Pokrewne
- Strona Główna
- Krawedz miecza [Na Krawedzi 4] Andrews Ilona
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Lackey Mercedes Wiatr przeznaczenia
- Duncan Dave Dar Madrosci (2)
- Duncan Dave Dar Madrosci
- Duncan Dave Przeznaczenie miecza (SCAN dal
- Herbert Frank Swiat Pandory 01 Epizod z Jezusem
- Drugi podejrzany Lewis Heather
- Masterton Graham Sfinks (3)
- Morrell Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lepiej zachować ciszę, żeby piraci przepłynęli obok, nieświadomi łakomego kąska znajdującego się na wyciągnięcie ręki.- Zdradź mi, jak brzmi drugie proroctwo - poprosił Wallie cicho.- Skoro chcesz, panie.Ale historyjka jest jeszcze bardziej trywialna niż pierwsza.Nawet nie ma rymu.Do Ikondoriny przyszedł rudowłosy brat i poprosił: Bracie, masz wielki talent do miecza, naucz mnie walczyć, żebym mógł zdobyć królestwo tak jak ty.Ten odparli Dobrze.wzieli się do pracy.Wreszcie Ikondorina stwierdził: Nie potrafię nauczyć cię niczego więcej.Idź i znajdź sobie królestwo.Brat go posłuchał.Jego państwo było dużo większe i potężniejsze.Naprawdę?- Gdybym zacytował ci wcześniej tę przypowieść, zrozumiałbyś, jakie znaczenie ma zapinka, gdy Arganari chciał ją podarować za pierwszym razem - szepnął Honakura.Sutry bywały długie i krótkie, skomplikowane i proste, banalne albo tajemnicze.Zawierały epitom, epizod i epigramat.Jednak Wallie nigdy nie słyszał równie dziecinnej jak ta.W jego umyśle zrodziło się brzydkie podejrzenie.- To wszystko?- Tak.- Przysięgasz, panie?Po chwili wahania Honakura zapytał:- Na co każesz mi przysiąc, panie?Walliego ogarnęło poczucie winy.Każdy cech miał swoje przysięgi, z wyjątkiem kapłańskiego.Świątobliwy nie mógł kłamać, w żadnej sytuacji, nawet komplementować szefa kuchni, jeśli potrawa mu nie smakowała.Honakura był przebiegły jak lis, ale nigdy nie posunąłby się do kłamstwa.Wallie poprosił go o wybaczenie.Król Nnanji? Starzec miał rację.Takie było przeznaczenie Nnanjiego - po zjeździe, po zwycięstwie nad czarnoksiężnikami.Nie miało nic wspólnego z Shonsu.Wallie poczuł ulgę.A tak się zadręczał! Może dlatego wciąż od nowa roztrząsał swoje problemy.W ten sposób nie myślał o Nnanjim i zapince z gryfonem.Honakura znowu się rozkaszlał.Walliego dopadły wyrzuty sumienia.Jak mógł przetrzymywać starca na wilgotnym i chłodnym powietrzu.- Chodź, przyjacielu - szepnął, kiedy atak minął.- Pomogę ci zejść.To pogoda nie dla ciebie.Mgła gęstniała.Wallie odprowadził Honakurę do kabiny i wrócił na posterunek.Zluzowany przez Holiyiego spełnił obietnicę i poszedł do Jji.Niewolnica na niego czekała.Zadbała o to, żeby jej pan, po niezliczonych uniesieniach i nadludzkich wyczynach, zasnął kamiennym snem, choć wcześniej się bał, że nie zmruży oka.Dwie kabiny dalej adept Nnanji skonsumował małżeństwo -szybko, z wprawą, powtórkami i wielką satysfakcją.W końcu on również zapadł w sen, a młoda żona leżała u jego boku, zastanawiając się nad przyszłością.Trzy klitki dalej nowicjusz Katanji leżał w łóżku Hany, choć nie miał prawa tam się znajdować.Śnił o Mei, którą odwiedził wcześniej.W sąsiedniej kajucie Honakura, kapłan siódmej rangi, spędzał bezsenną noc na klęczkach, szlochając cicho i błagając Boginię o wybaczenie.Rankiem mgła się podniosła.Szafir stał na kotwicy kilkadziesiąt metrów od portu w Casr.Księga druga:Jak szermierz spotkał godnego przeciwnika1Cnotliwa Huli, kapłanka trzeciej rangi, szła nabrzeżem.W jej głowie kłębiły się czarne myśli.Słońce przygrzewało, wiatr smagał ciała i ciskał piasek w oczy, tak że sama nie wiedziała, czy łzy są spowodowane kurzem czy też gniewem i frustracją.Miasto zmieniło się w dom wariatów, szpital dla niepoczytalnych przestępców.Z każdym dniem przybywało pacjentów.Kobieta minęła sprzedawcę owoców.Dwaj szermierze bezceremonialnie poczęstowali się jabłkami z wózka.Nie tylko nie przyszło im do głowy zapłacić, ale nawet nie raczyli podziękować właścicielowi lub choćby skinąć mu głową.Dla nich biedak nie istniał, a w domu miał pewnie z ośmioro albo dziewięcioro dzieci do wykarmienia.Szermierze! Kapłanka zazgrzytała zębami.Szermierze chodzący szóstkami.Po kilkunastu.Paradowali dumnym krokiem, terroryzowali ludzi, oddawali się rozpuście.Huli drgnęła odruchowo, słysząc świst miecza.Piąty z dziesięcioosobowym oddziałem salutował Szóstemu, który miał pięciu podwładnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Lepiej zachować ciszę, żeby piraci przepłynęli obok, nieświadomi łakomego kąska znajdującego się na wyciągnięcie ręki.- Zdradź mi, jak brzmi drugie proroctwo - poprosił Wallie cicho.- Skoro chcesz, panie.Ale historyjka jest jeszcze bardziej trywialna niż pierwsza.Nawet nie ma rymu.Do Ikondoriny przyszedł rudowłosy brat i poprosił: Bracie, masz wielki talent do miecza, naucz mnie walczyć, żebym mógł zdobyć królestwo tak jak ty.Ten odparli Dobrze.wzieli się do pracy.Wreszcie Ikondorina stwierdził: Nie potrafię nauczyć cię niczego więcej.Idź i znajdź sobie królestwo.Brat go posłuchał.Jego państwo było dużo większe i potężniejsze.Naprawdę?- Gdybym zacytował ci wcześniej tę przypowieść, zrozumiałbyś, jakie znaczenie ma zapinka, gdy Arganari chciał ją podarować za pierwszym razem - szepnął Honakura.Sutry bywały długie i krótkie, skomplikowane i proste, banalne albo tajemnicze.Zawierały epitom, epizod i epigramat.Jednak Wallie nigdy nie słyszał równie dziecinnej jak ta.W jego umyśle zrodziło się brzydkie podejrzenie.- To wszystko?- Tak.- Przysięgasz, panie?Po chwili wahania Honakura zapytał:- Na co każesz mi przysiąc, panie?Walliego ogarnęło poczucie winy.Każdy cech miał swoje przysięgi, z wyjątkiem kapłańskiego.Świątobliwy nie mógł kłamać, w żadnej sytuacji, nawet komplementować szefa kuchni, jeśli potrawa mu nie smakowała.Honakura był przebiegły jak lis, ale nigdy nie posunąłby się do kłamstwa.Wallie poprosił go o wybaczenie.Król Nnanji? Starzec miał rację.Takie było przeznaczenie Nnanjiego - po zjeździe, po zwycięstwie nad czarnoksiężnikami.Nie miało nic wspólnego z Shonsu.Wallie poczuł ulgę.A tak się zadręczał! Może dlatego wciąż od nowa roztrząsał swoje problemy.W ten sposób nie myślał o Nnanjim i zapince z gryfonem.Honakura znowu się rozkaszlał.Walliego dopadły wyrzuty sumienia.Jak mógł przetrzymywać starca na wilgotnym i chłodnym powietrzu.- Chodź, przyjacielu - szepnął, kiedy atak minął.- Pomogę ci zejść.To pogoda nie dla ciebie.Mgła gęstniała.Wallie odprowadził Honakurę do kabiny i wrócił na posterunek.Zluzowany przez Holiyiego spełnił obietnicę i poszedł do Jji.Niewolnica na niego czekała.Zadbała o to, żeby jej pan, po niezliczonych uniesieniach i nadludzkich wyczynach, zasnął kamiennym snem, choć wcześniej się bał, że nie zmruży oka.Dwie kabiny dalej adept Nnanji skonsumował małżeństwo -szybko, z wprawą, powtórkami i wielką satysfakcją.W końcu on również zapadł w sen, a młoda żona leżała u jego boku, zastanawiając się nad przyszłością.Trzy klitki dalej nowicjusz Katanji leżał w łóżku Hany, choć nie miał prawa tam się znajdować.Śnił o Mei, którą odwiedził wcześniej.W sąsiedniej kajucie Honakura, kapłan siódmej rangi, spędzał bezsenną noc na klęczkach, szlochając cicho i błagając Boginię o wybaczenie.Rankiem mgła się podniosła.Szafir stał na kotwicy kilkadziesiąt metrów od portu w Casr.Księga druga:Jak szermierz spotkał godnego przeciwnika1Cnotliwa Huli, kapłanka trzeciej rangi, szła nabrzeżem.W jej głowie kłębiły się czarne myśli.Słońce przygrzewało, wiatr smagał ciała i ciskał piasek w oczy, tak że sama nie wiedziała, czy łzy są spowodowane kurzem czy też gniewem i frustracją.Miasto zmieniło się w dom wariatów, szpital dla niepoczytalnych przestępców.Z każdym dniem przybywało pacjentów.Kobieta minęła sprzedawcę owoców.Dwaj szermierze bezceremonialnie poczęstowali się jabłkami z wózka.Nie tylko nie przyszło im do głowy zapłacić, ale nawet nie raczyli podziękować właścicielowi lub choćby skinąć mu głową.Dla nich biedak nie istniał, a w domu miał pewnie z ośmioro albo dziewięcioro dzieci do wykarmienia.Szermierze! Kapłanka zazgrzytała zębami.Szermierze chodzący szóstkami.Po kilkunastu.Paradowali dumnym krokiem, terroryzowali ludzi, oddawali się rozpuście.Huli drgnęła odruchowo, słysząc świst miecza.Piąty z dziesięcioosobowym oddziałem salutował Szóstemu, który miał pięciu podwładnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]