[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lae znała się na wszystkim, nawet na szpiegowaniu.- Sądzę, że przyszli z wieży - oznajmiła bardzo pewna siebie.Tomiyano zsunął się po linach i wpadł do kajuty.- Skręcili w prawo - rzucił i podbiegł do okna wychodzącego na rufę.- Tamten biały statek.Jednomasztowiec, który wskazał Trzeci, stał na końcu pirsu, przy mało zatłoczonej poprzeczce litery T.- Wytłumacz szczurowi lądowemu pewną rzecz – poprosił Wallie.- Taki mały żaglowiec z pewnością mógł wejść głębiej do portu? Dlaczego zacumował akurat tam?Nie rozumiesz? – rzucił kapitan niecierpliwie.– To maleństwo zbudowano z myślą o szybkości.Ma duży kil.Za duży, że­by można korzystać ze środkowej części pokładu.Wallie spojrzał na Lae.- Widziałaś przypadkiem, co wiozą w koszach?Kobieta zerknęła na Tomiyano.Uśmiech pogłębił jej zmar­szczki.- Ptaki, panie.Żeglarz wymamrotał parę niecenzuralnych uwag na temat czarnoksiężników i ich głupich sztuczek.Czas mijał niepostrzeżenie.W głębi umysłu Walliego rozbłysło małe światełko.Katanji zawsze widywał przy wieżach ptaki chodzące po ziemi.Czarno­księżnicy je karmili.Ich znakiem cechowym były pióra, ale.Wallie próbował sobie przypomnieć, jakiego ptaka mag wyczaro­wał z garnka.A kosze?- Może wiesz, co to za ptaki? - zapytał i wstrzymał oddech.- Wydawały głosy jak gołębie.- O, bogowie! Ośmiornice i pióra!Światełko zajaśniało jak latarnia morska.Obecni spojrzeli na niego ze zdumieniem.Pogrążony w myślach Wallie nie zauważył na pół rozbawionych, na pół zaniepokojonych spojrzeń, które wymienili towarzysze.Jego mózg pracował na najwyższych obrotach.- Panie bracie? - odezwał się Nnanji z troską w głosie.Mentor klepnął go w plecy z taką siłą, że adept omal się nie przewrócił.- Mam! Wprawdzie to niewiele, ale odkryłem jeden z sekre­tów czarnoksiężników.- Przeniósł wzrok na Tomiyano.- Uzys­kujecie z ośmiornic tę czarną ciecz?- Chodzi ci o sepię? - zapytał kapitan poirytowany tajemni­czością Siódmego.- Sepię?Shonsu wiedział o ośmiornicach tylko to, że nadają się do jedze­nia.Sepia, atrament! I ptasie pióra! Przybory do pisania! Honakura napomknął, że magowie kiedyś współdziałali z kapłanami.Byli skrybami, na bogów! Gołębie pocztowe! Oto, jak czarnoksiężnicy dowiedzieli się o zerwanym moście, o pożarze w Gi i zjeździe szer­mierzy.Gołębie mogły przenosić wiadomości tylko w jedną stronę, wracając do domu.Sieć kurierska wymagała więc odpowiednie­go środka transportu, najlepiej szybkiej łodzi, i dobrych traktów.To dlatego naprawiono starą kopalnianą drogę.Fałszywy urzęd­nik portowy przywiózł gołębie z Aus i Wal, żeby je wykorzystać w Ov i Amb.Wszystko się zgadzało!Kolejne działania same się narzucały.Trzeba znaleźć w wol­nym mieście sklepikarza albo handlarza sprzedającego gołębie i w ten sposób dotrzeć do szpiega czarnoksiężników.Ci ludzie mieli swobodę poruszania się.Wallie nadal nie miał pojęcia, jak walczyć z magią, ale zrobił pierwszy krok ku walce z czarno­księżnikami.- Na razie nic nie mogę wam wyjaśnić - powiedział.Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mógł.Wyjawienie tajemnicy pisma, na które monopol mieli czarnoksiężnicy, za­chwiałoby całą strukturą społeczną.Bogowie na to nie pozwo­lą.Nie! Czarnoksiężnicy już wcześniej zadbali o swoje interesy! Wallie nareszcie zrozumiał, dlaczego grasują po Świecie w przebraniach.Chcą za wszelką cenę zapobiec ponownemu wynalezieniu pisma.- Nnanji! Kiedy Katanji opuszczał wieżę, zobaczył półki z pudełkami.Jak je opisał?- Skórzane pudełka - odparł adept, marszcząc brwi.- Za dru­gim razem powiedział “brązowe skórzane pudełka", a następnym “płaskie pudełka".Dużo pudełek.Książki! Czarnoksiężnicy skupowali najdelikatniejsze skóry.Welin! Czy kiedyś uda się wykraść parę książek? Nauczyć się magii? Sytuacja zmieniłaby się całkowicie! Tymczasem.- Co, do diabła, zatrzymuje Katanjiego?Raptem mewy wzbiły się w niebo, konie stanęły dęba, głowy wszystkich się odwróciły.Obok szybkiej łodzi, na wysokości której zniknął wózek, czarnoksiężnicy i Katanji, uniosła się wol­no w powietrze chmura dymu.Nad portem przetoczył się ostry huk pioruna.Wallie Smith znał ten dźwięk.To nie był piorun, tylko wystrzał.Olśnienie.5“Lekcja zostanie przyswojona".Idiota!Tomiyano i Nnanji zderzyli się w drzwiach.Szermierz przegrał wyścig.Kapitan wspiął się błyskawicznie na wanty.Liny na in­nych statkach zaroiły się od żeglarzy.Czwarty odzyskał równo­wagę i już miał wypaść z nadbudówki, gdy przypomniał sobie o dyscyplinie.Podbiegł do mentora.- Chcę pójść i zobaczyć! Katanji!Wallie patrzył przed siebie pustym wzrokiem.Zbiegła się wy­straszona załoga.Czarnoksiężnicy patrolujący port ruszyli w stro­nę Rzeki.Co odważniejsi z tłumu popędzili za nimi, a bojaźliwi zawrócili do domów.- Panie bracie! Lordzie Shonsu!- Koński mocz - szepnął do siebie mentor.W głowie miał zamęt.Dopiero co ochłonął po niedawnym Objawieniu i Jlie zdążył jeszcze zastanowić się nad wszystkimi implikacjami.Lecz bez tego wstrząsu jego umysł może nie do­konałby kolejnego niewiarygodnego odkrycia.Latarnia morska rozbłysła jak słońce.Myśli pędziły przez głowę tak szybko, że Wallie nie mógł za nimi nadążyć.Świat stanął na głowie.Wallie krzyknął i uderzył pięścią w ścianę kajuty.Był ślepy, uparty i głupi! Wszystko miał podane jak na tacy! Końska uryna i ogieniek płonący w ciemnym lesie.Pioruny i kopalnie w pobli­żu wulkanów.Demony ognia i wrzące kadzie.Magiczne fujarki i komary.Ptaki w garnkach i długie rękawy.Skończony osioł! Dlaczego nie skojarzył faktów?Panie bracie!- Tomiyano! - ryknął Wallie.Rozejrzał się i stwierdził, że kapitana nie ma w nadbudówce.Chwycił Brotę za ramiona.- Aus! Statek, obok którego spotkałem Tomo.Co przewoził? Syn ci nie mówił?W tym momencie uświadomił sobie, że potrząsa kobietą.Na­tychmiast ją puścił.Piąta gapiła się na niego przerażona.- Siarkę, panie!- Siarkę? Do czego się jej używa?- Czasami do okadzania kabin, panie.Brota trzęsła się ze strachu przed szaleńcem.Panie bracie!Ładunek siarki? Powinien domyślić się od razu.Czarnoksięż­nicy wysyłali żółty proszek z Aus do innych wież.Katanji wspo­mniał coś o węglu drzewnym.Proch strzelniczy! Prymitywny czarny proch: piętnaście części azotanu potasowego, trzy części siarki, dwie części węgla drzewnego.Bogini nie przypadkiem wybrała inżyniera chemika, a on był za tępy, by zrozumieć dla­czego.Miejscowi pewnie znali azotan potasu jako saletrę, środek do konserwacji mięsa.Zresztą nieważne.Kadź pod schodami, której bulgot tak bardzo przeraził Katanjiego.Gdy kropla rozto­pionego ołowiu wpadała do wody, kadź oczywiście syczała i bu­chała parą! Czarnoksiężnicy prawdopodobnie jeszcze nie skon­struowali gwintowanych luf, tylko gładkie.Demony ognia były szrapnelami albo kartaczami.Nic dziwnego, że ciała ofiar wyglą­dały jak rozszarpane!- Katanji! Dałeś mi wiedzę, a ja jej nie przyjąłem! - jęknął Wallie.Obecni spojrzeli po sobie z konsternacją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl