[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Blask i ja zatrzymaliśmy się, by popatrzeć na wiewiórkę, nabrałem powietrza w płuca wdzięczny, że przeżyłem kolejną zimę, bo nie wszystkim się to udało.Mroźna pora minęła; te chłody stanowią połowę naszego życia, które składa się z lat i zim, jak doba to sen i czuwanie.Jestem człowiekiem, moją rzeczą jest żyć i umrzeć; przetrwałem kolejną zimę, mogłem stać na roztajałej ziemi i czuć zapach wilgotnego lasu.Pomyślałem o Jednodniówce i zobaczyłem całkiem wyraźnie, jak przemierza odległy szlak.Usiadłem przygnieciony tym brzemieniem i podniosłem wzrok; obok mnie stanął postarzały Blask o twarzy pokrytej zmarszczkami; ostatnia zima mocno dała mu się we znaki, choć używał czarnego proszku.Zdawałem sobie sprawę, że w Małym Domostwie nie wszyscy przeżyli.Zrozumiałem, co się działo, gdy Blask rzucał do paleniska czarny proszek: jego woń powstrzymywała gonitwę myśli; blokowała odczucia, które teraz spadły na mnie jak kaskada.Z chwilą gdy specyfik przestał działać, odczułem wszystko nadzwyczaj intensywnie.Daremnie wzdychałem, szukając ulgi; niespodziewanie wybuchnąłem płaczem i, łkając spazmatycznie, padłem na ziemię.W Małym Domostwie dla uczczenia nadchodzącej wiosny zapewne odnawia się stare pokoje, przestawia ściany i otwiera drzwi wychodzące na Ścieżkę.Mieszkańcy naniosą piasku, depcząc gliniane polepy, a słońce zajrzy do środka.Domostwo jak owad wygrzewa się w promieniach słońca.Ci spod znaku Liścia robią porządki, upiększają pokoje i wołają resztę, by podziwiała ujawnione piękno wnętrz.Usuwa się ocieplające kotary, wymiata liście i zimowe śmieci, przed drzwiami wychodzącymi na Ścieżkę wystawia się ulubione krzesła, by grzać kości w promieniach słońca.Powstaje nowe słowo i w Małym Domostwie aż huczy od komentarzy i wybuchów śmiechu.— Pewnie chcesz wrócić do domu — rzekł święty Blask.— Co? Do domu? Czemu tak sądzisz?— Nie odpowiadasz na moje pytania, przestałeś mnie słuchać, przez cały ranek gapiłeś się w okno, chociaż można już wyjść z domu i jest się czym zająć.Nie mówię tylko o sprzątaniu i naprawach; tyle się wokół dzieje, wszystko rozkwita, a ty siedzisz w zamknięciu.— Tu jest przewiewnie.— Wiesz, o co mi chodzi.Coś cię gryzie, ale czujesz się bezradny.— Posłuchaj, nie zamierzam wracać.To chyba jasne — odparłem.— Jasne.Pewnie słychać już u nas brzęczenie pszczół.Wkrótce ruszy wyprawa za Małą Górę, bo trzeba sprawdzić, jak rośnie chleb.Ptactwo mbaby chyba przyleciało.Wkrótce zjawią się wędrowcy z Rejestru.Może i ona z nimi powróci.— Warto by zobaczyć inne krainy — odparłem.— Tak — stwierdził Blask.— Z pewnością warto.Gdzie indziej jest równie miło.Poderwałem się i w pośpiechu zszedłem po drabince; niewiele brakowało, żeby święty wyprowadził mnie z równowagi.Miał rację.Usiadłem na rozkwitłej łące, żeby wszystko przemyśleć.Tak, chciałem wrócić do domu; to prawda, że z nadejściem wiosny bardzo mnie tam ciągnęło; przyznałem to ze ściśniętym gardłem.Przez cały dzień marzyłem o powrocie i dlatego wcale się nie zdziwiłem, że moje marzenie wywołało z lasu, spomiędzy drzew okrytych młodym listowiem, dwu bladych chłopców szczuplejszych niż przed zimą; jeden miał na szyi czerwoną, a drugi niebieską opaskę; podczas chłodnych miesięcy wśród mnóstwa ważnych spraw zapomniałem także ich imiona.Jak zawsze z ociąganiem wchodzili na stromy brzeg, uganiając się po zaroślach za drobnymi stworzeniami.Pomachali mi na powitanie, więc powtórzyłem ich gest.Mogłoby się wydawać, że przeczekali zimę nad strumieniem, by wyjść z kryjówki, gdy nastanie pierwszy gorący dzień tej wiosny.— Witaj — rzucił chłopiec.To był chyba Pączek.— Czy zostałeś już świętym?— Nie — odparłem.— Jeszcze nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl