[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dysząc głośno w poszukiwaniu swojej ofiary, potwór Mulandera rzucił się z wyciągniętymi ramionami w stronę dziewczyny.Ale drowka uniosła się w powietrze lekko i zwinnie niczym ptak, a potwór upadł na podłogę.Szybko przewrócił się na plecy, a potem wstał.Potężny hałas wypełnił jaskinię, kiedy jego skrzydła zaczęły się poruszać.Uniósł się powoli i ruszył w pościg za drowka.Czarodziejka rzuciła w jego stronę olbrzymią pajęczynę, lecz potwór rozdarł jaz łatwością.Zarzuciła go gradem strzałek śmierci, ale te odbiły się od opancerzonego ciała istoty.Drowka przywołała strumień czarnych błyskawic i rzuciła nim jak oszczepem.Ku zaskoczeniu Mulandera przebił on jedno ze skórzastych skrzydeł.Potwór zaczął kreślić wąską spiralę ku podło­dze jaskini i skrzecząc wściekle wylądował z hukiem pękających kamieni.To bez znaczenia.Magiczna bitwa odcisnęła piętno na młodej elfce.Powoli opadła na dno jaskini, w kierunku paszczy rannego, ale ciągle czekającego potwora.Jej złote oczy zalśniły szaleństwem i zwróciły się w stronę try­umfującej twarzy Mulandera.- Dosyć! - zaskrzeczała.- Wiem, czego chcesz - odeślij tę istotę, a dam ci to, czego pragniesz bez dalszej walki.Przysięgam, na wszystko co mroczne i święte! JUśmiech wrogiego zadowolenia wykrzywił twarz Czerwonego Maga.Nie wierzył w składane przez drowy przysięgi, ale wiedział, że jej czary bitewne były na wyczerpaniu.Nie był też zaskoczony, że straciła serce do walki.Dziewczyna była żałośnie młoda - wyglą­dała na jakieś dwanaście czy trzynaście lat według rachuby ludzi.Pomimo jej pochodzenia i talentu magicznego była tylko niedoświad­czoną dziewczynką, a zatem nie stanowiła dla niego wyzwania!- Rzuć mi klucz - rozkazał.- Potwór - zażądała.Mulander zawahał się, a potem wzruszył ramionami.Nawet bez magicznego tworu był lepszy niż to dziecko.Machnięciem ręki ode­słał potwora do koszmaru sennego, z którego pochodził.Lecz ru­chem drugiej dłoni stworzył kulę ognia wystarczająco dużą, by wprasować drowkę w przeciwległą ścianę jaskini i nie pozostawić z niej nic poza dymiącą plamą.Po strachu w jej oczach poznał, że rozu­miała swoje położenie.- Tutaj - on jest tutaj - powiedziała w przerażeniu dziewczyna, sięgając do torebki na pasie.Jej wysiłek zwiększany był przez strach.Oddychała urywanymi sapnięciami, a ramiona trzęsły się j ej od peł­nego przerażenia łkania.W końcu wyjęła maleńką jedwabną toreb­kę i uniosła ją w górę.- Klucz jest tutaj.Weź go, proszę i pozwól mi odejść!Czarownik zręcznie złapał rzuconą mu torebkę i wytrzasnął z niej na swoją dłoń maleńką lśniącą kulę.Bańka ochronna - zaklęcie ła­twe do rzucenia i łatwe do rozproszenia - w którym zamknięta była maleńka fiolka z zielonego szkła.A w tej fiolce złoty kluczyk, obiet­nica wolności i potęgi.Gdyby spojrzał na drowkę, mógłby się zastanowić, czemu jej oczy były suche, choć płakała, czemu nie miała już trudności z utrzymaniem się w powietrzu.Gdyby oderwał spojrzenie od tego długo oczekiwanego klucza, rozpoznałby w jej oczach chłodny try­umf.Widział już kiedyś podobny wyraz, przez chwilę, na twarzy swojego ucznia.Lecz duma już kiedyś wpędziła go w sieci zdrady i skłoniła do popełnienia błędu, który równał się wyrokowi śmierci, zamienione­mu na dożywotnią niewolę.Kiedy Mulander nareszcie zrozumiał, zorientował się, że ten błąd będzie naprawdę jego ostatnim.ROZDZIAŁ SIÓDMYRytuałLiriel Baenre wróciła do Menzoberranzan po zaledwie dwóch dniach, sponiewierana i pozbawiona kosmyka swoich bujnych bia­łych włosów, lecz przepełniona ponurą satysfakcją.Tak w każdym razie powszechnie uważano.Formalnego dowodu na to, że zabiła, zażąda się od niej dopiero w czasie ceremonii.Wszyscy członkowie Domu Shobalar zebrali się w sali tronowej Opiekunki Hinkutes'nat na ceremonii wejścia w pełnoletność.Był to obowiązek, ale większość z nich przyszła dla przyjemności oglą­dania owych makabrycznych reliktów, a także aby ożywić wspomnie­nia o własnych pierwszych ofiarach.Podobne chwile przypominały wszystkim obecnym, co to znaczy być drowem.Kiedy wybiła najczarniejsza godzina Narbondel, Liriel wystąpiła, by upomnieć się o miejsce wśród swoich.Wymagane było, aby przed­stawiła Xandrze Shobalar, swojej Pani i mentorce rytualny dowód.Przez dłuższą chwilę Liriel wytrzymała spojrzenie starszej czarodziejki, patrząc w jej oczy zimno i obojętnie - a także z niewypowiedzianą mocą i obietnicą śmierci.Tego także nauczyła się od swojego ojcaKiedy wreszcie wzrok starszej czarodziejki odwrócił się niepew­nie, Liriel skłoniła się głęboko i sięgnęła po mały, zielony przedmiot, by podnieść go w górę.Rozległy się szepty, niektórzy czarodzieje Shobalarów rozpoznali bowiem ten artefakt.- Zaskakujesz mnie, dziecko - powiedziała Xandra zimno.-Ty, która oczekiwałaś szlachetnego polowania, schwytałaś i zabiłaś swoją zwierzynę za pomocą czegoś takiego!- Już nie dziecko - poprawiła ją Liriel.Dziwny uśmiech wykrzywił jej twarz, a rzucona szybkim ruchem fiolka roztrzaskała się o podłogę.Kryształ pękł, rozległ się dzwoniący dźwięk, brzmiący długo w pełnej zdumienia ciszy, która zapadła w pomieszczeniu - bo tuż przed Panią Magii stanął ludzki czarownik, z zielonymi oczami lśniącymi wrogościąBył jak najbardziej żywy, a w jednej ręce trzymał naszyjnik, który podporządkował go woli Xandry.Z szybkością nie przystającą do j ego wieku, człowiek przywołał kulę światła i rzucił nią, nie w Xandrę, lecz w jednego z ciemnych elfów, stojącego na straży przy tylnych drzwiach.Nieszczęsny drow został rozdarty na krwawe strzępy.Zanim ktokolwiek zdążył wypu­ścić powietrze, kawałki elfiego ciała zawirowały w powietrzu i zaczęły przybierać nowe i przerażające formy.Przez dłuższą chwilę wszyscy w sali tronowej byli bardzo zaję­ci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl