czym dodał - Boże, pomóż mi.Bękarty.Powtarzał to bez końca. Bękarty.Boże, pomóż mi.Bękarty.Zaschło miw ustach i nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.Miałem ściśniętyżołądek, czułem jak skręcają mi się kiszki.- Naprzód! Naprzód! - Wołał Osric, a my wlekliśmy się do przodu,trzymając zachodzące na siebie tarcze, aż w końcu podeszliśmy na tyleblisko, że twarze wrogów zrobiły się wyrazne.Widzieliśmy zmierzwionebrody Duńczyków, ich obnażone żółte zęby, pokryte szramami policzki,blizny po ospie, złamane nosy.Moja przytwierdzona do hełmu osłona natwarz sprawiała, że mogłem patrzeć tylko przed siebie.Czasami lepiej jestwalczyć z odkrytą twarzą, żeby móc widzieć atak nadchodzący z boku,jednakże przy zderzeniu murów tarcz taka ochrona bywa niezwykleprzydatna.Spód hełmu miał skórzaną wyściółkę.Pociłem się.Duńczycywypuścili strzały.Nie mieli wielu łuczników i pociski leciały wrozproszeniu, unieśliśmy jednak tarcze, by osłonić twarze.%7ładna do mnienie doleciała, ale linia, w której stałem, odginała się w stosunku doszeregów Osrica.W polu widzenia mieliśmy zielone wały fortecy, naktórych stał tłum uzbrojonych, nieustraszonych Duńczyków.Dostrzegłemnależącą do Ragnara chorągiew z orłem i zastanowiłem się, co bym zrobił,gdyby przyszło mi stanąć twarzą w twarz z przyjacielem.Widziałem to-pory, włócznie i miecze - ostrza czyhające na nasze dusze.Deszcz bębnił ohełmy i tarcze.Ruch naszego szyku znów ustał.Mur tarcz Osrica od skjaldborgu Sveinaoddzielał teraz dystans zaledwie dwudziestu kroków.Każdy mógł sięprzyjrzeć swemu bezpośredniemu przeciwnikowi, zobaczyć twarz czło-wieka, którego wkrótce będzie musiał zabić lub od którego otrzymaśmiertelny cios.Obydwie strony opętańczym rykiem i niewybrednymi obelgami dawały upust wzbierającej wściekłości.Włócznicy wyrzucilipociski.- Nie rozluzniać szyku! - Ktoś zawołał.- Zewrzeć tarcze!- Bóg jest z nami! - Krzyknął Beocca.- Naprzód!Zrobiliśmy kolejne dwa kroki - bardziej jednak przesunęliśmy nogę zanogą, aniżeli dynamicznie pomaszerowaliśmy na wroga.- Bękarty - burknął Steapa.- Boże, pomóż mi.Bękarty.- Teraz! - Wrzasnął Osric.- Teraz! Do ataku! Zabijcie ich! Do ataku!Pozabijajcie ich! Dalej! Dalej! Naprzód!I fyrd z Wiltunsciru wreszcie rozpoczął natarcie.Z męskich gardeł dobyłsię gromki bojowy okrzyk, mający zarówno dodać odwagi atakującym, jaki wzbudzić grozę w szeregach nieprzyjaciół.Nagle, po długim czasieuśpienia, mur tarcz żwawo posunął się do przodu.Mężczyzni krzyczeli.Zza duńskiego muru wyleciały włócznie, na coprawie natychmiast odpowiedzieli sascy włócznicy, wyrzucając wpowietrze długie drzewce swojej broni.Nastąpiło zderzenie dwóch murówtarcz i ziemia na wzgórzu zatrzęsła się.Siła zderzenia ze skjaldborgiembyła tak wielka, że zachwiała całym saskim szykiem, w tym równieżmoimi, jeszcze nie zaangażowanymi w walkę, ludzmi.Usłyszałempierwsze krzyki, szczęk mieczy, głuchy odgłos metalu uderzającego odrewno tarcz, posapywania walczących.Wtem ujrzałem, jak przez zieloneszańce fortecy przedostaje się na wzgórze masa Duńczyków.Było ichbardzo wielu i mieli zamiar wbić się w atakujące prawe skrzydło do-wodzone przez Osrica.Alfred przewidział, że wrogowie mogą tak właśniepostąpić i dlatego kazał nam ustawić się po lewej stronie szyku.- Tarcze! - Ryknął Leofric.Uniosłem tarczę, dotykając nią brzegów tarcz Steapy i Pyrliga, po czymprzykucnąłem, szykując się do odparcia ataku.Głowę miałem opuszczoną,ciało zasłonięte kawałkiem drewna, nogi zwarte, a %7łądło Osy trzymałem wgotowości.Za nami i z naszej prawej strony walczyli ludzie Osrica.Czułemodór krwi i ludzkich odchodów.Takie są zapachy bitwy.Ale już po chwilizapomniałem o walczącym prawym skrzydle, bowiem w strugachulewnego deszczu prosto na nas biegła horda dzikich Duńczyków.Nieutworzyli muru tarcz, przypuścili po prostu szaleńczy szturm, żądnizwycięstwa w jednym pełnym furii natarciu.Były ich setki.Wyrzuciliśmyw nich włócznie.- Do ataku! - Wrzasnąłem.Zrobiliśmy krok do przodu, prosto na szarżujących Duńczyków.Jakiśmężczyzna z impetem rąbnął tarczą w moją tarczę.Poczułem, jak trzymająca ją lewa ręka odbija się od mojej klatki piersiowej.Następniegwałtownie uderzył toporem, trafiając żelezcem w osłaniającą moją głowętarczę Eadrica.Wypchnąłem %7łądło Osy i raniłem go w bok.Przekręciłemostrze, wyswobodziłem broń i ponownie go zaatakowałem.W jego kwa-śnym oddechu wyczułem piwo.Miał wykrzywioną twarz.Wyszarpnąłtopór z tarczy Eadrica.Ponownie pchnąłem %7łądłem Osy i natrafiłem nakilka ogniw jego kolczugi lub kość - w ferworze walki nie potrafiłem po-wiedzieć na co.- Twoja matka była świńskim łajnem - prowokowałem go.Duńczyk zaryczał i zamachnął się toporem, próbując rozłupać mi hełm.Zrobiłem jednak unik, jednocześnie wypychając %7łądło Osy do przodu.Odgóry byłem chroniony przez tarczę Eadrica.Ostrze mojej broni zrobiło sięczerwone, ciepłe i lepkie od krwi.Steapa krzyczał bezładnie, wywijając mieczem na prawo i lewo.Duńczycy starali się nie wchodzić mu w drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl