[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może, jak z uśmiechem mawiał wuj, może bał się przestraszyć młodą damę! Moi panowie!  powiada wuj, siadając swobodnie. Nie życzę tu sobie żadnej śmierci, zbłyskawicami czy bez błyskawic, zwłaszcza w towarzystwie damy, a co do piorunów i krwi,mieliście tego dość jak na jeden dzień! Więc, panowie, proszę zająć swoje miejsca i jazda!Hej tam, posługacz! Proszę podnieść scyzoryk gentlemana!Zaledwie wuj to powiedział, w oknie dyliżansu ukazał się pocztylion ze szpadą gentlemanaw ręku.Podniósł latarkę i poważnie spojrzał w twarz wujkowi, a wuj, ku swemu zdumieniu,przekonał się, że za oknem kręci się całe mnóstwo pocztylionów i każdy badawczo patrzy naniego.Nigdy w życiu nie widział takiego morza bladych twarzy, czerwonych ciał i badaw-czych oczu, jak w ów dzień! Najdziwniejsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek zdarzyła!  myśli wuj. Pozwoli pan, że mu zwrócę kapelusz?Podejrzany jegomość w milczeniu odebrał swój trójgraniasty kapelusz, spojrzał na dziurę zzajęciem i cisnął go wreszcie na czubek peruki z godnością, której efekt osłabił ponurymmruknięciem i zdjęciem po chwili owego nakrycia głowy. W porządku!  zawołał pocztylion i ruszyli z miejsca.Wuj wyjrzał oknem, gdy wyjeż-dżali z dziedzińca, i zobaczył, że wszystkie inne dyliżanse jeżdżą sobie w kółko po dziedziń-cu z niewielką szybkością, bo jakie pięć mil na godzinę.Strasznie to oburzyło mego wujka,panowie! Jako człowiek interesu uważał, że karetki pocztowe nie są na to, by się nimi bawić,i postanowił napisać skargę do urzędu pocztowego, jak tylko wróci do Londynu!Ale w owej chwili myśli jego były zupełnie zajęte młodą damą, która siedziała w kącie dy-liżansu, z głową wtuloną w kapturek płaszcza.Gentleman w błękitnym ubraniu siedział na-168 przeciw niej.Gentleman w jaskrawym ubraniu obok niej.Obaj nie spuszczali z niej oka.Je-żeli odważyła się choćby poruszyć fałdy kapturka, podejrzany jegomość natychmiast uderzałsię po rękojeści szpady, a wujek odgadywał z jego gniewnego mruczenia (nie mógł go wi-dzieć, bo było ciemno), że gotów damę połknąć jak nic.To coraz więcej gniewało mego wuj-ka, więc postanowił, żeby tam nie wiedzieć co, położy temu kres.Wuj uwielbiał bowiempiękne oczy, ładne twarzyczki, zgrabne nóżki i małe stopy.Słowem  kochał tę płeć! To jużrodzinne, panie! Ja  również!Liczne były sposoby, którymi wujek starał się zwrócić uwagę damy albo wciągnąć tajem-niczych jegomościów w rozmowę.Wszystko na próżno! Gentlemani nie chcieli mówić, damanie śmiała! Co pewien czas wujek wychylał się oknem, by zobaczyć, dlaczego tak wolno ja-dą.Wołał, aż ochrypł w końcu  nikt mu nie odpowiadał! Więc oparł się o poręcz i myślał ocudnej twarzy i drobnych stopach.To właśnie było najlepsze! Czas biegł niepostrzeżenie iwuj nie głowił się już, dokąd jedzie i w jaki sposób dostał się w podobną sytuację.Nie dlate-go, żeby go to martwiło  nie! Wuj był na wszystko gotowy, odważny gentleman, co się isamego diabła nie ulęknie!Nagle dyliżans stanął. Halo!  zawołał wuj. Co się, u diabła, stało? Wszyscy wysiadać!  woła pocztylion. Wysiadać? Tutaj?  pyta wuj. Tutaj!  odpowiada pocztylion. Ani mi się śni!  woła wuj. Doskonale! Więc zostań pan, gdzie jesteś!  odpowiada pocztylion. Zostanę!  mówi wujek. Zostań!  mówi pocztylion.Inni pasażerowie przysłuchiwali się tej rozmowie z wielką ciekawością, a widząc, że wujekpostanowił zostać, młody gentleman wysiadł i podał rękę damie.Podejrzany jegomość obej-rzał uważnie dziurę w swoim trójgraniastym kapeluszu.Przechodząc obok wujka młoda damaupuściła mu na kolana jedną z rękawiczek i szepnęła ledwo dosłyszalnym głosem:  Pomocy! Panowie! Wuj z takim pośpiechem wyskoczył z dyliżansu, że aż stopnie trzasnęły! Namyślił się pan?  zapytał pocztylion, widząc wuja.Wuj spojrzał na niego.Przezchwilę przyszło mu na myśl, czy nie dobrze by było wyrwać pocztylionowi pistolet z łapy,wypalić w twarz jegomościowi z wielkim mieczem, zdzielić resztę towarzystwa pałką po łbiei uciec z młodą damą.W następnej chwili jednak wyrzekł się tego planu uważając, że jestzbyt melodramatyczny w wykonaniu, i poszedł za dwoma tajemniczymi jegomościami, któ-rzy mając między sobą młodą damę, weszli do wielkiego domu stojącego przed nimi.Weszlina korytarz, wuj za nimi.Wuj mówi, że ze wszystkich zrujnowanych i opuszczonych miejsc, jakie kiedykolwiek wi-dział, to wydało mu się najbardziej opuszczone.Dom wyglądał tak, jakby kiedyś był wielkimzajazdem.Ale dach zapadł się w wielu miejscach, schody były zmurszałe, pokiereszowane,połamane.W ostatnim pokoju, do którego weszli, było palenisko i kominek czarny od dymu.Ale wesoły płomień nie ogrzewał go w tej chwili! W palenisku leżało nieco białego popiołuze spalonych polan, ale wnętrze kominka było zimne, ciemne. No  powiada wuj, obejrzawszy się. Dyliżans, który wlecze się z szybkością sześciumil na godzinę, a potem wybiera postój w takim miejscu  to nieczysta sprawa! Musimy za-wiadomić kogo należy! Podam to do gazet!Wuj powiedział to głośno, chcąc w ten sposób zmusić tajemniczych gentlemanów do roz-mowy.Ale żaden z nich nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, szeptali coś do siebie ikrzywili się, patrząc na niego.Dama znajdowała się w drugim końcu pokoju i wujek miałwrażenie, że kiwa na niego rączką  jak gdyby prosząc o pomoc.Wreszcie obaj nieznajomi zbliżyli się nieco i rozmowa się nawiązała.169  Nie wiesz, zdaje się, mój poczciwcze, że to prywatny pokój?  powiada jegomość w błę-kitnym ubraniu. Nie, nie wiedziałem, mój poczciwcze!  mówi wuj. Ale jeżeli ma to być prywatny po-kój, to jakże miły i zaciszny musi być ogólny!  To mówiąc wuj siada na krześle z wysokąporęczą i patrzy na gentlemana z taką miną, że tylko za nią Tiggin i Welps powinni mu bylidać materii na ubranie  i to dokładnie tyle, ile potrzeba, ani cala mniej. Wyjdz pan z tego pokoju!  wołają obaj gentlemani i chwytają za szpady. Co takiego?  pyta wuj udając, że nie rozumie  o co chodzi? Opuść pan pokój albo jesteś trup!  mówi podejrzany jegomość, wyjmując swoją wielkąszpadę i wywijając nią w powietrzu. Skończyć z nim! Skończyć z nim!  woła jegomość w błękitnym ubraniu i odskakujekilka kroków. Skończyć z nim!  Dama wydała lekki okrzyk.Otóż, panowie, wuj zawsze odznaczał się zimną krwią i przytomnością umysłu.Przez całyczas, gdy tamci mu grozili, wuj stał z obojętną miną i oglądał się za jakąś bronią albo innymśrodkiem obrony i w chwili kiedy tamci wyciągnęli szpady, wuj zauważył koło kominka staryrapier w zardzewiałej pochwie.Jednym susem wuj znalazł się koło kominka, złapał rapier,wyjął go z pochwy, machnął tęgo nad głową, krzyknął na damę, żeby mu nie wchodziła wdrogę, rzucił krzesło w łeb temu w błękitnym ubraniu, a pochwę w tego w jaskrawym ubraniui korzystając z ich konsternacji, runął na nich na chybił trafił.Panowie! Znacie starą historię o młodym Irlandczyku, który, gdy go zapytano, czy umiegrać na skrzypcach, odpowiedział, że pewnie, ale nie na pewno, bo nigdy jeszcze nie miałskrzypiec w ręku? Można to zastosować do mego wuja i jego szermierczych zdolności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl