Pokrewne
- Strona Główna
- Alex Joe Pieklo jest we mnie
- Feliks W. Kres Pieklo i szpada (3)
- Huxley Aldous Niebo i piekło
- Kres Feliks W Pieklo i szpada
- Alex Joe Pieklo jest we mnie (2)
- Pieklo Gabriela
- Pieklo Gabriela (2)
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Edgar Wallace The Ringer
- Norton, Andre Mistrz Zwierz1t
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starzec pełniący rolę sędziego podszedł do Chsalka podając mu haftowanypas, niczym nie różniący się od innych, noszonych przez dziesiątki, jeśli nie setki Soyeftie.Chsalkprzechwycił jego dłoń i nie odbierając nagrody pociągnął go w kierunku Jonathana.Położył dłoń naramieniu Ziemianina i potrząsnął słabo.- To twoje - powiedział wskazując pas.- Nikt nie ma wątpliwości - I widząc otwierające się ustaJonathana dodał szybko: - Jeśli to wezmę splamię swój honor - Uśmiechnął się do Jonathana.-Możemy za jakiś czas urządzić sobie swój prywatny wyścig i wtedy, jeśli wygram, bez najmniejszychskrupułów odbiorę tę nagrodę.Albo za rok, jak woliszJonathan obejrzał się i popatrzył na Ziyrę i Krycza.Oboje mieli niemal to samo wyczekującespojrzenie, we wzroku Ziyry doszukał się dodatkowo aprobaty dla oferty Chsalka.Zerknął nasędziego.Staruch nie oponował, raczej również skłaniał się ku propozycji formalnego zwycięzcy.Jonathan pokiwał głową i wziął do ręki pas.- One chyba nie nadają się do długiego galopu, nie wytrzymuje serce - powiedział.- Dlatego tak siębronią przed nadmiernym wysiłkiem - rzucił przez ramię spojrzenie na sztywniejącą Cynamon.- Alemożemy je trenować.I wtedy kłus im nie zaszkodzi?- No właśnie! - Chsalk klepnął go mocno w ramię.- Będziemy trenować.A teraz chodzmy sięwykąpać!Pociągnął Jonathana przez rozstępujący się tłum.Wiwaty nadal nie groziły uszkodzeniem słuchuzwycięzcom i Jonathan najpierw uznał, że gest Chsalka jego rodacy uznali za ekscentryczny i pusty,ale pózniej widząc gęsty i wciąż zwiększający się tłum, maszerujący za nimi domyślił się powodówtakiej reakcji.Soyeftie byli po prostu kolejny raz zaskoczeni.A po chwili owo zaskoczenie udzieliłosię i jemu Chsalk pociągnął go do sadzawki.Jonathan, widząc tłum za plecami usiłował najpierw sięwykręcić, potem, uważając, że im prędzej to zrobi tym lepiej dla jego delikatnej natury błyskawiczniezrzucił z siebie ubranie i wskoczył do chłodnej wody.Kibice najpierw oblepili wszystkie brzegisadzawki, a po kilku minutach, jakby uznając, że bohaterowie zostali już w ten sposób uhonorowani,niemal wszyscy zrzucili ubrania i dołączyli do nich.Na brzegu zostało kilku starych Soyeftie i dwie czytrzy matki z niemowlętami na ręku, a wszyscy z zazdrością przyglądali się kąpiącym.Ta gremialnakąpiel wyglądała Jonathanowi na jakiś rytuał, może spontaniczny i nawet nieświadomy, ale było cośtakiego w tej atmosferze, że postanowił natychmiast po powrocie do domu zapytać o to Ziyrę.I rzecz jasna wcale o to nie zapytał, w ogóle o nic nie pytał.Na dobrą sprawę zupełnie ze sobąnie rozmawiali.I prawie zupełnie nie spali tej nocy.Siedemdziesiąta czwarta dobaPopularność może być rzeczą przyjemną, zwłaszcza pierwsze jej chwile.Jonathan Weather przekonałsię o tym, po pierwszej dość chętnie kupowanej książce.Pózniej uznał, że najczęściej bywakłopotliwa, nakłada na obiekt obowiązek bycia kimś, najczęściej samemu sobie, obcym.Każdewypowiedziane zdanie powinno iskrzyć się od humoru, głębi i oryginalności.Każdy gest może byćzinterpretowany opacznie, a wszystkie intencje przekręcone, tak, że szlachetne pobudki stać się mogąpodłymi zachciankami, a bycie sobą, błyskawicznie przekształci się w nieznośny snobizm.No i każdawypowiedz, z którą nie zechce zgodzić się rozmówca uznana zostanie za megalomanię.Popularność w Nat Conal Le niewiele ustępowała ziemskiej, rodziła się podobnie i podobnieprzejawiała.Różniła się natomiast to Jonathan wyczuł natychmiast jakościowo.Soyeftie cieszylisię nieco infantylnie z każdego spotkania z bohaterem wyścigu, ale pozbawieni byli zmory JonathanaWeathera nikt niczego mu nie przypisywał.Powtarzano co powiedział, bez przekręcania.Naśladowano mnóstwo palaczy trenowało namiętnie puszczanie kółek i nikt nie oskarżałJonathana Weathera o złośliwość, jeśli jemu kółka wychodziły mimo wszystko lepiej.Wieczoryautorskie" ściągając jedną trzecią ogółu mieszkańców, cieszyły Jonathana, głaskając go po tej częściduszy, gdzie mieściła się próżność.A to kawał przestrzeni przyznawał samokrytycznie Kryczowi.Coprawda Soyeftie najchętniej słuchaliby opowieści o samym wyścigu, który wykreował Jonathana nabohatera oazy.Dziecinnie wstrzymywali oddech, gdy Jonathan po raz pierwszy, na wyrazne żądaniepubliki, opowiadał o treningu Cynamon, o taktycznych rozterkach w początkowej fazie wyścigu, osamotnym prowadzeniu i katastrofalnym zakończeniu.Równie emocjonalnie wysłuchali drugiej itrzeciej identycznej opowieści i kategoryczna odmowa kolejnego opowiadania wprawiła słuchaczy wlekki smutek i niezadowolenie.Jonathan jednak nie ustąpił.W domu szczegółowo przemyślał planopowieści i konsekwentnie realizował swoje zamierzenia.Usiłował zaszczepić w Soyeftiezainteresowanie czymś więcej niż płaskim wypełnianiem dnia codziennego, wygrzebywał z pamięciwszystko, co dotyczyło odkryć naukowych w podstawowych dziedzinach biologii, geografii,astronomii, medycyny, fizyki i miał nadzieję, że z czasem któryś ze słuchaczy, pod wpływem jegoobjuczonych morałem opowieści, zada sobie pytanie i sam udzieli na nie odpowiedzi.- Jakbym tłukł Jakbym rzucał piaskiem o ścianę - poskarżył się po miesiącu Ziyrze.Musiałzmodyfikować przysłowie: w Routpo nie rosło nic, co przypominałoby groch.- Rozdziawiają usta,słuchają i koniec.- Nie wymagaj od nas zbyt wiele, co?- Zbyt wiele? Zbyt wiele - przedrzeznił ją.- Wcale nie przesadzam.Przecież ty, chociażby, i Krycz- Nie obiecuj sobie zbyt wiele i po mnie.- Podeszła do niego i od tyłu zarzuciła ramiona na jego szyję.- Ja też nie rozumiem po co nam ta twoja nauka.Po prostu wierzę w to, co mówisz.- No to rzeczywiście niepotrzebnie zdzieram sobie gardło.- Odchylił głowę do tyłu i kpiącymspojrzeniem obrzucił górującą nad nim kobietę.- Najlepiej będzie jak opowiem jakiś film z MyszkąMiki- Jasne! - zawołała radośnie.- Najlepiej zacznij już teraz, uwielbiam Myszkę Miki!Jonathan roześmiał się, starając żeby jego śmiech zabrzmiał gorzko.Chwycił Ziyrę za przeguby,zamierzając przerzucić jej ręce ponad głową i posadzić ją sobie na kolanach, ale usłyszał czyjeś krokina schodach, ktoś biegnąc do góry potknął się i syknął niecierpliwie.Drzwi odskoczyły i do pokojuszybko wbiegł Chsalk.Jonathan i Ziyra zamarli wpatrując się w gościa.- Wiecie, że znaleziono torbę Uwy Wadfera? - zapytał nie witając się.- Nie, skąd mamy wiedzieć? - Ziyra oderwała się od Jonathana, zrobiła krok w kierunku Chsalka,potem zatrzymała się, zerknęła na swoje szycie, potrząsnęła głową - I coś jeszcze?- Nie, tylko torba.Pusta.- A skąd - zaczął Jonathan, ale Ziyra bezceremonialnie przerwała mu:- %7ładnych śladów? Szukali dobrze?Chsalk w ogóle nie zwrócił uwagi na usiłującego wtrącić się do rozmowy Jonathana.Gdyby nie użytaw pierwszym pytaniu liczba mnoga można by sądzić, że nie zauważył obecności mężczyzny w pokoju.Dopiero teraz przekroczył próg, ominął obojętnie nieruchomego Jonathana, nalał sobie do kubka wodyi wypił łapczywie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Starzec pełniący rolę sędziego podszedł do Chsalka podając mu haftowanypas, niczym nie różniący się od innych, noszonych przez dziesiątki, jeśli nie setki Soyeftie.Chsalkprzechwycił jego dłoń i nie odbierając nagrody pociągnął go w kierunku Jonathana.Położył dłoń naramieniu Ziemianina i potrząsnął słabo.- To twoje - powiedział wskazując pas.- Nikt nie ma wątpliwości - I widząc otwierające się ustaJonathana dodał szybko: - Jeśli to wezmę splamię swój honor - Uśmiechnął się do Jonathana.-Możemy za jakiś czas urządzić sobie swój prywatny wyścig i wtedy, jeśli wygram, bez najmniejszychskrupułów odbiorę tę nagrodę.Albo za rok, jak woliszJonathan obejrzał się i popatrzył na Ziyrę i Krycza.Oboje mieli niemal to samo wyczekującespojrzenie, we wzroku Ziyry doszukał się dodatkowo aprobaty dla oferty Chsalka.Zerknął nasędziego.Staruch nie oponował, raczej również skłaniał się ku propozycji formalnego zwycięzcy.Jonathan pokiwał głową i wziął do ręki pas.- One chyba nie nadają się do długiego galopu, nie wytrzymuje serce - powiedział.- Dlatego tak siębronią przed nadmiernym wysiłkiem - rzucił przez ramię spojrzenie na sztywniejącą Cynamon.- Alemożemy je trenować.I wtedy kłus im nie zaszkodzi?- No właśnie! - Chsalk klepnął go mocno w ramię.- Będziemy trenować.A teraz chodzmy sięwykąpać!Pociągnął Jonathana przez rozstępujący się tłum.Wiwaty nadal nie groziły uszkodzeniem słuchuzwycięzcom i Jonathan najpierw uznał, że gest Chsalka jego rodacy uznali za ekscentryczny i pusty,ale pózniej widząc gęsty i wciąż zwiększający się tłum, maszerujący za nimi domyślił się powodówtakiej reakcji.Soyeftie byli po prostu kolejny raz zaskoczeni.A po chwili owo zaskoczenie udzieliłosię i jemu Chsalk pociągnął go do sadzawki.Jonathan, widząc tłum za plecami usiłował najpierw sięwykręcić, potem, uważając, że im prędzej to zrobi tym lepiej dla jego delikatnej natury błyskawiczniezrzucił z siebie ubranie i wskoczył do chłodnej wody.Kibice najpierw oblepili wszystkie brzegisadzawki, a po kilku minutach, jakby uznając, że bohaterowie zostali już w ten sposób uhonorowani,niemal wszyscy zrzucili ubrania i dołączyli do nich.Na brzegu zostało kilku starych Soyeftie i dwie czytrzy matki z niemowlętami na ręku, a wszyscy z zazdrością przyglądali się kąpiącym.Ta gremialnakąpiel wyglądała Jonathanowi na jakiś rytuał, może spontaniczny i nawet nieświadomy, ale było cośtakiego w tej atmosferze, że postanowił natychmiast po powrocie do domu zapytać o to Ziyrę.I rzecz jasna wcale o to nie zapytał, w ogóle o nic nie pytał.Na dobrą sprawę zupełnie ze sobąnie rozmawiali.I prawie zupełnie nie spali tej nocy.Siedemdziesiąta czwarta dobaPopularność może być rzeczą przyjemną, zwłaszcza pierwsze jej chwile.Jonathan Weather przekonałsię o tym, po pierwszej dość chętnie kupowanej książce.Pózniej uznał, że najczęściej bywakłopotliwa, nakłada na obiekt obowiązek bycia kimś, najczęściej samemu sobie, obcym.Każdewypowiedziane zdanie powinno iskrzyć się od humoru, głębi i oryginalności.Każdy gest może byćzinterpretowany opacznie, a wszystkie intencje przekręcone, tak, że szlachetne pobudki stać się mogąpodłymi zachciankami, a bycie sobą, błyskawicznie przekształci się w nieznośny snobizm.No i każdawypowiedz, z którą nie zechce zgodzić się rozmówca uznana zostanie za megalomanię.Popularność w Nat Conal Le niewiele ustępowała ziemskiej, rodziła się podobnie i podobnieprzejawiała.Różniła się natomiast to Jonathan wyczuł natychmiast jakościowo.Soyeftie cieszylisię nieco infantylnie z każdego spotkania z bohaterem wyścigu, ale pozbawieni byli zmory JonathanaWeathera nikt niczego mu nie przypisywał.Powtarzano co powiedział, bez przekręcania.Naśladowano mnóstwo palaczy trenowało namiętnie puszczanie kółek i nikt nie oskarżałJonathana Weathera o złośliwość, jeśli jemu kółka wychodziły mimo wszystko lepiej.Wieczoryautorskie" ściągając jedną trzecią ogółu mieszkańców, cieszyły Jonathana, głaskając go po tej częściduszy, gdzie mieściła się próżność.A to kawał przestrzeni przyznawał samokrytycznie Kryczowi.Coprawda Soyeftie najchętniej słuchaliby opowieści o samym wyścigu, który wykreował Jonathana nabohatera oazy.Dziecinnie wstrzymywali oddech, gdy Jonathan po raz pierwszy, na wyrazne żądaniepubliki, opowiadał o treningu Cynamon, o taktycznych rozterkach w początkowej fazie wyścigu, osamotnym prowadzeniu i katastrofalnym zakończeniu.Równie emocjonalnie wysłuchali drugiej itrzeciej identycznej opowieści i kategoryczna odmowa kolejnego opowiadania wprawiła słuchaczy wlekki smutek i niezadowolenie.Jonathan jednak nie ustąpił.W domu szczegółowo przemyślał planopowieści i konsekwentnie realizował swoje zamierzenia.Usiłował zaszczepić w Soyeftiezainteresowanie czymś więcej niż płaskim wypełnianiem dnia codziennego, wygrzebywał z pamięciwszystko, co dotyczyło odkryć naukowych w podstawowych dziedzinach biologii, geografii,astronomii, medycyny, fizyki i miał nadzieję, że z czasem któryś ze słuchaczy, pod wpływem jegoobjuczonych morałem opowieści, zada sobie pytanie i sam udzieli na nie odpowiedzi.- Jakbym tłukł Jakbym rzucał piaskiem o ścianę - poskarżył się po miesiącu Ziyrze.Musiałzmodyfikować przysłowie: w Routpo nie rosło nic, co przypominałoby groch.- Rozdziawiają usta,słuchają i koniec.- Nie wymagaj od nas zbyt wiele, co?- Zbyt wiele? Zbyt wiele - przedrzeznił ją.- Wcale nie przesadzam.Przecież ty, chociażby, i Krycz- Nie obiecuj sobie zbyt wiele i po mnie.- Podeszła do niego i od tyłu zarzuciła ramiona na jego szyję.- Ja też nie rozumiem po co nam ta twoja nauka.Po prostu wierzę w to, co mówisz.- No to rzeczywiście niepotrzebnie zdzieram sobie gardło.- Odchylił głowę do tyłu i kpiącymspojrzeniem obrzucił górującą nad nim kobietę.- Najlepiej będzie jak opowiem jakiś film z MyszkąMiki- Jasne! - zawołała radośnie.- Najlepiej zacznij już teraz, uwielbiam Myszkę Miki!Jonathan roześmiał się, starając żeby jego śmiech zabrzmiał gorzko.Chwycił Ziyrę za przeguby,zamierzając przerzucić jej ręce ponad głową i posadzić ją sobie na kolanach, ale usłyszał czyjeś krokina schodach, ktoś biegnąc do góry potknął się i syknął niecierpliwie.Drzwi odskoczyły i do pokojuszybko wbiegł Chsalk.Jonathan i Ziyra zamarli wpatrując się w gościa.- Wiecie, że znaleziono torbę Uwy Wadfera? - zapytał nie witając się.- Nie, skąd mamy wiedzieć? - Ziyra oderwała się od Jonathana, zrobiła krok w kierunku Chsalka,potem zatrzymała się, zerknęła na swoje szycie, potrząsnęła głową - I coś jeszcze?- Nie, tylko torba.Pusta.- A skąd - zaczął Jonathan, ale Ziyra bezceremonialnie przerwała mu:- %7ładnych śladów? Szukali dobrze?Chsalk w ogóle nie zwrócił uwagi na usiłującego wtrącić się do rozmowy Jonathana.Gdyby nie użytaw pierwszym pytaniu liczba mnoga można by sądzić, że nie zauważył obecności mężczyzny w pokoju.Dopiero teraz przekroczył próg, ominął obojętnie nieruchomego Jonathana, nalał sobie do kubka wodyi wypił łapczywie [ Pobierz całość w formacie PDF ]